Avril Lavigne

i

Autor: Invision/Invision/East News

RELACJA Z KONCERTU

Avril Lavigne wystąpiła w Polsce. Warto było czekać tych prawie 15 lat!

2023-05-01 20:58

Gdy debiutowała na scenie z singlem Complicated, media nadały jej przydomek Anti-Britney. Stanowiła bowiem "odtrutkę" na przesłodzone piosenkarki pop. Gdyby nie ona, Billie Eilish i Olivia Rodrigo mogłyby obrać zupełnie inny kierunek. I choć bezsprzecznie jest legendą współczesnej popkultury, mam wrażenie, że zbyt rzadko mówi się o niej w tym kontekście. Avril Lavigne powróciła do Polski i dała show, jakiego jej fani długo nie zapomną.

Na ten moment fani czekali od lat. Ostatni koncert Avril Lavigne w Polsce miał miejsce blisko 15 lat temu, 5 lipca 2008 roku we Wrocławiu. Artystka miała wówczas 23 lata, a jej trzecia płyta studyjna zatytułowana The Best Damn Thing okupowała listy sprzedaży na całym świecie. Dziś Avril ma 38 wiosen i świętuje nie tylko wydanie siódmego krążka Love Sux, ale również 20-lecie kariery artystycznej. Tak jest - od chwili, gdy ta zbuntowana nastolatka zdemolowała galerię handlową i rozwaliła gitarę na naszych oczach, minęło już 20 lat. Szczęśliwie dla polskich wielbicieli na mapie Love Sux Tour nie zabrakło Polski. Artystka wystąpiła 30 kwietnia w Atlas Arenie w Łodzi.

Choć trudno w to uwierzyć, polski koncert Avril Lavigne był jednym z największych, jeśli chodzi o całą Europę. Wokalistce udało się właściwie zapełnić cały obiekt, który może pomieścić aż 13 tysięcy osób. Tłumy fanów z całej Polski przyjechały zobaczyć legendarną "mother f*ckin' princess" i posłuchać jej ponadczasowych hitów. Setlista Love Sux Tour złożona była bowiem przede wszystkim z najpopularniejszych kawałków ze wszystkich siedmiu płyt Kanadyjki. Na koncercie nie zabrakło kultowych singli Complicated, Sk&er Boi, My Happy Ending oraz What The Hell, jak również tych nowszych, promujących jej ostatnie dzieło - Bite Me, Love It When You Hate Me czy I'm A Mess.

Agresywne zachowanie ochroniarza wobec Polki. Avril Lavigne natychmiast zareagowała!

Czy VIKI GABOR zna stare hity DODY, AVRIL i BRITNEY?

Avril Lavigne - relacja z koncertu

Avril pojawiła się na scenie punktualnie o godzinie 21:00, a zeszła z niej kwadrans po 22:00. Zbyt szybko? Być może nie jestem sprawiedliwy, bo czekałem na ten koncert od wielu lat, natomiast nie czułem się w żadnym stopniu pokrzywdzony długością zaprezentowanego show. Właściwie dostałem wszystko to, czego oczekiwałem - mnóstwo okazji do skakania i wspólnego śpiewania. Zaledwie kilka dni przed zawitaniem do Łodzi Lavigne poinformowała fanów o tym, że jest chora. To mogłoby tłumaczyć wyrzucenie z setlisty wymagających wokalnie ballad When You're Gone, Wish You Were Here oraz Avalanche. Polscy fani dostali jednak coś w zamian. Piosenkarka zakończyła swój spektakl hitem Here's To Never Growing Up. Szczerze uważam to za genialne posunięcie. Ten numer jako encore ma niesamowitą moc i chyba jak żaden inny definiuje miejsce, w którym aktualnie znajduje się ta legendarna gwiazda.

No właśnie - legendarna. O ile nikt nie odmawia dokonań Britney Spears, Beyonce czy Christinie Aguilerze, tak odnoszę wrażenie, że Avril Lavigne traktowana jest przez wielu jako pewne wspomnienie, symbol minionych czasów. Czy właściwie? Artystka ma na swoim koncie kilkadziesiąt milionów sprzedanych płyt, jej piosenki na stałe zapisały się na kartach historii muzyki, a odnoszące dziś wielkie sukcesy w branży Billie Eilish i Olivia Rodrigo wymieniają ją jako jedną ze swoich największych inspiracji. Wymowne było intro koncertu złożone z fragmentów teledysków artystki od 2002 do 2022 roku. To kawał historii światowej popkultury.

Wiem, że sporo osób, mimo świetnego odbioru całego show, miało zastrzeżenia względem zaangażowania Avril. Myślę sobie, że wokalistka, podobnie jak kilka innych artystek, które debiutowały w podobnym co ona czasie, stała się niejako niewolnicą własnego wizerunku. To sprawia, że będący na jej koncertach fani zapominają o tym, że nie mają już do czynienia z szaloną nastolatką, która przeżywa rozterki miłosne i w wolnym czasie rozbija się gokartami po centrum handlowym, a dojrzałą, prawie 40-letnią kobietą. Nie sposób nie wspomnieć też o tym, że Lavigne zmagała się przecież z boreliozą, która na dwa lata przykuła ją do łóżka i uniemożliwiła śpiewanie.

Avril Lavigne - koncert w Łodzi

Love Sux Tour to celebracja jednej z największych karier w historii współczesnej muzyki. Odniosłem nawet wrażenie, że Avril, mimo z pewnością niewyleczonej jeszcze w całości choroby, dobrze się u nas bawiła. Punktem kulminacyjnym łódzkiego show był dla mnie cover piosenki Wannabe zespołu Spice Girls, który artystka wykonała na scenie z będącą supportem europejskiej części jej trasy debiutantką o pseudonimie phem. To właśnie w trakcie śpiewania tego utworu Lavigne zaprosiła na scenę trzy stojące pod sceną fanki i zdawała się mieć szczerą, niewymuszoną frajdę. Obyśmy tylko na kolejny koncert Avril Lavigne w Polsce nie musieli czekać 15 lat!