Błysk przez pół kontynentu
Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) ogłosiła nowy rekord w długości pojedynczej błyskawicy. Według danych zebranych od 2016 roku megabłysk o długości 829 kilometrów pojawił się 22 października 2017 roku podczas potężnej burzy nad USA. Wyładowanie rozciągało się od wschodniego Teksasu aż po okolice Kansas City.
To dystans porównywalny do trasy między Paryżem a Wenecją. Pokonanie go samochodem zajęłoby około dziewięciu godzin, a lot samolotem – co najmniej półtorej godziny. Skala zjawiska była tak duża, że niemożliwa do pełnego uchwycenia gołym okiem. Dopiero zaawansowane technologie satelitarne pozwoliły na jego precyzyjne zmierzenie.
Poprzedni rekord już nieaktualny
Dotychczasowy rekord należał do błyskawicy o długości 768 kilometrów, która została zarejestrowana 29 kwietnia 2020 roku również nad południowymi Stanami Zjednoczonymi. Nowy rekord jest więc aż o 61 kilometrów dłuższy.
O takich ekstremalnych zjawiskach nie decyduje przypadek — to wynik sprzyjających warunków atmosferycznych, które występują m.in. na rozległych równinach Ameryki Północnej. Tam burze potrafią być wyjątkowo intensywne i rozciągać się na setki kilometrów.
Nowoczesna nauka kontra siły natury
Zdaniem prof. Randalla Cerveny'ego, eksperta WMO ds. ekstremalnej pogody, nowy rekord „pokazuje niesamowitą moc środowiska naturalnego”. Ale równie ważne jest to, że udowadnia ogromny postęp w technologii obserwacji atmosfery. Dzięki satelitom i mapowaniu kosmicznemu, prowadzonemu od 2016 roku, możliwe stało się rejestrowanie zjawisk pogodowych na niespotykaną dotąd skalę.
Jak zauważa brytyjski „Guardian”, jeszcze dekadę temu wykrycie tak rozległego wyładowania byłoby niemożliwe. Dziś, dzięki coraz dokładniejszym narzędziom, naukowcy mogą lepiej zrozumieć, a być może w przyszłości także przewidywać ekstremalne zjawiska pogodowe.
Zobacz także: Trwa przebudowa parku Bronowickiego w Lublinie