Oprócz zawieszenia Beaty Maciejewskiej w prawach członka partii, Lewica zdecydowała też o skierowaniu wniosku do prokuratury. To odpowiedź na nagranie jakie ujawnił był dyrektor jej biura.
"Taśmy prawdy" posłanki Lewicy. Nagrane 30 godzin rozmów
Na nagraniach posłanka Lewicy miała źle wypowiadać się o swoich współpracownikach, mobbingować ich i naruszać ich prawa pracownicze. Miała też negatywnie wypowiadać się o kierownictwie partii i współprzewodniczącym Włodzimierzu Czarzastym.
Rzecznik klubu Marek Kasprzak potwierdza, że Beata Maciejewska nie pełni w tej chwili żadnych funkcji w partii, a "jej przyszłość zależy od decyzji i postępowania prokuratury i od tego, kiedy sąd partyjny wyda w jej sprawie wyrok".
Posłanka odpiera zarzuty. "To pomówienia" twierdzi
Beata Maciejewska nie zgadza się z wystosowanymi wobec niej oskarżeniami.
Były dyrektor mojego biura przez wiele miesięcy nagrywał nasze wspólne rozmowy, czyli taką kuchnię polityczną. Moja pełnomocniczka, która przesłuchała nagrania, przekazała, że nie świadczą one o jakimkolwiek przestępstwie i nie nadają się do sądu, ale wpływają one na mój wizerunek i wizerunek Lewicy, bo jest tam dużo moich takich, a nie innych wypowiedzi, które nie są zbyt dyplomatyczne czy parlamentarne" - powiedziała w rozmowie z dziennikarzami Polskiej Agencji Prasowej.
Co więcej, była wiceprzewodnicząca partii przyznaje, że wytoczyła sprawę karną swojemu byłemu współpracownikowi, a sprawa jest już w sądzie w Warszawie.