Stranger Things 4

i

Autor: materiały prasowe Netflix Stranger Things 4: recenzja pierwszej części nowego sezonu

To już nie jest to samo "Stranger Things": RECENZJA pierwszej części 4. sezonu

2022-05-27 15:13

"Stranger Things" to wielki hit platformy Netflix, który już wkrótce powróci do nas z 4. sezonem. Czy warto było czekać aż 3 lata na kolejny powrót do Hawkins? My już widzieliśmy i oceniamy. Zapraszamy do recenzji pierwszej części "Stranger Things 4".

"Stranger Things" zadebiutowało na Netfliksie w 2016 roku i szturmem podbiło serca widzów. Serial braci Duffer szybko wszedł do panteonu najpopularniejszych (i najlepszych) seriali ostatnich lat, przyciągając przed ekrany miliony odbiorców w każdym wieku. W końcu formuła oparta była na podobnym schemacie, co słynny "Harry Potter" - opowieści o dzieciach walczących ze złem, jednak zaserwowanej w sposób, który przemówi zarówno do najmłodszych, jak i nieco starszych widzów. To jednak nie jedyny aspekt, który łączy "Stranger Things" z opowieścią o Chłopcu, Który Przeżył. Oba tytuły z biegiem lat ewoluowały na naszych oczach, stając się coraz poważniejsze i przede wszystkim - mroczniejsze. Ta przemiana zarówno bohaterów, jak i samego serialu, widoczna jest szczególnie w 4. sezonie, który - zgodnie z obietnicą twórców - jest już horrorem pełną gębą. Czy wyszło to "Stranger Things" na dobre? ZDECYDOWANIE.

Stranger Things: RECENZJA pierwszej połowy 4. sezonu

Akcja 4. sezonu "Stranger Things" przenosi nas do wiosny 1986 roku, czyli na pół roku po wydarzeniach z poprzednika. Życie bohaterów uległo diametralnej zmianie, w końcu niektórzy stracili najbliższych, a inni opuścili miasteczko Hawkins w poszukiwaniu lepszego, bezpieczniejszego życia. Jednak, jak wiemy, evil doesn't die so easy i mroczne siły powracają, by znów namieszać w życiu bohaterów. Tym razem jednak na zupełnie innym, bardziej złożonym poziomie. Jedną z największych zalet "Stranger Things 4" jest bez wątpienia antagonista. Nie będę wchodzić w szczegóły, by nie zdradzić wam zbyt wiele, zaznaczę więc tylko, że złoczyńca to tym razem coś więcej, niż tylko potwór z innego wymiaru. Jego głębia i sposób działania oraz przede wszystkim metafora, jaka się z nim wiąże, to po pierwsze olbrzymia bomba emocjonalna, która doprowadza do łez, a po drugie zaskakująco dojrzała rozprawa psychologiczna, która dobitnie dowodzi, że to już nie jest to samo "Stranger Things", co kiedyś. 

Stranger Things 4: They're not kids anymore

Dzieciaki z Hawkins przestały być dzieciakami i wkroczyły w wiek nastoletni, ze wszystkimi jego zaletami i przywarami. Bracia Duffer podkreślają to wielokrotnie, serwując nam cały wachlarz teen dram, od prześladowań w szkole, pierwszych zawodów miłosnych i poczucia wyobcowania, po usilne próby przystosowania się i bycia fajnym. Twórcy nie zapominają jednak, za co pokochaliśmy "Stranger Things" i te elementy stanowią zaledwie dodatek, rozszerzenie świata przedstawionego, nie główną oś fabuły. Tą wciąż pozostaje walka ze złem, które tym razem jest autentycznie przerażające. W "Stranger Things 4" porzucamy bowiem klimaty "Goonies", "E.T." i "Ghostbusters", a wkraczamy w świat dobrze znany miłośnikom twórczości Wesa Cravena i Johna Carpentera. Fanów kultowych horrorów z przełomu lat 70. i 80. czeka przednia zabawa w wyłapywanie wszelkiej maści nawiązań, które piętrzą się z każdym odcinkiem, jednak wciąż pozostają listem miłosnym do popkultury, a nie odtwórczym fan serivcem. Bracia Duffer umiejętnie żonglują klasyką grozy, w iście fenomenalny sposób łącząc motywy z takich hitów jak "Koszmar z ulicy Wiązów", "Omen", "Egzorcysta" i "Halloween", z domieszką chociażby "Obcego", czy... twórczości Christophera Nolana. Co więcej, nawet pasjonaci tematyki seryjnych morderców uśmiechną się parokrotnie. Wszystko to sprawia, że "Stranger Things 4" pozwala nam śledzić nie tylko ewolucję dobrze znanych nam bohaterów i serialu samego w sobie, ale także popkultury i społecznych realiów lat 80. XX wieku. Słowem: intertekstualność at its finest.

