Czułość zamiast patosu i matczyna duma
W rozmowie z serwisem tuolawa.pl Maja Marquardt-Uznańska zdradza, że choć jej syn miał już kilka prób startu, nigdy się z nim naprawdę nie pożegnała. – Żegnania się nie było – przyznaje. Zamiast wzniosłych słów, mówi mu po prostu: – Trzymaj się, Sławoszku! Dbaj o siebie! – co stało się ich nieformalnym rytuałem.
Podkreśla, że nie unika trudnych tematów, w tym rozmów o ryzyku i sytuacjach awaryjnych. – Nie jestem zwolenniczką patetycznych pożegnań, choć czasem popłakuję w domu. Ostatnią rzeczą, której Sławosz teraz potrzebuje, to płacząca matka – dodaje z wyczuwalną czułością i realizmem.
Mama astronauty nie kryje dumy z syna. Opowiada o latach poświęceń i wspólnych wysiłków: – Musiałam go wozić co tydzień nad Zalew Zegrzyński na żeglarstwo, 180 km w jedną stronę. A przecież jeszcze książki, historia, jazda na nartach... – wspomina. Jej celem było wychowanie wrażliwego, ciekawego świata człowieka. – Sławosz jest pomocny i empatyczny. Taki po prostu jest – mówi z przekonaniem.
Wzruszające wsparcie przed startem
Na Florydę przyjechało ponad 80 osób z różnych krajów, by wesprzeć Sławosza przed jego historycznym lotem na ISS. Jak relacjonuje w wywiadzie dla tuolawa.pl jego mama, odbyło się symboliczne pożegnanie z całą międzynarodową załogą. Przez kwarantannę uczestnicy musieli zachować dystans, ale każda delegacja przygotowała specjalny gest wsparcia.
– To, co zrobili Polacy, było mistrzostwem świata – wspomina Maja Marquardt-Uznańska. Polacy zaśpiewali przerobioną wersję piosenki z Męskiego Grania – utworu bliskiego Sławoszowi. – Wzruszył się. On jest bardzo wrażliwy – opowiada, podkreślając, że choć syn nie płacze, – łezka w oku się zakręciła.
Chociaż spotkania z synem były ograniczone do rozmów z odległości 8 metrów i kontaktu przez komputer, jego spokój i profesjonalne podejście do kolejnych przesunięć startu były dla niej źródłem wewnętrznego spokoju. – On wie, że opóźnienia to kwestia bezpieczeństwa. Jest gotowy do tej misji – zapewnia.
Misja naukowa i rozmowy z orbity
Jak wynika z rozmowy dla tuolawa.pl, astronauta będzie mógł kontaktować się z wybranymi pięcioma bliskimi osobami – w tym z żoną, rodzicami i bratem z bratową. Prawdopodobnie raz w tygodniu zadzwoni na Ziemię z orbity. – To on będzie się z nami kontaktował. My nie możemy do niego zadzwonić – tłumaczy matka.
Porównując swoje emocje, Maja Marquardt-Uznańska przywołuje wspomnienie z dzieciństwa: – Gdy miałam 6 lat i leciałam sama do Berlina, moja mama – która nigdy wcześniej nie była w samolocie – bardzo to przeżywała. Dziś ja czuję to samo, bo nigdy nie leciałam rakietą. To ten sam lęk matki, tylko w nowoczesnej formie – opowiada obrazowo.
Zapewnia jednak, że szanuje wybór syna i jego pragnienie naukowego spełnienia. – On chce zweryfikować w kosmosie to, co wcześniej analizował teoretycznie. To jego droga i jego cel – podkreśla. Mimo ogromnych emocji pozostaje spokojna i pełna wiary w jego misję.
Oprac. Marcin Paczkowski, źródło: tuolawa.pl.
Pierwszy Polak w kosmosie. Tak wyglądała misja Mirosława Hermaszewskiego