Rewanż Anisimovej i półfinał z Osaką
Anisimovej udał się rewanż za lipcowy finał Wimbledonu, przegrany 0:6, 0:6. W półfinale zagra z Japonką Naomi Osaką, czyli podopieczną trenera Tomasza Wiktorowskiego. Polka, która przed rokiem występy na Flushing Meadows również zakończyła na ćwierćfinale, pozostanie wiceliderką rankingu WTA, a strata do prowadzącej Aryny Sabalenki zależeć będzie od końcowego wyniku Białorusinki.
Zawodniczka trenowana przez Belga Wima Fissette’a wyjedzie z Nowego Jorku z pokaźnym czekiem na 860 tys. dolarów - 660 tys. za singla oraz 200 tys. za finał gry mieszanej.
Droga do ćwierćfinału
Przed ćwierćfinałowym starciem z Anisimovą Świątek wygrała w Nowym Jorku cztery spotkania i miała wielki apetyt na kolejne zwycięstwo, które oznaczałoby, że w każdym z tegorocznych Wielkich Szlemów dotarła przynajmniej do półfinału.
Jej rywalką w starciu na najwięszym tenisowym stadionie globu im. Arthura Ashe’a była Anisimova. Ich jedynym wcześniejszym starciem w gronie seniorek, był lipcowy finał Wimbledonu, w którym Amerykanka nie wygrała ani jednego gema.
Według Świątek łatwość, z jaką odniosła tamto zwycięstwo, nie wpłynęła negatywnie na jej koncentrację środowym pojedynkiem.
- Jeśli ktoś ma trochę wiedzy o tenisie to wie, że to nie jest tak, że, po pierwsze, da się powtórzyć taki mecz, a po drugie - wynik z Wimbledonu był zasługą mojej gry, ale też i tego, że Amanda nie zagrała wtedy najlepiej. Tam różnica była duża, ale to nie jest tak, że zawsze będzie robić te same błędy. Wszyscy pracujemy i nikt nie zakładał, że kolejny mecz będzie wyglądał tak samo. Takie myślenie byłoby totalnie irracjonalne. Wiem, że to dobra zawodniczka i że gra dobry tenis, więc byłam gotowa na ciężkie spotkanie - przyznała Świątek.
Opóźnienie meczu
Mecz Polki i Amerykanki miał rozpocząć się zaraz po zakończeniu pierwszego pojedyneku na korcie centralnym. Po obu stronach siatki stanęli Kanadyjczyk Felix Auger-Aliassime i Australijczyk Alex de Minaur. Ich rywalizacja trwała jednak ponad cztery godziny. Świątek i Anisimova musiały być gotowe do gry już od godz. 13, a zaczęły o 16.30.
- Na wielkoszlemowych turniejach musisz być gotowy na takie rzeczy. To nie jest zbyt komfortowe, zwłaszcza te komunikaty o byciu gotowym „nie przed którąś tam godziną”, które nie mają sensu. Musisz być gotowa, ale potem jest czekanie, bo ile razy mecz mężczyzn zakończy się w półtorej godziny? Ale taki jest tenis. Trzeba się do tego dopasować i nie myśleć o tym zbyt wiele - wspomniała.
Kluczowy serwis
Triumfatorka US Open z 2022 roku w obu setach rozpoczynała od przełamania i prowadzenia, ale w obu przypadkach szybko traciła przewagę, do głosu dochodziła Amerykanka, która rozstrzygnęła mecz na swoją korzyść 6:4, 6:3.
- Trenuję z nią, więc wiem, jak może grać. Ale dziś wszystko było inne. Ruszała się lepiej i grała lepiej. Moja gra z głębi kortu wyglądała dobrze, a o wszystkim zdecydował serwis. Nie udało mi się ugrać tylu punktów przy jej serwisie, ile bym chciałam, a ja miałam kłopoty z moim pierwszym podaniem. Na dodatek ona bardzo dobrze returnowała przy moim drugim serwisie i to zadecydowało o mojej porażce – oceniła.
Nad kwestią pierwszego podania, które szwankowało przez większą część turnieju, pochyliła się dłużej i dogłębniej; według statystyk w żadnym z ostatnich trzech spotkań jego skuteczność nie przekroczyła bowiem 58 proc.
- Nie było ono komfortowe. Nie wygrywałam wielu punktów „za darmo” serwisem. Mimo iż w Cincinnati były mecze, gdzie serwowało mi się świetnie - tak jak z Jeleną Rybakiną - to przez większość czasu nie było tak, że serwowałam intuicyjnie, ale dużo musiałam pilnować techniki. Po finale w Cincinnati - pewnie dlatego, że wygrałam - nikt o tym nie mówił, ale tam też pierwszy serwis nie był dobry. W Nowym Jorku zrobiłam z nim, co mogłam. Może miałam trochę wolniejszą rękę? Nie trenowałam też pomiędzy meczami i może to miało jakieś znaczenie? Może byłam trochę mniej dynamiczna? Ciężko mi ocenić, bo starałam się jak mogłam najlepiej. Dziś jednak nie trafiałam tej „jedynki”, a mój procent wygranych po drugim serwisie był niski. Cały czas byłam więc pod presją, nawet podczas swoich gemów serwisowych. Dlatego trudno było każdy gem tak dociągnąć, aby ona mnie nie przełamała – analizowała.
Bez wymówek
Była liderka listy światowej nie zrzucała winy na zmęczenie, bo - jak sama przyznała - nie czuła się w ten sposób, a jej mecze w US Open nie były wyczerpujące. Nie zamierzała także dywagować, czy Anisimovej udało się wyciągnąć wnioski z porażki na Wimbledonie.
- Nie jestem nią, trzeba jej pytać. Ale w tenisie czasem dostaniesz solidnego łupnia i nie masz wyjścia tylko musisz się z tym pogodzić i próbować zagrać lepiej następnym razem - zauważyła.
Na koniec zaznaczyła, że z porażką z Anisimovą będzie musiała się jakoś szczególnie oswajać. Wie, że okres letni miała udany i pokazała dużo jakości, choć w Nowym Jorku do końca jej się to nie udało.
- Wiem, co osiągnęłam i nie wymażę tego tylko dlatego, że teraz przegrałam. Nie mogłam wygrać meczu serwując w taki sposób oraz przy Amandzie będącej tak agresywną przy returnach. Zdaję sobie z tego sprawę - zakończyła.