- Po meczu US Open, polski tenisista Kamil Majchrzak chciał podarować czapkę młodemu fanowi, ale została ona przejęta przez dorosłego mężczyznę.
- Incydent, nagrany i szybko rozpowszechniony w sieci, wywołał falę oburzenia internautów i został nazwany „aferą z czapką”.
- Mężczyzna, który przejął czapkę, wydał oficjalne oświadczenie, przepraszając za swoje zachowanie i wyjaśniając motywy działania.
- Dowiedz się, co stało się z czapką i jakie dalsze kroki zamierza podjąć mężczyzna, aby zadośćuczynić za swoje zachowanie.
Przypomnijmy: wszystko wydarzyło się po jednym ze zwycięskich meczów Kamila Majchrzaka podczas turnieju US Open. Polski tenisista, w geście podziękowania kibicom, chciał oddać swoją czapkę młodemu fanowi. Zanim jednak pamiątka trafiła w ręce dziecka, została przechwycona przez dorosłego mężczyznę. Całe zdarzenie uchwyciły kamery, a krótkie wideo w mgnieniu oka stało się wiralem. Internauci nie zostawili na mężczyźnie suchej nitki, a sprawa zyskała miano "afery z czapką".
"Popełniłem poważny błąd" - kibic tłumaczy swoje zachowanie
Po czasie medialnej burzy mężczyzna, który stał się centralną postacią incydentu, zdecydował się opublikować oficjalne oświadczenie. Jak sam przyznaje, popełnił poważny błąd, za który teraz jednoznacznie przeprasza.
W swoim wpisie tłumaczy, że jego reakcja była odruchowa i podyktowana emocjami. "W tłumie radości po zwycięstwie, byłem przekonany, że tenisista podaje czapkę w moim kierunku - dla moich synów, którzy prosili wcześniej o autografy" – czytamy w oświadczeniu. Mężczyzna podkreśla, że dopiero po fakcie zdał sobie sprawę, jak jego zachowanie wyglądało z boku. Przyznaje, że choć jego intencje były inne, zranił uczucia chłopca i zawiódł zaufanie kibiców.
Czapka wróciła do chłopca, a oświadczenia w sieci to fake newsy
Najważniejszą informacją płynącą z oświadczenia jest fakt, że sprawa znalazła już swój finał poza obiektywami kamer. Jak zapewnia autor wpisu, pamiątka została przekazana chłopcu, a on sam przeprosił poszkodowanego i jego rodzinę.
Mężczyzna odniósł się również do krążących w sieci rzekomych komentarzy i oświadczeń, które miały być publikowane w jego imieniu. Stanowczo zaprzeczył, by on, jego żona lub synowie kiedykolwiek komentowali sprawę w mediach społecznościowych. "Wszystkie rzekome oświadczenia pojawiające się w sieci nie są naszego autorstwa. Nie korzystaliśmy z usług żadnej kancelarii prawnej w tym zakresie" - podkreśla, dementując tym samym falę dezinformacji.
Bolesna lekcja pokory i zapowiedź dalszych działań
Autor przeprosin przyznaje, że cała sytuacja jest dla niego "bolesną, ale potrzebną lekcją pokory". Zaznacza, że od lat wraz z żoną angażuje się w pomoc dzieciom i młodym sportowcom, a ten jeden moment nieuwagi pokazał mu, jak łatwo można podważyć lata pracy.
W ramach zadośćuczynienia zapowiedział, że zamierza jeszcze aktywniej włączać się w inicjatywy wspierające młodzież oraz działania skierowane przeciwko przemocy i hejtowi w internecie. "Wierzę, że tylko przez czyny mogę odbudować utracone zaufanie" - podsumowuje. Na końcu swojego wpisu poprosił o zrozumienie dla decyzji o wyłączeniu możliwości komentowania, motywując ją troską o dobro swojej rodziny.

Polecany artykuł: