Spis treści
"Avatar: Ogień i popiół" ponownie zabiera nas na Pandorę. Rodzina Sullych pogrążona jest w żałobie po najstarszym synu, pułkownik Quaritch (Stephen Lang) udowadnia, że jest final bossem motywu zabili go i uciekł, a nasza (nie tak)wesoła gromada zmierzyć się musi już nie tylko z ludzkimi kolonizatorami, ale też bezwzględnym klanem Zaran, który w wyniku poniesionych przed laty strat utracił wiarę w Eywę i żyje teraz w symbiozie nie z naturą, a popiołem i ogniem swego gniewu.
"Avatar: Ogień i popiół" - recenzja 3. części kultowej serii Jamesa Camerona
"Avatar: Ogień i popiół" posiada w gruncie rzeczy te same zalety i wady, co jego poprzednicy. Realizacyjnie jest to Kino przez wielkie K, zapierający dech w piersiach spektakl, wznoszący się na wyżyny kinematograficznych możliwości. Jednocześnie fabuła wciąż jest prosta jak budowa cepa i opiera się głównie (choć nie wyłącznie) na tym samym. Nie oznacza to jednak, że jest trywialna.
Nie jest tajemnicą, że James Cameron tworzy filmy proste w przekazie i imponujące w realizacji. Reżyser umiłował sobie kino mainstreamowe, skierowane do masowego odbiorcy, który ma CZUĆ film, a nie przy nim myśleć. Rozrywka i spektakl dominują tu zatem nad scenariuszową głębią, dokładnie tak, jak dominowały przy poprzednich "Avatarach" czy "Titanicu". Cameron sam zresztą przyznał, że nie kręci filmów pod Oscary i inne branżowe nagrody, bo nie interesuje go artyzm, a dostarczanie widzom przeżyć, jakich nie uświadczą nigdzie indziej.
Nie myślę zbyt wiele o Oscarach, celowo. Nie sądzę, żebym tworzył filmy, które miałyby trafić w ich gusta. Nie nagradzają oni zazwyczaj filmów takich jak "Avatar" [...]. No cóż, możesz grać w grę o nagrody albo w grę, którą ja lubię - czyli robienie filmów, na które ludzie faktycznie chodzą do kin - rzekł ostatnio w rozmowie z Barrym Hertzem z The Globe and Mail.
Trudno zatem na etapie trzeciej części i obejrzeniu innych dokonań Jamesa Camerona wymagać od "Ognia i popiołu", by był czymś, czym z założenia nigdy być nie miał. Jim, jak mało który reżyser, potrafi sprzedać nam nawet najbardziej oczywistą metaforę i najprostszą w przekazie życiową prawdę, ale zrobić to w sposób, który będzie ujmujący, a nie banalny. Czasem potrzebujemy, by kino oferowało nam proste emocje i czysty wzrusz, bez zabawy w wysublimowaną symbolikę, ukryte znaczenia i błyskotliwe przemyślenia. A jako kino mainstreamowe, dostarczające przede wszystkim emocji, "Avatar: Ogień i popiół" sprawdza się znakomicie.
"Avatar 3" to najlepsza odsłona serii
Mogliście przeczytać już w innych recenzjach, że "Avatar: Ogień i popiół" to w gruncie rzeczy powtórka z rozrywki z "Istoty wody", że filmy te są niemal identyczne, bo opowiadają dokładnie tę samą historię. I jest w tym sporo prawdy, ale wydaje mi się, że głównym "winowajcą" jest tu sama konstrukcja filmu, nie fabuła. Owszem, trzeci "Avatar" prawi nam o tych samych wartościach, co jego poprzednicy - wyższość natury nad człowiekiem, istota człowieczeństwa, rodzina, wiara itp. Ale to nie jest tak, że nie oferuje nam nic nowego - mamy tu bowiem rozprawę o utracie wiary (zarówno w sensie religijnym, jak i egzystencjalnym), stawianiu własnych granic, redefinicji tego, co słuszne, przeżywaniu własnych emocji na WŁASNYCH warunkach.
i
O wszystkich tematach podejmowanych w trzecim "Avatarze" opowiedziała mi zresztą młoda obsada, gdy zapytałam ich, jaką lekcję chcieliby, aby widzowie wyciągnęli z tego seansu.
