Spór o nieobecność w Waszyngtonie
Podczas poniedziałkowych rozmów w Białym Domu Donald Trump i Wołodymyr Zełenski spotkali się z europejskimi liderami, w tym Emmanuelem Macronem, Friedrichem Merzem, Keirem Starmerem, Giorgią Meloni, Alexandrem Stubbem oraz Ursulą von der Leyen i Markiem Rutte. W gronie tym zabrakło jednak przedstawiciela Polski, co wywołało falę komentarzy.
Wiceszef MSZ Marcin Bosacki wskazywał, że w takim formacie spotkań Polskę mógł reprezentować jedynie prezydent Karol Nawrocki. Rzecznik prezydenta odpowiada jednak, że to nie głowa państwa uczestniczyła dotychczas w pracach koalicji chętnych, ale premier Donald Tusk i minister Radosław Sikorski.
„To nie służy interesowi Polski”
Leśkiewicz ocenił, że przerzucanie winy na prezydenta jest nie tylko niepoważne, ale wręcz szkodliwe. Zaznaczył, że takie spory między rządem a Pałacem Prezydenckim są obserwowane przez sojuszników i przeciwników Polski. – Tego typu przepychanki nie służą interesowi naszego kraju – stwierdził.
Marcin Przydacz, szef prezydenckiego biura polityki międzynarodowej, również podkreślał, że prezydent nigdy nie brał udziału w pracach koalicji chętnych i nie zgłaszał udziału w takim formacie. Według niego Polska była reprezentowana w tych rozmowach przez premiera i ministra spraw zagranicznych.
Różnice w narracji rządu i Pałacu Prezydenckiego
Spór dotyczy także interpretacji działań koalicji chętnych. Przydacz sugerował, że rozmowy dotyczyły potencjalnego wysłania wojsk na Ukrainę, a prezydent wyraźnie sprzeciwia się takiemu scenariuszowi. Z kolei szef MSZ Radosław Sikorski stanowczo zaprzeczył, że tylko kraje gotowe wysłać wojska wchodzą w skład tej grupy.
Przydacz dodał, że poniedziałkowe rozmowy były jedynie wstępem do dalszego procesu, a decydujące ustalenia zapadną podczas kolejnych spotkań, w tym planowanego na 3 września spotkania prezydenta Nawrockiego z Donaldem Trumpem w Białym Domu.