Zaskakujące wyznanie Anity ze "ŚOPW". Chciała odwołać ślub z Adrianem

2025-12-17 16:02

Historia Anity Szydłowskiej i Adriana Szymaniaka to jeden z tych rzadkich przypadków, gdy telewizyjny eksperyment zakończył się miłością, kryzysami, dziećmi i codziennością. Poznali się w trzeciej edycji "Ślubu od pierwszego wejrzenia”, gdzie po raz pierwszy zobaczyli się dopiero przed ołtarzem. Minęło ponad siedem lat i choć formalnie byli już małżeństwem, dopiero teraz powiedzieli sobie "tak” w kościele. Decyzja zapadła nagle i miała bardzo bolesne tło.

Anita Szydłowska, Adrian Szymaniak

i

Autor: AKPA

Od kilku miesięcy Adrian walczy z glejakiem mózgu IV stopnia. Choroba wywróciła ich życie do góry nogami i sprawiła, że marzenie o ślubie kościelnym przestało być "kiedyś”, a stało się "teraz albo nigdy”. Choć wcześniej brakowało czasu (praca, dwójka dzieci, codzienność), to w obliczu diagnozy Anita i Adrian postanowili nie odkładać już niczego na później.

Uroczystość odbyła się 12 grudnia w gronie bliskich. Po ceremonii przyszedł czas na wesele – radosne, pełne wzruszeń, tańca i symboli. W sieci szybko pojawiły się nagrania oraz zdjęcia, a internauci zobaczyli zakochanych, którzy mimo dramatycznych okoliczności promieniowali szczęściem.

Kilka dni później Anita opublikowała poruszający wpis, w którym przyznała, że miesiąc wcześniej poważnie myślała o odwołaniu całej uroczystości.

Zobacz też: Anita Szydłowska reaguje na hejt z powodu hucznego ślubu. Jednak żałuje?

12.12 był dla nas dniem i nocą cudów – takich, które rodzą się w sercach. Pierwszym z nich był sam Adrian. Miesiąc wcześniej miewałam dni, kiedy prosiłam, żebyśmy to wszystko odwołali, że najważniejsze jest zdrowie - napisała Anita na Instagramie.

ESKA EUROWIZJA KOMENTERY

Anita ze "Ślubu od pierwszego wejrzenia" o tym, że chciała odwołać wesele

Jak wyjaśniła, Adrian był wtedy w trakcie radioterapii i chemioterapii, miał gorsze dni, ale ani na moment nie zwątpił, że chce stanąć z nią przed ołtarzem.

W obliczu druzgocącej diagnozy, jaką jest glejak mózgu, wiele osób się załamuje. Ale nie on. Zamiast się poddać, pokazuje innym nadzieję i daje przykład, że nawet będąc chorym, można spełniać marzenia - dodała.

Kobieta podkreśliła też, że prawdziwą magię tego dnia stworzyli ludzie, czyli rodzina, przyjaciele, a także zupełnie obce osoby, które postanowiły im pomóc w organizacji ceremonii.

Nawet najpiękniejsza sala byłaby pusta, gdyby nie wypełniły jej miłość, przyjaźń i rodzina. Ta energia dodaje nam skrzydeł każdego dnia - napisała.

Wiele firm i osób z branży ślubnej zaoferowało wsparcie, dzięki czemu para nie musiała sięgać po środki ze zbiórki przeznaczonej na leczenie Adriana. I właśnie ten fakt stał się powodem krytyki.

W sieci pojawiły się komentarze sugerujące, że organizacja wesela w czasie choroby i trwającej zbiórki jest niestosowna. Anita nie kryła żalu, odnosząc się do tych zarzutów wprost.

Ogromnie przykro mi, gdy czytam brak zrozumienia i słowa, na które te osoby nie zasługują. Pomogli nam spełnić marzenie tak, byśmy nie musieli ruszać pieniędzy potrzebnych na leczenie - podkreśliła.

Na koniec dodała słowa, które stały się symbolicznym podsumowaniem ich wspólnej drogi:

Ślub z obcą osobą zakończył się ślubem z osobą, którą kochamy nad życie. To światło zostanie z nami na zawsze.