Spis treści
"Życie Chucka" - o czym opowiada film?
"Życie Chucka" to adaptacja opowiadania ze zbioru "Jest krew..." autorstwa Stephena Kinga. Historię tytułowego bohatera poznajemy od końca, gdy stając w obliczu nieuchronnego, wyszukuje w pamięci chwile i zdarzenia, które nadawały jego życiu prawdziwy sens. To sprawy znane każdemu z nas, najprostsze, ktoś powiedziałby, że wręcz banalne, a jednak najwspanialsze. Miłość najbliższych, młodzieńcze marzenia, momenty szalonej zabawy, przyjaźnie, pasje i małe zwycięstwa odnoszone w codziennych zmaganiach z losem. Każdy z nas ma swój własny mały wszechświat, który trwa tyle co nasze życie, ale jego odbicia istnieją dalej we wszechświatach innych.
W obsadzie znaleźli się m.in. Tom Hiddleston (znany głównie z roli Lokiego w filmach Marvela), Chiwetel Ejifor ("Doktor Strange"), Karen Gillan (seria "Strażnicy Galaktyki"), Mark Hamill ("Gwiezdne wojny") oraz Jacob Tremblay ("Pokój"), a za scenariusz i reżyserię odpowiada Mike Flanagan.
"Życie Chucka" kolejnym dowodem na to, że adaptacja doskonała istnieje
Adaptacje książek, czy nawet gier wideo, nie mają się ostatnio najlepiej, czego najgłośniejszymi - i najboleśniejszymi - przykładami są "Pierścienie Władzy" i nieszczęsny "Ród smoka", którego twórca mógłby zaczerpnąć korepetycji u Mike'a Flanagana. 47-letni filmowiec nie raz już bowiem udowodnił, że zręcznie i z wyczuciem potrafi przenieść słowo pisane na ekran, bez uszczerbku zarówno dla samego dzieła, jak i nerwów jego miłośników. "Nawiedzony dom na wzgórzu" to bowiem doskonała reinterpretacja powieści Shirley Jackson, a "Życie Chucka" niezwykle wierna, acz niepozbawiona zmian adaptacja, która okazała się nawet lepsza od swego pierwowzoru. Jako scenarzysta Flanagan oczywiście nie wystrzega się zmian, w końcu kino to inne medium niż książka i rządzi się swoimi prawami.
Jestem wielkim fanem twórczości Stephena Kinga i moją misją zawsze jest zachowanie jak największej ilości elementów, ale przenosząc historię na ekran zawsze musisz wprowadzić jakieś zmiany. I wszystko sprowadza się do tego, co oddaje sedno opowieści - przyznał filmowiec podczas konferencji prasowej, w której miałam przyjemność uczestniczyć.
Kluczowe jest tu ostatnie zdanie, w końcu nie od dziś wiadomo, że adaptacja z definicji zakłada nawet daleko idące zmiany w fabule i charakterystyce postaci, ale aby nie otrzeć się o fanfiction i brak szacunku dla autora pierwowzoru, należy pamiętać, w czym tkwi serce opowieści i wiedzieć, jak go nie zatracić. Ryan Condal, wspomniany wcześniej twórca "Rodu smoka", lubi zasłaniać się ograniczeniami narzucanymi przez adaptację i niemożnością pozostania wiernym pierwowzorowi. "Jako twórca serialu muszę zachować balans pomiędzy byciem producentem, scenarzystą i miłośnikiem materiału źródłowego. Koniec końców muszę to pociągnąć tak, by nie tylko pisać dalej, ale i udźwignąć praktyczne elementy tego procesu" - tłumaczył w jednym z wywiadów po tym, jak (słusznie) zarzucono mu brak szacunku dla twórczości George'a R. R. Martina, objawiający się licznymi, wypaczającymi sens opowieści, zmianami w fabule. Zupełnie inne podejście, i wygląda na to, że słuszne, prezentuje właśnie Mike Flanagan, który zapytany o trud w adaptowaniu dzieła Stephena Kinga, zdradził swój przepis na sukces. Jest on niezwykle prosty - wystarczy NAPRAWDĘ cenić materiał źródłowy i podejść do sprawy z głową oraz wyczuciem.
Zawsze patrzę na to z perspektywy fana i zadaję sobie pytanie, jak bardzo byłbym wściekły oglądając ten film w kinie, właśnie jako fan, który nie miał nic wspólnego z jego powstaniem. To jest najważniejsza kwestia.
"Życie Chucka" to zresztą nie tylko świetna adaptacja, ale też bardzo wartościowy film, o czym pisałam wam w recenzji. A miłośników duetu King-Flanagan z pewnością ucieszy fakt, że to nie koniec ich współpracy, filmowiec pracuje bowiem nad nową adaptacją "Mrocznej wieży".