- Walczymy na dwóch frontach – z Rosją i z korupcją w kraju. Wygląda na to, że żaden z nich nie może opuścić Ukrainy – mówi mi z rozczarowaniem Anna, moja znajoma dziennikarka, rankiem 10 listopada.
Noc, podobnie jak poprzednie, była trudna: rosyjskie drony ponownie zaatakowały elektrownie cieplne i budynki mieszkalne. Dla wielu Ukraińców ten dzień rozpoczął się nie tylko bez prądu, który teraz jest dostarczany zgodnie z planem, ale także bez wody i ogrzewania. W obliczu niekończących się nalotów, alarmujących doniesień z frontu i doniesień o zniszczonych obiektach energetycznych, ukraińskie media zrobiły się na czerwono przez kolejną wiadomość – o śledztwie Narodowego Biura Antykorupcyjnego i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej w sprawie zakrojonego na szeroką skalę procederu korupcyjnego w sektorze energetycznym.
- Ta wiadomość była jak wisienka na torcie po wszystkich innych problemach, które nas prześladują. Kiedy jedni dają ostatnie pieniądze, inni czerpią korzyści z wojny. Mimowolnie przypomnieliśmy sobie rok 2014 i to, jak dowiedzieliśmy się, ile Janukowycz na nas zarobił – dodaje Anna.
Śledztwo o kryptonimie „Midas” rozpoczęło się latem 2024 roku i trwało ponad półtora roku. Uczestniczyli w nim niemal wszyscy agenci NABU. Detektywi podsłuchiwali podejrzanych i zebrali ponad 1000 godzin nagrań, które ujawniają proceder, dzięki któremu skorumpowani urzędnicy zarobili ponad 100 milionów dolarów. Sprawa dotyczy Narodowej Spółki Akcyjnej Energoatom, która dostarcza energię elektryczną dla co najmniej połowy kraju.
Według śledztwa, osoby zaangażowane w ten proceder żądały od kontrahentów łapówek w wysokości 10–15%. Miała to być tzw. barierka: firmy musieli płacić, aby uniknąć blokowania płatności za świadczone usługi, dostarczane produkty lub utraty statusu dostawcy. Kontrahenci nie mogli nic z tym zrobić: w zeszłym roku na Energoatom nałożono moratorium na ściąganie należności na drodze sądowej.
- Możecie iść do sądu, sąd powie: jest moratorium, nie możecie teraz wypłacić środków z Energoatomu. Oni wykorzystali tę sytuację, aby wywrzeć presję na dostawców. Mowili: będziemy chcieli, to nie zapłacimy wam, a wy nic z tym nie zrobicie. To stało się tak okrutne w przypadku niektórych dostawców Energoatomu, że po prostu zniknęli z rynku – powiedział detektyw NABU Ołeksandr Abakumow w specjalnym wydaniu „Ukraińskiej Prawdy”.
Pod przykrywką urzędników działała tajna struktura: od „kuratorów” z Ministerstwa Energetyki po zaplecza w centrum Kijowa, gdzie prowadzono „czarną księgowość” i prano dziesiątki milionów dolarów.
Nagrania opublikowane przez NABU nie zawierają prawdziwych nazwisk – jedynie pseudonimy używane przez członków grupy przestępczej w ramach spisku. Według śledztwa, procederem korupcyjnym kierowali „Karlson” i „Sugarman” – biznesmeni Timur Mindicz i Ołeksandr Cukerman.
Polecany artykuł:
Inni kluczowi uczestnicy i ich role to:
• Rocket (prawdopodobnie Ihor Myroniuk) — „obserwator” Energoatomu, były wiceprezes Funduszu Majątku Państwowego, asystent byłego wiceprezesa Andrija Derkacza, doradca ministra energetyki Galuszczenka.
• Tenor (prawdopodobnie Dmytro Basow) — były funkcjonariusz organów ścigania, dyrektor wykonawczy ds. ochrony fizycznej i bezpieczeństwa Energoatomu.
• Rioszik (prawdopodobnie Ihor Fursenko) —„główny księgowy”, odpowiedzialny za pranie pieniędzy.
