Polska weterynaria na poziomie medycyny ludzkiej? "Dostrzegam ogromny skok technologiczny i terapeutyczny w dzisiejszej weterynarii." Marek Mastalerek przypomina, że dwadzieścia–trzydzieści lat temu lekarze skupiali się głównie na zwierzętach gospodarskich, a narzędzia diagnostyczne wyglądały, jak sam mówi, "jak przed wojną". Dziś większość specjalistów leczy zwierzęta towarzyszące, a kliniki wyposażone są jak szpitale dla ludzi – z cyfrowym RTG, USG, narkozą wziewną i własnymi laboratoriami. Według prezesa Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej standard sprzętu i procedur w wielu placówkach praktycznie nie odbiega od medycyny ludzkiej.
Roszczeniowi opiekunowie i nowe specjalizacje – co się zmienia? "Internet i media społecznościowe podniosły świadomość właścicieli, ale czasem prowadzą do roszczeniowości: żądam najwyższego poziomu diagnostyki i terapii dla mojego zwierzęcia, ale musi być jednocześnie tanio".
Marek Mastalerek zaznacza, że taki model jest nierealny, bo właściciele klinik inwestują w drogi sprzęt, szkolenia i wysoko wykwalifikowany personel, co automatycznie podnosi koszty usług. Jednocześnie ustawa o zawodzie lekarza weterynarii przewiduje dotąd tylko jedną oficjalną specjalizację gatunkową, ale po ostatniej nowelizacji samorząd może tworzyć certyfikowane specjalizacje kliniczne, między innymi z dermatologii, onkologii czy okulistyki psów i kotów. Do tej pory lekarze zdobywali praktykę w wąskich dziedzinach, lecz nie mogli legalnie posługiwać się tytułami typu kardiolog – teraz ten system zaczyna się stopniowo zmieniać.
Dramatycznie brakuje lekarzy weterynarii na wsiach
Dlaczego na wsiach brakuje lekarzy i co z wypaleniem? Marek Mastalerek podaje, że około osiemdziesięciu procent lekarzy weterynarii pracuje w miastach i zajmuje się zwierzętami domowymi, a jedynie około jednej piątej obsługuje zwierzęta gospodarskie. Wskazuje także trzecią grupę – specjalistów odpowiedzialnych za weterynaryjną ochronę zdrowia publicznego, którzy monitorują choroby zakaźne, nadzorują rzeźnie i kontrolują bezpieczeństwo żywności pochodzenia zwierzęcego.
"To ciężka, odpowiedzialna praca, od której zależy zdrowie ludzi i bezpieczeństwo żywności." Prezes zwraca uwagę, że na wsiach lekarzy jest dramatycznie mało, a wiele kobiet, które stanowią już większość w zawodzie, nie chce pracować w takich warunkach. Według Marka Mastalerka praca ze zwierzętami gospodarskimi stała się bardzo wymagająca fizycznie, mniej opłacalna i często przegrywa z rachunkiem ekonomicznym hodowców.
"Wypalenie, przeciążenie i depresja dotyczą dużej grupy lekarzy weterynarii." Badania zlecone klinice psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu potwierdziły skalę problemu. Prezes wymienia trudne emocjonalnie warunki pracy w rzeźniach, chroniczny brak lekarzy na wsiach, niskie zarobki młodych w miastach oraz rosnące oczekiwania właścicieli zwierząt. W krajach, które wcześniej przeszły proces przejmowania klinik przez sieci, obserwowano podwajanie cen dla klientów przy jednoczesnym spadku wynagrodzeń lekarzy o trzydzieści procent. Na to wszystko nakłada się hejt internetowy, który – jak podkreśla Marek Mastalerek – bywa wyjątkowo bolesny i niesprawiedliwy.
Źródło PAP.