Stranger Things: recenzja pierwszej połowy 4. sezonu

i

Autor: materiały prasowe Netflix Stranger Things: recenzja pierwszej połowy 4. sezonu

W czwartym sezonie witamy na pokładzie kilkoro nowych bohaterów, tak różnych od siebie, jak tylko się dało. Każdy wnosi jednak do serialu coś, czego jeszcze w nim nie było i gwarantuję, że przynajmniej jeden z nich absolutnie skradnie wasze serca (moje skradł bezapelacyjnie). Ciekawym i dość odważnym zabiegiem było również zepchnięcie dotychczasowych "gwiazd" na drugi plan i skupienie się głównie na postaciach, które dotąd były gdzieś z boku, stanowiąc tło lub "przedłużenie" głównych bohaterów. I choć wyszło to generalnie na plus, stanowiąc swoisty powiew świeżości, przełożyło się jednocześnie na nierówności narracyjne całego sezonu. Twórcy żonglując poszczególnymi wątkami sprawili, że niektóre z nich zwyczajnie się dłużą i... nudzą, stanowiąc niechciany przerywnik od głównej akcji. Wynagradza to jednak finał (tej części sezonu), który nie tylko sprawia, że siedzimy jak na szpilkach, dosłownie wstrzymując oddech od narastającego napięcia, ale także serwuje plot twist tak mocarny, że nie powstydziłby się go sam wspomniany już Christopher Nolan. 

Stranger Things 4: długość odcinków to (nomen omen) dziwna decyzja

Zanim przejdę do głównego zarzutu pod adresem "Stranger Things 4" wspomnę jeszcze tylko, że serial ponownie serwuje nam wszystko to, za co go pokochaliśmy (w tym ścieżkę dźwiękową, która - uwaga szok - znów jest istnym majstersztykiem) tylko LEPIEJ, dodając przy tym nowe elementy, które wznoszą go na zupełnie nowy, wyższy poziom. Aktorsko również jest przyzwoicie, a pierwsze skrzypce na tym polu gra tym razem Sadie Sink, która za tegoroczną kreację Max powinna dostać jakąś nagrodę. Zasłużyła dziewczyna.

Wracając do tematu głównego zarzutu, "Stranger Things 4" cierpi na... dziwną długość odcinków. Gdy świat obiegła wiadomość, ile będą trwać poszczególne "części" tej opowieści, internauci nie do końca wiedzieli, co o tym myśleć. Ich obawy mają niestety przełożenie w rzeczywistości. Choć najnowszy sezon wciąga bez reszty, da się odczuć, że niektóre z odcinków trwają zwyczajnie zbyt długo i w pewnej chwili powinno nastąpić cięcie. Nie do końca rozumiem, dlaczego bracia Duffer zdecydowali się na taką formę, zwłaszcza, że na horyzoncie majaczy finał sezonu, który potrwa... dwie i pół godziny (!). 

Stranger Things 4 to najlepsze, co dał nam dotąd Netflix

... i piszę to z pełną świadomością wagi swoich słów. Gigant streamingowy zaserwował nam już kilka naprawdę fenomenalnych produkcji odcinkowych, z "Mindhunterem" i "The Crown" na czele, jednak to 4. odsłona "Stranger Things" jest perłą w jego koronie i dowodem na to, że Netflix jeszcze nie powiedział ostatniego słowa (co w ostatnich czasach coraz częściej sugerują malkontenci). Zatem, gdy tylko najnowsze odcinki Dziwnych Rzeczy zjawią się w bibliotece platformy, nie traćcie ani sekundy i odpalajcie, bo JEST NA CO CZEKAĆ. Ocena: 9.5/10.

Stranger Things 4: kiedy premiera?

"Stranger Things 4" zadebiutuje w bibliotece Netfliksa już w piątek 27 maja 2022 roku. Światło dzienne ujrzy wówczas pierwszych siedem odcinków. Na dwa finałowe poczekamy z kolei do 1 lipca tego roku. 

Sonda
Czekasz na 4. sezon Stranger Things?