Tym razem w programie "Rolnik szuka żony" uczestnicy mogli bezpośrednio przekonać się o niełatwych realiach życia na wsi. Wczesne pobudki przebiegły w różny sposób, a najbardziej spektakularna była ta w domu Gabriela. Kandydatki zdecydowanie nie były zachwycone brutalną pobudką i obowiązkowym wyjściem do obory. Nie zabrakło też sromotnego rozczarowania.
"Rolnik szuka żony" trwa
Kandydatki i kandydaci, którzy przyjechali na wieś, zmierzyli się z codziennymi pracami rolniczymi. Przebieg wydarzeń u każdego gospodarza był zupełnie inny. Choć Krzysztof spokojnie obudził panie i zaserwował im kawę, to u Gabriela zapanowała ostra dyscyplina. Jak mówiła nieco spóźniona Weronika:
"Chciałam się delikatnie pomalować, żeby dobrze wyglądać przed kamerą. Na co dzień tego nie robię, przecież normalnie nie poszłabym do obory w pełnym makijażu!"
Krzysztof i Arek zaangażowali swoje kandydatki do pracy na ciągniku, a Asia - zorganizowała mały kurs tańców ludowych. Wiele działo się także na farmie Basi, jednak efekt końcowy był daleki od jej oczekiwań.
Zobacz też: W "Rolnik szuka żony" nie znalazł miłości. Teraz będzie szukać szczęścia w innym randkowym show
Basia odrzucona. Rozczarowanie rolniczki
Łzami zakończyła się nagła decyzja Mateusza z Warszawy. Chociaż Basia liczyła na rozwój tej relacji, a zdaniem wielu - był to faworyt, by stworzyć z nią zgraną parę, ten postanowił postawić sprawę jasno. Po wygranej konkurencji zaprosił Basię na spacer, prosząc o rozmowę w cztery oczy. Ku wielkiemu zdziwieniu widzów, towarzyski Mateusz wprost przyznał, że nie czuje iskrzenia i chce to wyrzucić z siebie, póki kobieta ma jeszcze do wyboru dwóch innych mężczyzn. Nie trudno było dostrzec, że Basia bardzo mocno przeżyła słowa, które tak niespodziewanie usłyszała.
"Na ten moment nie mam w sobie takiego uczucia. Nie zaiskrzyło. Chcę być szczery, bo jest jeszcze dwóch kandydatów" - skwitował.
O tym, jak potoczą się losy rolniczek i rolników oraz ich goście, przekonamy się w kolejnych odcinkach "Rolnik szuka żony" w niedzielę o 21:25 na antenie TVP 1.