Śmierć Joanny Kołaczkowskiej, której choroba nowotworowa poruszyła wiele osób, wywołała lawinę emocji. Na pogrzebie uwielbianej aktorki 28 lipca zjawiły się tłumy. Aktorkę kabaretów Potem i Hrabi pożegnali nie tylko najbliżsi, ale też znajomi z branży artystycznej, dalsi koledzy czy też fani. Wśród wielu poruszających pomówień było również to od jej siostry, która towarzyszyła chorującej bliskiej do ostatniej chwili.
Siostra Joanny Kołaczkowskiej w przejmujących słowach
W trakcie świeckiej części uroczystości pogrzebowej głos zabrali m.in. były mąż aktorki - Krzysztof Kołaczkowski oraz jej przyjaciele - Edyta Bartosiewicz, Artur Andrus i Szymon Majewski. Żałobnicy płakali, ale i śmiali się, wspominając zmarłą gwiazdę polskiego kabaretu. Szczególne emocje wywołała wypowiedź jej o rok starszej siostry Agnieszki. Prywatnie - jest ona żoną Dariusza Kamysa, przyjaciela i współpracownika Kołaczkowskiej z kabaretu Hrabi.
Zobacz też: Żałobnicy brawami na kolanach oddali hołd Joannie Kołaczkowskiej. Niezwykły moment wywołał morze łez
Agnieszka Kamys w swojej mowie zwróciła się bezpośrednio do ukochanej siostry. Opowiedziała o tym, jak dzielnie znosiła ona swoją chorobę nowotworową.
"W trakcie choroby byłaś, siostro, niezwykle dzielna, bardzo pokorna i ze spokojem przyjmowałaś kolejne jej etapy i sposoby leczenia. I pomimo tego, że wszyscy mieliśmy nadzieję i wierzyliśmy w Twoje uzdrowienie, to jednak coraz częściej uświadamiano nam, że szczęśliwego zakończenia tej historii nie będzie. I że musimy się przygotować na Twoje odejście" - powiedziała na początku przemówienia.
"To był dla mnie ogromny przywilej"
W dalszej części pożegnalnej wypowiedzi starsza siostra Kołaczkowskiej podziękowała za opiekę przyjaciołom, ale również kilku warszawskim szpitalom, hospicjum domowemu, a także hospicjum w Konstancinie-Jeziornie, gdzie, jak ujawniła, aktorka spędzała czas w kilku ostatnich tygodniach życia. Agnieszka Kamys podzieliła się refleksjami na temat trzech ostatnich miesiącach swojej siostry, w których jej towarzyszyła.
To właśnie ona była przy chorującej aktorce do samego końca - jej odejścia 17 lipca. Jak wspominała, początkowo z sytuacją pozwoliła jej oswoić się książka "Możesz odejść, bo Cię kocham" autorstwa Renaty Arendt-Dziurdzikowskiej, jednak potem "krzyczała i płakała" z niezgody wobec przykrego obrotu spraw.
"Asiu, to był dla mnie ogromny przywilej, że mogłam trzymać Cię za rękę, być z Tobą do ostatniego tchnienia. Towarzysząc Ci w chorobie, w szpitalu i w domu, mogłam wspominać całe nasze życie, mówić Ci, jak bardzo Cię kocham, pielęgnować Cię i tulić, i całować w dłonie jak ukochaną siostrę, jak prawdziwą hrabinę" - powiedziała.