- Ekspert wojskowy Marek Meissner ostrzega, że niedawne akty dywersji w Polsce mogły być "próbą generalną" rosyjskich służb. Celem było przetestowanie reakcji polskich służb przed potencjalnie groźniejszymi atakami.
- Do jednorazowych akcji dywersyjnych werbowane są osoby, często młode, za pośrednictwem internetu, np. komunikatora Telegram. Stawka za przeprowadzenie zamachu, jak podpalenie, to około 10 tysięcy dolarów.
- Polskie służby zatrzymały dwóch obywateli Ukrainy oskarżonych o działanie na zlecenie rosyjskiego wywiadu. Postawiono im zarzuty aktów dywersji o charakterze terrorystycznym, za co grozi im dożywocie.
- Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej Radia ESKA.
Próba generalna przed gorszym atakiem
Zdaniem Marka Meissnera, niedawne zdarzenie z ładunkiem na torach było typowym działaniem dywersyjnym, mającym na celu sprawdzenie reakcji polskich służb. Wróg mógł w ten sposób testować naszą czujność przed kolejnym, potencjalnie bardziej niszczycielskim uderzeniem. Jak podkreśla ekspert, celem jest maksymalizacja strat.
Wybierane są miejsca, gdzie jest po pierwsze mało światła, a po drugie, gdzie jest niebezpieczny kawałek toru. Chodzi o to, żeby w momencie wykolejenia spowodowane były jak największe szkody – tłumaczy analityk wojskowy.
Werbunek przez internet za 10 tys. dolarów
Meissner wskazuje, że do jednorazowych akcji dywersyjnych werbowane są osoby za pośrednictwem rosyjskiego komunikatora Telegram. Często są to ludzie młodzi, skuszeni łatwym i szybkim zarobkiem.
Bywa, że to bardzo młodzi ludzie, nawet nie zawsze dorośli. Stawka za jednorazową akcję, taką jak podpalenie to koło 10 tysięcy dolarów dla całej grupy – mówi ekspert w rozmowie z „Super Expressem”.
Meissner dodaje jednak, że do najpoważniejszych operacji wykorzystywany jest tradycyjny werbunek osobowy.
Zarzuty dla dywersantów i apel ministra
Przykładem takiej operacji może być niedawne zatrzymanie dwóch obywateli Ukrainy, Jewhienija Iwanowa i Ołeksandra Kononowa. Według polskich służb mężczyźni działali na zlecenie rosyjskiego wywiadu i po wykonaniu zadania mieli zbiec na Białoruś. Prokuratura postawiła im zarzuty aktów dywersji o charakterze terrorystycznym, za co grozi im nawet dożywocie.
Do sprawy odniósł się minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak, który potwierdził powagę sytuacji.
Mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją aktu dywersyjnego podjętego na zlecenie obcych służb i gorąco apeluję o to, żeby z należytą powagą te wszystkie kwestie traktować, szanować działania służb – podkreślił w Sejmie.