Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że historia się powtarza? W niedzielę rano Luwr stał się sceną błyskawicznego rabunku – klejnoty francuskich monarchów skradziono w zaledwie siedem minut. Złodzieje, maskując się żółtymi kamizelkami robotników, wjechali do muzeum windą towarową, przecięli szyby akumulatorową przecinarką i spokojnie wyszli ze skarbami w rękach.
To nie pierwszy taki przypadek. Boston doskonale pamięta kradzież 13 obrazów Van Eycka, Maneta, Degasa i Vermeera z Isabella Stewart Gardner Museum. W 1990 roku złodzieje weszli do budynku przebrani za policjantów, skuli personel i wynieśli dzieła w niecałe dwie godziny. Ani złodziei, ani obrazów nie odnaleziono do dziś.
Albo Mona Lisa – ukradziona w 1911 roku przez włoskiego pracownika Luwru, który uważał, że obraz powinien wrócić do ojczyzny. Odzyskano go po dwóch latach, a dziś jest strzeżony jak niepodległościowa relikwia. Nie zapominajmy też o "Krzyku" Edvarda Muncha, skradzionym w Oslo podczas Igrzysk w Lillehammer. Operacja trwała mniej niż minutę – i chociaż obraz szybko wrócił na swoje miejsce, to historia pokazała, jak łatwo pracownicy muzeów tracą czujność.
Mamy też polski akcent: obraz Moneta "Plaża w Pourville" zniknął z Muzeum Narodowego w Poznaniu w 2000 roku. Złodziej wyciął go z ram, włożył kopię i przez dekadę obraz pozostawał poza muzeum. Przyznał później, że motywowało go uwielbienie do artysty, ale czy naprawdę ktoś musi kochać sztukę, żeby ją zabrać?
I teraz Luwr – jedno z najsłynniejszych muzeów świata – ponownie pokazuje, że doświadczenie niczego nie uczy. Alarmy zadziałały, pracownicy przestrzegali procedur, a mimo to złodzieje weszli i wyszli z klejnotami w rękach. Francuskie raporty wskazują luki w infrastrukturze, braki kamer i niedostateczne zabezpieczenia Galerii Apolla. Minister sprawiedliwości przyznał wprost: kraj poniósł porażkę.
Co najbardziej boli? Te klejnoty koronne mają nie tylko wartość materialną, ale przede wszystkim historyczną i kulturową. Szef domu aukcyjnego w Paryżu mówi wprost: w obecnym stanie skradzione przedmioty są "absolutnie nie do sprzedania" – prawdopodobnie zostaną przetopione dla złota i kamieni szlachetnych. Historia i dziedzictwo w rękach przestępców… to naprawdę przygnębiające.
Mam wrażenie, że muzea wciąż traktują bezpieczeństwo po macoszemu. Audyty, procedury, kamery – wszystko istnieje, ale złodzieje potrafią wykorzystać każdą lukę. Muzea powinny być świątyniami dziedzictwa, a nie celami dla sprawnych grup przestępczych. Może warto wdrożyć dodatkowe czujniki lub organizować specjalne szkolenia dotyczące procedur bezpieczeństwa? Bo jeśli nic się nie zmieni, za kilka lat przeczytamy o kolejnym skoku – i znów będziemy zdumieni tym, jak łatwo do niego doszło.