7. odcinek "Tańca z gwiazdami" nie zakończył się pomyślnie dla pary numer 7 - Marcina Rogacewicza i Agnieszki Kaczorowskiej. Zakochani usłyszeli, że to właśnie oni zdobyli najmniej punktów w głosowaniu sms-owym i kończą swoją przygodę z show. Werdykt okazał się wielkim zaskoczeniem dla wszystkich - zaczynając od samych zainteresowanych, po ich kolegów i koleżanki z parkietu, jurorów oraz widzów. I choć to Rogacewicz był w tym duecie gwiazdą, mikrofon przejęła Kaczorowska. Tancerka zaapelowała do ludzi, by ci powstrzymali się z hejtowaniem i zwróciła do partnera, mówiąc, iż jest z niego dumna, bowiem radził sobie lepiej niż niejeden uczestnik programu, który pozostał w grze.
Słowa Agnieszki odbiły się szerokim echem i zostały odebrane jako przejaw braku pokory. W obronie tancerki stanął jednak Rafał Maserak. Juror, niegdyś sam walczący o kryształową kulę, zgodził się z autorką wypowiedzi, przypominając jednak zasady, jakie obowiązują w show.
Maserak broni Kaczorowskiej
Zapytany przez Maksa Kluziewicza o to, co sądzi na temat słów Agnieszki Kaczorowskiej, Rafał Maserak przyznał jej rację, wskazując na tabelę z 7. odcinka.
No tak, [miała rację]. To było widoczne w obrazku, na parkiecie. Wiele osób było zdecydowanie słabszych, co było widać chociażby w tabeli. Jak dobrze wiemy, ten program nie jest do końca o tańcu, ale o popularności, o sympatii widzów, wiec na tym etapie liczą się głosy i wsparcie widzów - podkreślił.
Juror przyznał, że gdy sam tańczył na parkiecie, nie rozumiał zasad rządzących formatem i często dziwiło go, że odpadają lepsi uczestnicy.
Nawet osoby, które były faworytami, żegnały się z programem. Do momentu, kiedy tańczyłem, tego nie rozumiałem. Teraz patrzę na to inaczej. Takie są reguły. Zabrakło kilku sms-ów - dodał.