Obóz filtracyjny w Ołeniwce - pod koniec lipca w jednym z baraków doszło do eksplozji. Przetrzymywano tam między innymi wziętych do niewoli obrońców Azowstalu. Ukraińska Prokuratura Generalna przekazała, że w ataku zginęło co najmniej 40 jeńców wojennych, a 130 osób zostało rannych. Rosyjska propaganda przekonuje, że Ukraińcy sami ostrzelali obóz używając do tego systemów HIMARS. Wszystkie dowody wskazują jednak na winę najeźdźców. Najprawdopodobniej, chcąc pozbyć się jeńców i dowodów na ich torturowanie, użyli ładunku termobarycznego. Świadczą o tym zdjecia satelitarne, na których widać uszkodzenia tylko jednego baraku.
Działanie Rosjan nazwano aktem terroru. Tymczasem w The Guardian znalazła się relacja Anny Woroszewy, która była więziona w obozie w Ołeniwce przez 100 dni. Kobieta trafiła tam po zatrzymaniu przez separatystów tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, gdy jechała z pomocą humanitarną do Mariupola. Woroszewa ze wstrząsającymi szczegółami opisała warunki, w jakich przebywali jeńcy oraz ich bestialskie traktowanie przez strażników.
Polecany artykuł:
Horror w Ołaniewce! Słychać było krzyki torturowanych żołnierzy
Anna Woroszewa przed wojną była przedsiębiorczynią. Do obozu filtracyjnego trafiła w marcu i spędziła tam 100 dni. W artykule opublikowanym przez The Guardian czytamy o przerażających warunkach, w jakich przyszło żyć przetrzymywanym. 17 maja do więzionych cywilów dołączyli też jeńcy z Azowstalu. Byli regularnie wyciągani z cel, bici, i zamykani ponownie. Kobieta przyznaje, że wszyscy słyszeli krzyki torturowanych. Dodaje, że aby je zagłuszyć, Rosjanie włączali głośną muzykę. Bito szczególnie podczas przesłuchań. Później śledczy kpili z jeńców. Pytali na przykład: "Co się stało z twoją twarzą"? W ten sposób manifestowali swoją wiedzę. Przetrzymywani wiedzieli, że ich życie zależy od oprawców.
Ludzie spali na zmianę w przepełnionych barakach
Jak relacjonuje Woroszewa: - Często nazywano nas nazistami i terrorystami. Jedna z kobiet w mojej celi była sanitariuszką Azowstalu. Była w ciąży. Zapytałem, czy mógłbym dać jej moją rację żywnościową. Strażnik odpowiedział: "Nie, ona jest zabójczynią". Ukrainka powiedziała, że prawie ich nie karmiono. Dziennie dostawli 50 g chleba, a czasem owsiankę. Jak podejrzewa, naczelnik przywłaszczał pieniądze przeznaczone na racje żywnościowe. Jednym aktem dobrej woli, z którym się spotkała, było zostawienie w baraku butelki szamponu. Niektórzy strażnicy byli miejscowymi. Zdaniem kobiety, indoktrynowano ich przez propagandę - oskarżali więźniów o wszelkie zło. Anna Woroszewa opowiadała, że cele były przepełnione. W kobiecych barakach spano na zmianę. Nie dostawały też środków sanitarnych i nie czyszczono toalet.
Anna Woroszewa pewna, że za zabicie jeńców odpowiadają Rosjanie
Zdaniem Ukrainki, Rosjanie "cynicznie i celowo" wymordowali ukraińskich jeńców wojennych. Mówimy o absolutnym złu – powiedziała. Z jej relacji wynika, że więźniów spędzono do baraku tuż przed eksplozją. Miał to być wygodny sposób na pozbycie się ich oraz dowodów wskazujących na tortury.
O swoim uwolnieniu: "To był cud"
Woroszewa została zwolniona z obozu w Ołaniewce 4 lipca. Jak przyznaje, "To był cud". - Strażnicy odczytali nazwiska tych, którzy mieli zostać uwolnieni. Wszyscy słuchali w milczeniu. Serce mi podskoczyło, gdy usłyszałem swoje imię. Spakowałam się, ale nie świętowałam. Zdarzały się przypadki, że ludzie byli na liście, wychodzili, a potem wracali - czytamy w The Guardian.
Źródło: theguardian.com