- W pobliżu Adenu w Jemenie doszło do eksplozji na gazowcu MV Falcon, co wywołało pożar i dryf statku.
- Na pokładzie znajdował się ładunek skroplonego gazu ziemnego (LNG), co stwarza poważne ryzyko dalszych eksplozji i komplikuje akcję ratunkową.
- Jeden marynarz zaginął, a przyczyna wybuchu pozostaje nieznana, mimo że wykluczono atak rebeliantów Huti.
Do dramatycznego zdarzenia doszło w sobotę w pobliżu portu Aden w Jemenie. Jak poinformowała unijna misja morska Aspides, z niewyjaśnionych przyczyn na pokładzie gazowca MV Falcon doszło do eksplozji. Statek stanął w płomieniach i zaczął dryfować. Sytuacja jest niezwykle niebezpieczna, ponieważ jednostka jest w pełni załadowana skroplonym gazem ziemnym (LNG).
Agencja Reutera, powołując się na komunikat misji, podała, że istnieje poważne ryzyko dalszych eksplozji. Z tego powodu zalecono wszystkim statkom w okolicy zachowanie bezpiecznej odległości od płonącej jednostki.
Dramatyczna akcja ratunkowa na morzu
Na pokładzie MV Falcon znajdowała się załoga. Po wybuchu rozpoczęła się akcja ratunkowa. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez misję Aspides, jeden marynarz zaginął i jest obecnie poszukiwany. Jeden członek załogi pozostał na pokładzie, a pozostali zostali bezpiecznie ewakuowani i zabrani przez inne statki. W rejon katastrofy wysłano grecką fregatę, która ma wesprzeć działania na miejscu.
Co przewoził MV Falcon?
Brytyjska firma Ambrey, specjalizująca się w bezpieczeństwie morskim, ustaliła, że statek płynął pod banderą Kamerunu. Gazowiec rozpoczął swój rejs w porcie Suhar w Omanie, a jego celem było Dżibuti. Do eksplozji doszło, gdy znajdował się około 113 mil morskich na południowy wschód od Adenu. Ładunek, który przewoził, to skroplony gaz ziemny, co potęguje zagrożenie.
Na ten moment nie wiadomo, jaka była przyczyna eksplozji. Źródła związane z bezpieczeństwem morskim poinformowały, że w okolicy zdarzenia nie wykryto żadnych pocisków ani bezzałogowych statków powietrznych.
Początkowo podejrzenia mogły paść na sprzymierzonych z Iranem jemeńskich rebeliantów Huti, którzy od miesięcy atakują statki na Morzu Czerwonym. Jednak firma Ambrey stwierdziła, że gazowiec nie pasował do profilu celów, które zazwyczaj obierają rebelianci. Co więcej, należąca do nich agencja informacyjna Saba oficjalnie przekazała, że Huti nie mają związku z sobotnim incydentem.
