M jak miłość 1577. We wtorkowym odcinku Basia (Gabriela Raczyńska) postanowi „zachęcić” ojca, by w końcu France się oświadczył... i zaliczy sporą wpadkę. Bo gdy podrzuci mu katalog ze ślubnymi sukniami, Zduński uzna, że to Franka próbuje nim manipulować - i od razu się zirytuje.
- Serio? Chcesz się ze mną bawić w takie podchody? Myślałem, że znasz mnie na tyle, że dobrze wiesz…
- Co „wiem”?
- Mam to powiedzieć na głos? Proszę, jak sobie życzysz! Lubię cię, nawet bardzo, ale… chcę być wobec ciebie fair. O żadnym ślubie nie ma i nie może być mowy!
Po takim „wyznaniu” dziewczyna w końcu wybuchnie.
- Myślisz, że taki z ciebie super gość, że ja o niczym innym nie marzę... tylko śnię po nocach o ślubie z tobą?!
- Jak inaczej mam to rozumieć? Kupiłaś katalog, zaznaczyłaś już nawet konkretną sukienkę…
- Wiesz, co? Już teraz rozumiem, dlaczego nie potrafisz dogadać się z Baśką! Widzisz tylko i wyłącznie siebie... Czubek własnego nosa! Nikt i nic więcej się dla ciebie nie liczy!
A gdy Franka wybiegnie z domu – i to trzaskając drzwiami – Paweł szybko zacznie swoich słów żałować. Zwłaszcza, gdy Basia wyzna w końcu, kto naprawdę przyniósł feralny katalog.
- Ja ci to wszystko wyjaśnię...
W finale Zduński zjawi się w zakładzie Franki, gotów kajać się i błagać o przebaczenie.
- Przepraszam… Wyszedłem na histeryka. I panikarza.
- No co ty nie powiesz...
A gdy zakochani na nowo się pogodzą, góralka rzuci z przekornym uśmiechem:
- Wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Że ja wcale nie chcę żadnego ślubu...
- Nie?
- Nie. Nie chcę za ciebie wychodzić za mąż. Zdziwiony?
- Może trochę...
- Ale ulga jest, nie?
Czy to oznacza, że ślubne marzenia Basi legną jednak w gruzach? Odpowiedź wkrótce... tylko na antenie TVP2