Serial "Heweliusz" zgarnął nie tylko wiele pochlebnych opinii wśród widzów, ale również dobrze sobie poradził w recenzjach krytyków. Zrodziło się wiele porównań chociażby do serialu "Czarnobyl". Wiemy już, że polscy użytkownicy Netflixa obejrzeli pięcioodcinkową produkcję opartą na faktycznej polskiej tragedii z zapartym tchem. Jednak sukces przybrał skalę międzynarodową.
"Heweliusz" święci triumfy
Serial nawiązujący do zatonięcia promu w styczniu 1993 roku to kolejna produkcja twórców "Wielkiej wody" (Jan Holoubek) i "Projektu Ufo" (Kasper Bajon). Poruszająca historia, zaangażowanie znanych i cenionych aktorów oraz produkcyjny rozmach i udostępnienie serialu widzom na całym świecie za pośrednictwem Netflixa sprawiły, że "Heweliusz" zyskał ogromne zainteresowanie Polaków. Wielu widzów, zwłaszcza tych najmłodszych, dopiero dzięki niemu dowiedziała się o tragedii sprzed 32 lat. Serial szybko poszybował na sam szczyt statystyk w Polsce, a także zdobył pochwały od zagranicznych krytyków.
W tych krajach polska produkcja poszybowała wysoko
Okazało się, że zainteresowanie w Polsce przekłada się też na inne kraje. Szczególnie dobrze "Heweliusz" radzi sobie na Netflixie w innych krajach środkowej i północnej Europy - Islandii, Niemczech, Norwegii i Szwecji. Poza tym, jak podaje serwis FlixPatrol, polski serial dotarł aż na trzecie miejsce Netflixa... w Egipcie, Kuwejcie, Meksyku czy Omanie. Łącznie, "Heweliusz" trafił do pierwszej dziesiątki notowania w 74 krajach spośród 190 posiadających dostęp do platformy. Wśród nich znalazły się między innymi Arabia Saudyjska, Argentyna, Nowa Kaledonia, Nowa Zelandia i Wenezuela. Oznacza to, że Polaków doceniła widownia na sześciu kontynentach, nie tylko w krajach z liczną Polonią czy doświadczonych podobnymi tragediami na morzach i oceanach.
ZOBACZ TEŻ: Heweliusz - ile osób przeżyło katastrofę i co tak naprawdę wydarzyło się w 1993 roku?