Także na nagraniach wspomina się o Profesorzr/Sigismundzie - chodzi o Hermana Galuszczenka — obecnego ministra sprawiedliwości (czasowo zawieszonego), wcześniej ministra energetyki. Jest mowa także o Cze Gewarze czyli o Ołeksiju Czernyszowym – byłym wicepremierze i ministrem Jedności Narodowej, który otrzymał 1,2 miliona dolarów i prawie 100 000 euro w gotówce. Także według śledztwa organizatorzy procederu mieli wpływ na ówczesnego ministra obrony Rustema Umierowa, czemu ten zaprzecza.Sugarman obecnie przebywa w Izraelu, a w rozmowie z dziennikarzami twierdzi, że wszystkie oskarżenia są kłamliwe, a on sam obiecuje, że „kiedyś w przyszłości” wróci na Ukrainę.
Jednak najbardziej głośno zrobiło się o „Karlsonie”. Timur Mindich, to ukraiński biznesmen i producent pochodzenia żydowskiego, który do niedawna unikał rozgłosu. Ma 46 lat i pochodzi z Dniepru. Mindicz jest zięciem zmarłej rosyjskiej bizneswoman Alli Verber.
Mindicz utrzymywał bliskie kontakty z wieloma wpływowymi biznesmenami, w tym z Ihorem Kołomojskim, który obecnie przebywa w areszcie. Początkowo jego zainteresowania koncentrowały się na sektorze bankowym, później na mediach. To właśnie wtedy poznał Wołodymyra Zełenskiego. Ich przyjaźń i współpraca stały się szeroko znane w 2019 roku, podczas kampanii prezydenckiej. Wtedy dziennikarze projektu „Schemy” opublikowali śledztwo dotyczące interesów Zełenskiego w Rosji – trzech firm filmowych, których komik i jego partnerzy są właścicielami za pośrednictwem cypryjskiego offshore. Ten sam offshore był również założycielem ukraińskiego studia „Kwartał 95”. Jednym z jego współzałożycieli był Timur Mindicz.
Biznesmen wielokrotnie zapewniał, że nie ma nic wspólnego z kampanią prezydencką Wołodymyra Zełenskiego. Jednak podczas kampanii wyborczej przyszły prezydent korzystał z samochodu swojego znajomego, a sam Mindicz był widywany nie raz w budynku Kancelarii Prezydenta. O bliskiej relacji szóstego prezydenta Ukrainy ze współwłaścicielem jego byłej firmy świadczy również fakt, że ich mieszkania znajdują się w tym samym kompleksie mieszkalnym. W 2021 roku Zełenski świętował swoje urodziny w mieszkaniu Mindicza. Przyjęcie przyciągnęło więcej gości, niż pozwalały na to ówczesne obostrzenia związane z kwarantanną.
To właśnie w tym mieszkaniu, według śledztwa, zainstalowano podsłuch. To tutaj Mindicz, jak sugerują detektywi, spotykał się i rozstrzygał sprawy finansowe. Rankiem 10 listopada przeszukano jego mieszkanie – właściciela jednak nie zastano. Drzwi do mieszkania były otwarte, a same przeszukania trwały ponad 12 godzin, obejmując kilka mieszkań na różnych piętrach.
Według Ukraińskiej Prawdy, na kilka godzin przed włamaniem śledczych NABU do elitarnego apartamentu w centrum Kijowa, biznesmen przekroczył granicę z Polską. Później, według innych źródeł, dotarł do Izraela. Timur Mindicz przekroczył granicę całkowicie legalnie – jako ojciec trójki małoletnich dzieci miał do tego prawo. Jednak według doniesień kilku ukraińskich mediów, biznesmen wiedział z wyprzedzeniem o śledztwie i planowanych przeszukaniach – prawdopodobnie od kogoś z Prokuratury Antykorupcyjnej.
„Złapanie Timura Mindicha było praktycznie niemożliwe, więc jego ucieczka nie była zaskoczeniem” – powiedziało źródło w organach ścigania w Radiu NV, komentując sytuację.
Śledczy zapowiadają, że zamierzają skontaktować się z partnerami międzynarodowymi i umieścić biznesmena na liście osób poszukiwanych.
Społeczeństwo z niecierpliwością oczekiwało reakcji Wołodymyra Zełenskiego w tej sprawie. Jednak pierwszego dnia po upublicznieniu śledztwa reakcja prezydenta była minimalna – co wywołało falę oburzenia wśród Ukraińców.
