Dzwoni, świeci, brzęczy
Zacznijmy od początku: elektroodpady, czyli zepsute, nieużywane lub przestarzałe urządzenia działające na prąd lub baterie powinny być poddawane selektywnej zbiórce. Co ważne – do tej frakcji zaliczamy nie tylko „pewniaki” takie jak pralka, lodówka czy stary telewizor, ale także całą domowo-biurową drobnicę: stare żarówki, nieużywane telefony, laptopy, myszki, słuchawki, suszarki do włosów, routery, a nawet kable. Są nimi także – co dla wielu osób może być zaskakujące – lampki choinkowe i wszelkiego rodzaju świąteczne dekoracje LED (np. świecące kule, bałwanki, renifery) – bo one również zawierają elementy elektryczne, więc po zużyciu wymagają odpowiedniej utylizacji. Podsumowując: jeśli coś świeci, miga, gra, dzwoni, ładuje się, ma wtyczkę, baterię, przewód albo choćby metalowy chip, prędzej czy później stanie się elektroodpadem, który wymaga specjalnego traktowania.
O co ten raban?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to nic strasznego – ot, stare, nikomu niepotrzebne sprzęty i niegroźne drobiazgi. Jednak – jak podkreślają eksperci Organizacji Odzysku ASEKOL PL w podcaście „REcykling bez tajemnic” – elektroodpady tylko z pozoru są niegroźne, bo w rzeczywistości wiele z nich zawiera niebezpieczne substancje takie jak rtęć, azbest, kadm, związki bromu, oleje chłodnicze czy freony, które – dopóki są „zamknięte” w urządzeniu – pozostają pod kontrolą. Problem zaczyna się wtedy, gdy sprzęt trafi w niewłaściwe miejsce składowania i zostanie narażony na działanie warunków atmosferycznych Wówczas toksyny mogą się uwalniać i przedostawać do gleby, wód gruntowych i powietrza, stwarzając realne zagrożenie zarówno dla środowiska, jak i dla naszego zdrowia. Właśnie dlatego, pod żadnym pozorem elektroodpady nie powinny lądować w żadnym z domowych pojemników do segregacji odpadów, albo co gorsza – być porzucane w przypadkowych miejscach, bo mogą narobić naprawdę poważnych szkód (a dodatkowo grozi to mandatem nawet do pięciu tysięcy złotych).
Oddam w dobre ręce
Nasze domy i biura są pełne elektroniki, kupujemy ją zdecydowanie częściej, szybciej wymieniamy na nowsze modele i… równie szybko odkładamy stare urządzenia „na kiedyś”. Końcówka roku tylko to potęguje: polujemy na okazje i promocje, często także pod choinką znajdujemy elektroniczne gadżety i sprzęty. W efekcie pod koniec grudnia elektroodpadów jest wokół nas zwyczajnie więcej. I choć najczęściej nie rzucają się one w oczy, bo zalegają we wspomnianych już „szufladach wstydu”, to ich wpływ na środowisko jest realny. Warto więc uporać się z nimi właśnie teraz – kiedy i tak robimy świąteczne porządki. Tym bardziej że prawidłowe pozbycie się elektroodpadów nie wymaga „tajemnej” wiedzy, bo wielu z nich można pozbyć się „przy okazji”: zostawiając w specjalnych pojemnikach ustawionych w miastach lub w sklepach RTV/AGD przy okazji zakupu nowego urządzenia (co ważne: małe elektroodpady można oddawać bez zakupu). Można także zebrać ich większą ilość i dostarczyć je do punktu PSZOK. Większe gabaryty – takie jak lodówki czy pralki – często odbierane są z domu bez żadnych opłat – wystarczy skontaktować się z firmą zajmującą się utylizacją tego typu odpadów. We wszystkich przypadkach obowiązuje jednak żelazna zasada: sprzętu elektronicznego i elektrycznego nie rozkręcamy samodzielnie, nie wyciągamy z niego kabli, śrubek ani potencjalnie „przydatnych części”. Urządzenia – zarówno duże, jak i te mniejsze – powinny trafiać do punktów zbiórki w całości. To kwestia bezpieczeństwa, bo źle zdemontowany elektrosprzęt może być nie tylko trudny do przetworzenia, ale także niebezpieczny dla osób, które będą się nim zajmować. A ponieważ najprostsze rozwiązania są zwykle najlepsze, warto pamiętać, że najbardziej ekologiczną formą recyklingu jest… ponowne wprowadzenie do obiegu. Jeśli więc sprzęt wciąż działa (albo da się go łatwo naprawić), dajmy mu szansę na drugie życie. Można go sprzedać na popularnych platformach albo po prostu oddać rodzinie, znajomym czy osobom potrzebującym.
Polowanie na surowce
Oddanie elektroodpadów do recyklingu to nie koniec historii, ale początek ich „drugiego życia”. Sprzęt, który oddajemy do punktu zbiórki, przekazywany jest do specjalistycznego zakładu przetwarzania, gdzie zostaje rozebrany na części pierwsze: jest demontowany, segregowany oraz często mielony na drobniejsze elementy, w wyniku czego powstają tzw. frakcje, czyli grupy materiałów, które można ponownie wykorzystać. Takim sposobem to, co jeszcze przed chwilą leżało zapomniane w szufladzie, nagle okazuje się wartościowym zasobem.
Coraz częściej mówi się o tym również w kontekście urban miningu, czyli górnictwa miejskiego. To trend (rosnący w siłę i w Polsce i w całej Europie) bazujący na tym, że miasta – z całą swoją infrastrukturą i zasobami – mogą być współczesnymi „kopalniami” surowców. Zamiast więc wydobywać nowe metale z ziemi, możemy odzyskiwać te, które już krążą w obiegu. W zużytych urządzeniach znajduje się wiele wartościowych pierwiastków, których pozyskanie z natury jest kosztowne i obciążające dla środowiska. Co ważne, urban mining nie jest już niszą – to kierunek, który realnie zmienia sposób, w jaki myślimy o elektroodpadach.
W Polsce ich kwestia zaczęła być regulowana stosunkowo niedawno – dopiero w 2005 roku pojawiły się przepisy, które określiły zasady postępowania ze zużytym sprzętem i wprowadziły odpowiedzialność producentów. Od tego czasu system działa coraz sprawniej, choć nadal nie w pełni wykorzystujemy jego możliwości. Na rynku co roku pojawiają się setki tysięcy ton sprzętu elektrycznego i elektronicznego, ale tylko niespełna połowa jest zbierana. Najlepiej radzimy sobie ze sprzętem gabarytowym, najgorzej z drobną elektroniką, która nadal zbyt często ląduje w czarnych pojemnikach na odpady resztkowe.
Oddając elektroodpady we właściwe miejsce, dajemy im szansę na drugie życie, a sobie – na uporządkowaną przestrzeń. To mały gest, który ma realny wpływ na środowisko i prosty sposób na to, by wejść w nowy rok z poczuciem, że zrobiło się coś dobrego – i dla siebie i dla planety. To jak, gotowi na świąteczne porządki?