Letnie przyzwyczajenie kierowców, które zimą robi się niebezpieczne. Niektórzy stają się niewidzialni na drodze

2025-12-03 11:11

Światła do jazdy dziennej to już dla wielu kierowców codzienność. Sporo aut jest wyposażona w taką funkcję. Jednak zimą ich używanie nie zawsze musi być bezpieczne. W trudnych warunkach dochodzi do sytuacji, że auto bywa widoczne tylko z przodu, a jego tył pozostaje w mroku, przez co kierowca staje się praktycznie niewidzialny na drodze. O czym musimy pamiętać?

Samochód nocą

i

Autor: Freepik.com Letnie przyzwyczajenie kierowców, które zimą robi się niebezpieczne. Niektórzy stają się niewidzialni na drodze.
  • Jazda na światłach dziennych zimą, zwłaszcza w trudnych warunkach pogodowych, może stwarzać poważne zagrożenie.
  • Brak oświetlenia tyłu pojazdu sprawia, że samochód staje się praktycznie niewidzialny, zwiększając ryzyko kolizji.
  • Jakie są konsekwencje nadmiernego zaufania do automatycznych świateł i jak prawidłowo zadbać o widoczność na drodze?

Letnie przyzwyczajenie kierowców, które zimą robi się niebezpieczne

Wielu kierowców przyzwyczaiło się do jazdy na tak zwanych światłach dziennych. W słoneczne miesiące rozwiązanie to wydaje się wygodne i wystarczające: jazda dzienna jest energooszczędna, nie oślepia innych kierowców, a przy dobrej widoczności spełnia swoją podstawową funkcję – sygnalizuje naszą obecność innym uczestnikom ruchu. Niestety, gdy tylko nadchodzą krótsze dni, mgły i deszcze, to letnie przyzwyczajenie zaczyna być poważnym problemem. Zimą, w jesiennych szarówkach, nie tylko o świcie i zmierzchu, światła do jazdy dziennej potrafią sprawić, że kierowca staje się… niemal niewidzialny.

Największym zagrożeniem związanym z jazdą na światłach dziennych jest brak oświetlenia tylnej części pojazdu. W większości samochodów DRL-y działają wyłącznie z przodu – tylne lampy pozostają zgaszone. Latem nie stanowi to zwykle zagrożenia, bo warunki atmosferyczne sprzyjają widoczności. Jednak zimą, gdy światło dzienne jest słabsze, a opady śniegu czy deszczu spowijają drogę, nieoświetlony tył auta może zlać się z tłem tak skutecznie, że inni kierowcy zauważą go dopiero w ostatniej chwili.

Tego typu sytuacje są szczególnie niebezpieczne na drogach szybkiego ruchu. Gdy widoczność maleje, a prędkości pozostają wysokie, kierowca z włączonymi jedynie światłami dziennymi naraża się na ryzyko najechania od tyłu. Wielu użytkowników dróg nie zdaje sobie w ogóle sprawy, że ich samochód nie włącza tylnych świateł sam. Zbyt duże zaufanie do automatycznych świateł sprawia, że wielokrotnie obserwujemy kierowców, którzy podczas mgły czy obfitych opadów, jadą nieodpowiednio oświetleni. W efekcie, gdy warunki szybko się pogarszają – a zimą zmieniają się dynamicznie – pojazd może stać się niemal niewidoczny.

Problemem jest również to, że światła do jazdy dziennej nie zastępują świateł mijania, które oświetlają drogę przed pojazdem. DRL-y sprawiają jedynie, że nasz samochód jest widoczny z przodu, ale nie pomagają kierowcy dostrzec przeszkód, dziur w jezdni, pieszych czy rowerzystów. Przesiadamy się z lekkiego, letniego trybu jazdy do warunków, które wymagają zupełnie innego podejścia i zwiększonej koncentracji. Niestety dla wielu kierowców włączenie odpowiedniego oświetlenia nie jest odruchowe, zwłaszcza gdy auto ma automatyczne światła, które nie zawsze uruchamiają się na czas.

Aby uniknąć takich sytuacji, wystarczy prosta zasada: w każdych warunkach ograniczonej widoczności należy korzystać ze świateł mijania, nie dziennych. Światła dzienne powinny pozostać tym, czym są – rozwiązaniem na jasne, słoneczne dni. Zimą mogą natomiast stać się źródłem poważnego zagrożenia, bo kierowca, który nie świeci z tyłu, jest dla innych jak znikający punkt na horyzoncie.

Kobieta potrącona na przejściu dla pieszych. Szokujące nagranie z wypadku