„Wyroki muszą być. A urzędnicy państwowi muszą współpracować z NABU i organami ścigania – w miarę potrzeb, aby osiągnąć rezultat” – powiedział Zełenski.
Jednak dwa dni później prezydent ogłosił wprowadzenie sankcji wobec dwóch oskarżonych w tej sprawie – Timura Mindicza i Ołeksandra Сukermana. Wobec każdego z nich zastosowano 18 środków ograniczających, w tym blokadę aktywów, pozbawienie nagród państwowych i zakaz transferu kapitału poza Ukrainę.
Kancelaria Prezydenta prawdopodobnie wspomina wydarzenia z lipca, kiedy to protestujący wyszli na ulice ukraińskich miast, domagając się nieograniczania niezależności NABU i SAP. Według Radia Swoboda, ówczesna inicjatywa rządu była ściśle związana z chęcią ukrócenia śledztwa organów antykorupcyjnych w sprawie transakcji energetycznych. Prezydent Wołodymyr Zełenski niezwłocznie podpisał ustawę, która przewidywała zmiany w funkcjonowaniu NABU i SAP, ale dokument natychmiast spotkał się z ostrą krytyką – zarówno ze strony społeczeństwa ukraińskiego, jak i partnerów międzynarodowych. Czując presję, głowa państwa wkrótce zaapelował do Rady Najwyższej o uchwalenie nowych poprawek, które w praktyce przywróciły niezależność struktur antykorupcyjnych. Znamienne jest, że głosowanie w sprawie ograniczenia ich działalności NABU i SAP miało miejsce dokładnie po zatrzymaniu detektywa NABU Rusłana Maghamedrasulowa, śledczego, który, według źródeł, podsłuchiwał biznesmena Timura Mindicza. SBU oskarżyła Maghamedrasulowa o nielegalne prowadzenie działalności gospodarczej w Rosji, ale to on, według współpracowników, zebrał kluczowe dowody w sprawie, którą NABU i SAP publicznie ogłosiły 10 listopada.
Obecnie nie wiadomo, czy prezydent Wołodymyr Zełenski był poinformowany o procesach korupcyjnych związanych z Energoatomem i czy podejmowane przez niego decyzje miały jakikolwiek związek z tą sprawą.
Jednocześnie nazwisko prezydenta Ukrainy pojawia się jednokrotnie w nagraniach upublicznionych przez NABU. W jednym z odcinków tzw. „taśm Mindicza” czytamy, że prezydent Zełenski zadzwonił do ówczesnego ministra energetyki Hermana Gałuszczenki po otrzymaniu wiadomości od biznesmena i współwłaściciela firmy „Kwartał 95” Timura Mindicza. Na ten odcinek powołał się prokurator SAPO Serhij Sawycki podczas posiedzenia Wysokiego Sądu Antykorupcyjnego. Według niego rozmowa między Gałuszczenką, Mindiczem i Ołeksandrem Cukermanem „potwierdza wpływ” biznesmenów na decyzje rządu.
Analitycy polityczni ostrzegają, że jeśli ukraińskie społeczeństwo nie dostrzeże konkretnych działań rządu i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w odpowiedzi na skandal, konsekwencje mogą być negatywne. Obecnie 59% obywateli ufa głowie państwa, ale jak pokazują doświadczenia, wskaźnik ten może wahać się w zależności od decyzji prezydenta. Jeśli nie teraz, efekt może ujawnić się później – zwłaszcza po zakończeniu wojny i przeprowadzeniu powojennych wyborów.
Politolog Wołodymyr Fesenko w komentarzu dla Radia Swoboda zauważa, że sprawa Mindicza-Hałuszczenko może stać się motorem napędowym różnych wewnętrznych konfliktów politycznych w przyszłym roku, zwłaszcza jeśli wojna się zakończy i odbędą się wybory. Według niego, głównym wyzwaniem jest znalezienie równowagi między potrzebą przeprowadzenia pełnego śledztwa a potrzebą utrzymania względnej stabilności politycznej w kraju ogarniętym wojną.
„Chodzi o uniknięcie niekontrolowanego kryzysu politycznego w czasie wojny” – podkreśla Fesenko.
Analitycy zauważają: społeczeństwo ukraińskie od dawna było gotowe na ustępstwa wobec władz, zdając sobie sprawę ze złożoności sytuacji wojennej. Jednak wydarzenia tego lata – masowe protesty w obronie niepodległości NABU i SAPO – pokazały, że ludzie nie są już gotowi tolerować ewentualnych nadużyć.
