Jeśli macie pójść tego lata na jeden film, niech będzie to "Życie Chucka" (RECENZJA)

2025-08-03 22:33

W czasach streamingu coraz rzadziej decydujemy się na wycieczki do kina, czego boleśnie dowodzą wyniki finansowe nawet największych wakacyjnych blockbusterów. Jeśli więc i wam do wielkiego ekranu raczej nie po drodze i tego lata zamierzacie wybrać się tylko na jeden film, postawcie na "Życie Chucka".

Życie Chucka - czy warto pójść do kina? RECENZJA.

i

Autor: Monolith Films "Życie Chucka" - czy warto pójść do kina? RECENZJA.

Miłośnicy pióra Stephena Kinga mają w tym roku używanie. Na zachodzie trwa emisja adaptacji "Instytutu" z Benem Barnesem w jednej z głównych ról, przed nami serialowy prequel serii "To" oraz "Wielki marsz" od twórcy "Igrzysk śmierci", a 1 sierpnia w polskich kinach zadebiutowało wreszcie "Życie Chucka". Opowiadanie "mistrza grozy" ze zbioru "Jest krew..." wziął na warsztat Mike Flanagan, czyli człowiek, który przed kilkoma laty dał światu arcydzieło horroru w postaci "Nawiedzonego domu na wzgórzu". Obaj panowie - autor i reżyser/scenarzysta - zjedli zęby na przyprawianiu widzów o ciarki, dlatego też dla wielu z was "Życie Chucka" może okazać się nie lada zaskoczeniem. Tym z gatunku pozytywnych.

"Życie Chucka" - recenzja najnowszej adaptacji twórczości Stephena Kinga

Przed pięcioma laty Stephen King ponownie postanowił opowiedzieć nam o ulotności życia, lecz tym razem w sposób znacznie mniej przygnębiający niż w "Smętarzu dla zwierzaków". O ile słynny horror (w mojej opinii szalenie niedoceniony) boleśnie przypominał, że nie znamy dnia ani godziny, wprawiając nas w stan niemal paranoiczny, o tyle "Życie Chucka" inspiruje, by każdą godzinę, czy nawet sekundę tego życia cenić i celebrować, właśnie jakby miała być tą ostatnią.

Joseph Zada i Esther McGregor o "Byliśmy łgarzami" i nowych "Igrzyskach śmierci" | Wywiad ESKA

Nie będę nakreślać tu fabuły, bo odebrałabym wam przyjemność chłonięcia tego filmu w sposób, do jakiego go stworzono. Wyjaśnię tylko, że "Życie Chucka" to dogłębnie przemyślany, nieszablonowy film, którego największą zaletą jest jego... banalność. Z jednej strony mówimy tu o dziele o zaburzonej strukturze - zaczynamy od III aktu, a kończymy na I, tym samym życie tytułowego Chucka poznając od końca - którego twórca żongluje gatunkami i za nic ma kinowe prawidła, z drugiej zaś serwującym nam proste refleksje, niejednokrotnie bezczelnie oczywiste i naiwne. Sęk w tym, że Mike Flanagan czuje opowiadanie Stephena Kinga całym sobą, a jego ducha przenosi na ekran z rzadko spotykanym pietyzmem. Forma kroczy tu ramię w ramię z przekazem, który jest niczym innym, jak właśnie celebracją banalności naszego życia.

"Życie Chucka" inspiruje do zadania sobie pytania, co jest miarą udanego, spełnionego życiorysu. Co pożegnacie z największą troską, gdy nadejdzie koniec świata? Jaki obraz zechcecie ujrzeć jako ostatni? Do jakich wspomnień wrócicie zalegając na łożu śmierci? Czy będzie to awans w pracy lub odebranie dyplomu na renomowanej uczelni? A może przypadkowa migawka z wakacji, gdy spacerowaliście po plaży na tle zachodzącego słońca, tańczyliście z obcymi ludźmi na ulicy, zanosiliście się śmiechem usłyszawszy żart, którego treści nie potraficie już przywołać lub czytaliście książkę, która może nie odmieniła waszego życia, ale sprawiła, że serce zabiło jakby żywszym rytmem? Wiem, że brzmi to jak banał i nim jest. Banałem, którego w obecnych czasach; wypełnionych pędem, strachem i poczuciem nadciągającej zagłady; szalenie potrzebowaliśmy. Seans "Życia Chucka" jest jak medytacja lub właśnie lektura wspomnianej książki - nie wstrząśnie waszym światopoglądem, nie zmieni trajektorii waszego życia, ale sprawi, że spojrzycie na nie z większą czułością i nostalgią.

"Życie Chucka" - czy warto pójść do kina?

W rękach mniej doświadczonego rzemieślnika "Życie Chucka" mogłoby wykoleić się niczym rozpędzony pociąg i trącić pretensją lub zanudzić nas na śmierć. Mike Flanagan przelał jednak w swe dzieło tyle wrażliwości i zrozumienia wobec materiału źródłowego, że dokonał niemal niemożliwego, bo film jest nie tylko ujmujący i wizualnie przepiękny, ale także... lepszy od literackiego pierwowzoru, któremu brakowało odpowiedniej dozy magii. Pomaga w tym świetnie dobrana obsada na czele z, jak zawsze fenomenalnym, Tomem Hiddlestonem (w pozostałych rolach m.in. Mark Hamill, Jacob Tremblay, Chiwetel Ejiofor, Karen Gillan i Kate Siegel). Nie oznacza to oczywiście, że mamy tu do czynienia z filmem doskonałym - żonglowanie gatunkami nie zawsze wychodzi tu odpowiednio zręcznie, przejście z II do I aktu następuje mało swobodnie, a dosłowność narracji ociera się o brak zaufania do inteligencji widza. Niemniej na tle innych filmów zalewających obecnie kina i streamingi, "Życie Chucka" jawi się niczym boleśnie wyczekana chwila wytchnienia i zastrzyk pozytywnej energii, który każdemu z nas z pewnością się przyda. Ocena: 8/10.