- Nietypowy incydent z udziałem byłego szefa polskiej policji, generała Jarosława Szymczyka, trafi na wokandę sądową.
- Szymczykowi postawiono poważne zarzuty, w tym nieumyślne sprowadzenie zagrożenia życia i zdrowia, a także nielegalne posiadanie i przewiezienie granatnika.
- Broń, otrzymana jako prezent z Ukrainy, okazała się w pełni sprawna i wybuchła w gabinecie Komendanta Głównego Policji.
- Co ujawni proces w sprawie zdarzenia, które wstrząsnęło polską opinią publiczną?
Sprawa, która w grudniu 2022 roku wstrząsnęła opinią publiczną, znajdzie swój finał na sali sądowej. Niezwykły incydent z udziałem najwyższego rangą polskiego policjanta od początku budził ogromne emocje i pytania o standardy bezpieczeństwa. Znamy już datę rozpoczęcia procesu.
Znamy datę pierwszej rozprawy
Podczas czwartkowego posiedzenia przygotowawczego w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa zapadły kluczowe ustalenia. Sąd wyznaczył termin pierwszej rozprawy w procesie gen. insp. Jarosława Szymczyka na 13 listopada 2025 roku. To właśnie wtedy rozpocznie się sądowa batalia, która ma wyjaśnić okoliczności bezprecedensowego zdarzenia w historii polskiej policji.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu już pod koniec stycznia bieżącego roku, a prokuratura nie pozostawia na byłym komendancie suchej nitki.
Ciężkie zarzuty prokuratury
Lista zarzutów, jakie śledczy przedstawili Jarosławowi Szymczykowi, jest długa i poważna. Prokuratura oskarża go przede wszystkim o nieumyślne sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach. Chodzi o eksplozję, do której doszło 14 grudnia 2022 roku w budynku Komendy Głównej Policji przy ul. Puławskiej w Warszawie.
Jak czytamy w komunikacie prokuratury, były komendant miał "dokonać zwolnienia zabezpieczeń granatnika RGW-90, a następnie doprowadzić do jego wystrzału i gwałtownego wyzwolenia energii". To działanie spowodowało poważne uszkodzenia konstrukcji budynku. Za ten czyn grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
To jednak nie wszystko. Szymczyk odpowie również za posiadanie broni - wspomnianego granatnika - bez wymaganej koncesji oraz za jego przewiezienie przez granicę w Dorohusku bez zgłoszenia funkcjonariuszom Służby Celno-Skarbowej. Za nielegalne posiadanie broni wojskowej grozi mu znacznie surowsza kara - od 6 miesięcy do nawet 8 lat więzienia.
Prezent z Ukrainy okazał się w pełni sprawną bronią
Przypomnijmy, że cała sprawa ma swój początek podczas oficjalnej wizyty Jarosława Szymczyka w Ukrainie w grudniu 2022 roku. Jak tłumaczył on sam w mediach, w prezencie od szefów tamtejszych służb otrzymał dwa granatniki, które miały być zużyte i pozbawione cech bojowych. Rzeczywistość okazała się zgoła inna.
Z opinii, którą prokuratura uzyskała z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia, wynika jednoznacznie, że granatnik RGW-90 był w pełni sprawną bronią bojową o przeznaczeniu wojskowym. Co więcej, w momencie przekazania go komendantowi nie posiadał żadnych dokumentów, które potwierdzałyby jego dezaktywację. Eksperci ustalili również, że broń była ustawiona na tryb burząco-odłamkowy (HESH). Zgodnie z polskim prawem, osoba cywilna nie ma żadnej możliwości uzyskania pozwolenia na posiadanie tego typu uzbrojenia.
Jak doszło do eksplozji?
Według ustaleń śledczych, do wystrzału nie doszło przypadkowo. Choć granatnik w momencie przekazywania go w Kijowie był zabezpieczony, to Jarosław Szymczyk miał samodzielnie wykonać sekwencję czynności, która doprowadziła do jego odbezpieczenia i oddania strzału na zapleczu jego gabinetu.
Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nie doszło do tragedii na znacznie większą skalę. Jak podała prokuratura, pocisk zawierający ładunek wybuchowy w postaci oktogenu nie eksplodował, ponieważ nie zdążył się uzbroić na tak krótkim dystansie. W wyniku zdarzenia sam komendant doznał niegroźnych obrażeń ucha.
Źródło: PAP.