Bliskie otoczenie prezydenta, jego wieloletnie powiązania biznesowe i przyjacielskie relacje z poszczególnymi postaciami w tej sprawie mogą stać się dla niego poważnym ryzykiem politycznym. Przyjaciele prezydenta są w stanie „pociągnąć go za sobą na dno”, bo mowa nie tylko o Timurze Mindiczu, ale także o innym współpracowniku Zełenskiego – Ołeksiju Czernyszowie, byłym ministrze Jedności Narodowej Ukrainy.
Pozycja i samo ministerstwo, zainicjowane przez Zełenskiego, nie funkcjonowały długo: szef instytucji, która miała jednoczyć Ukraińców, został podejrzany o korupcję. Dziennikarze, powołując się na rozmowy z kompetentnymi źródłami, piszą, że Czernyszow został ministrem dzięki osobistemu wsparciu Zełenskiego – bez niego kariera Czernyszowa nie potoczyłaby się tak szybko. Według doniesień medialnych to właśnie Mindicz polecił go prezydentowi.
„Są rodzicami chrzestnymi. Wszyscy o tym wiedzą. Pierwsza dama ochrzciła córkę Czernyszowów. Spędzali razem czas jak rodziny” – zauważa Ukraińska Prawda.
Według źródeł Ukraińskiej Prawdy, kryzys polityczny wywołany systematycznym defraudacją budżetu państwa przez najbliższych przyjaciół Zełenskiego jest już dyskutowany nie tylko w Kijowie, ale także w kręgach administracji prezydenta USA Donalda Trumpa i amerykańskiego establishmentu.
W zeszłym tygodniu dziennikarz śledczy Mychajło Tkacz poinformował, że FBI prowadzi śledztwo w sprawie biznesmena Timura Mindicza i jego głównego finansisty Ołeksandra Cukermana pod kątem prania pieniędzy. ZN.UA pisało o tym, że detektywi NABU już zdążyli spotkać się z funkcjonariuszem FBI w sprawie biznesmena Timura Mindicza. Zgodnie z publikacją, nowy przedstawiciel FBI, który koordynuje współpracę z NABU w ramach międzyresortowego memorandum, ma własne biuro i codziennie komunikuje się z detektywami, zwłaszcza w sprawach korupcyjnych na wysokim szczeblu. Jedno z jego pierwszych spotkań z detektywami było poświęcone sprawie Mindicza.Konsekwencje mogą jednak dotknąć nie tylko Zełenskiego, ale także ogólnie wsparcie dla Ukrainy.
UE obecnie powstrzymuje się od wydawania konkretnych oświadczeń w sprawie Midasa, ale nieoficjalnie wyraża zaniepokojenie jej konsekwencjami dla wsparcia ukraińskiego sektora energetycznego. Najwyższa dyplomatka UE, Kaja Kallas, stwierdziła, że nie ma miejsca na korupcję, zwłaszcza w obecnej sytuacji na Ukrainie, i że pieniądze powinny być przeznaczane na pierwszy plan. Generalnie Bruksela nalega na zmiany systemowe, w szczególności zachowanie niezależności organów antykorupcyjnych i rozszerzenie jurysdykcji NABU na najwyższych urzędników, w tym kierownictwo Kancelarii Prezydenta. Wszelkie próby ograniczenia NABU będą postrzegane jako pogorszenie systemu antykorupcyjnego i mogą utrudnić udzielanie wsparcia finansowego Ukrainie oraz nałożyć dodatkowe warunki na nowe transze.
Jednak historia i tak pozostawi swój ślad reputacyjny, który może zostać wykorzystany przez osoby o nastrojach antyukraińskich.
- "Antyukraińscy populiści w krajach zachodnich dostali swoje „karty”: teraz nie trzeba już wymyślać historii o „jachtach Zełenskiego” – są konkretne fakty, które można wykazać z parlamentarnej mównicy, kwestionując przydział wsparcia finansowego” – pisze RBK.
Jak ta historia zakończy się dla Ukrainy, trudno na razie powiedzieć. Według Politico, w przyszłości spodziewanych jest wiele kolejnych śledztw, m.in. dotyczących broni i Ministerstwa Obrony.