Że nikt nie ma prawa mówić Ci, jak masz sobie radzić z trudnościami. [...] W nowym "Avatarze" widzimy, jak bohaterowie mierzą się z tym dylematem: czy skrzywdzony kierować się będę miłością i współczuciem, czy też poddam się i sam stanę się tym, co mnie skrzywdziło? - skwitowała Bailey Bassm (filmowa Tsireya).
Bardzo też lubię w naszych postaciach, i to wybrzmiewa we wszystkich trzech filmach, że zawsze walczą o to, w co wierzą. "Avatar: Ogień i popiół" wyjątkowo silnie to podkreśla. Po prostu przełamują granice zarówno własne, jak i te narzucone, i zdają sobie sprawę, że warto jest bronić tego, w co się wierzy - podsumowała Trinity Jo-Li Bliss (Tuktirey).
Dobrze obrazuje to też wątek Tulkunów. Nie ma znaczenia, od jak wielu lat prowadzisz pokojowy styl życia - trudne czasy kiedyś nadejdą i będziesz musiał zrozumieć, że musisz się zbuntować i walczyć o rodzinę, przyjaciół i to, co uważasz za słuszne. Bardzo lubię ten wątek i to jak bohaterowie wzajemnie wykorzystują swą siłę i miłość, by przeciwstawić się złu. Jest to po prostu piękne - dodał Jack Champion (Spider).
"Avatar: Ogień i popiół" jest zatem nie tyle kalką poprzednika, co jego naturalną kontynuacją, dodającą swoją cegiełkę do snutej tu opowieści. Ponadto dowodząca złowieszczym klanem Zaram wojowniczka Varang (w tej roli świetna Oona Chaplin) to bodaj najciekawsza i najbardziej wyrazista bohaterka z całej serii, a pułkownik Quaritch wreszcie staje się tu postacią z krwi i kości. Nie jest już klasycznym jednowymiarowym złolem, a żołnierzem podejmującym ryzykowne i nieoczywiste decyzje, oraz człowiekiem rozdartym pomiędzy tym, w co dotąd wierzył, a przemianą, która zaczęła się weń rodzić. Jego relacja z Jake'em Sullym (Sam Worthington) to zresztą najjaśniejszy i najzabawniejszy aspekt całego filmu.
Te postacie zawsze darzyły się szacunkiem. Zwróć uwagę, że wciąż zwracają się do siebie per "pułkowniku" i "kapralu". Jim [Cameron] dał nam szansę, by utrzymać tę więź i ją rozwijać. To zawsze będzie antagonistyczna relacja, bo stawką jest śmierć i życie, ale dla mnie interesujące jest to, że możemy grać, współpracować i nawiązywać do tego, co działo się w pierwszym filmie. Wtedy on ostrzegał mnie przed Pandorą i mówił, żebym się nie zgubił w lesie. A w tym filmie to ja próbuję go tego nauczyć. Uwielbiam, gdy filmy zataczają takie koło i są swego rodzaju lustrzanym odbiciem. [...] Obaj pochodzą z Ziemi i obaj uczą się, jak być bardziej ludzkimi jako Na'Vi. Więc kroczą w sumie podobną ścieżką - przyznał Sam Worthington w wywiadzie dla ESKI.
Uwielbiam moment w trzecim "Avatarze", gdy obaj jesteśmy zbyt zmęczeni, by walczyć. W stylu "Dobra, zrobimy to jutro. Jutro Cię zabiję" - dodał ze śmiechem Stephen Lang.
i
Czy warto pójść do kina na nowego "Avatara"?
Reasumując - "Avatar: Ogień i popiół" nie jest filmem doskonałym. Chwilami rzeczywiście możemy odnieść wrażenie, że słuchamy znów tej samej piosenki, zwłaszcza w ostatnim akcie. Niemniej wciąż oferuje nam on więcej od swoich poprzedników i jest ich wdzięczną kontynuacją. Chwilami przynudza (naprawdę mógłby być dobrych trzydzieści minut krótszy), ale zachwyca wizualnie, dostarczając przy tym wzruszu i rozrywki, jakiej obecnie w kinie zwyczajnie brakuje. I tak, jest to film, który zdecydowanie warto obejrzeć w kinie. Ocena: 7/10.
