Mikołajki w Wiśle nie takie, na jakie liczyliśmy. Co po konkursie powiedzieli polscy skoczkowie?

2025-12-06 18:40

Polscy skoczkowie nie sprawili dużego prezentu licznie zgromadzonym kibicom pod skocznią im. Adama Małysza. Można powiedzieć, że to jedynie mały podarek w postaci trzech miejsc w czołowej trzydziestce. Co powiedzieli nasi skoczkowie po konkursie?

Kacper Tomasiak

i

Autor: Grzegorz Momot/ PAP Kacper Tomasiak w Wiśle.

Nie na takie Mikołajki w Wiśle liczyliśmy. Polscy skoczkowie oceniają swoje skoki 

6 grudnia kojarzy nam się z prezentami. W Mikołajki każdy z nas liczy na jak największą paczkę podarunków, ale czasami zdarza się tak, że otrzymujemy tylko mały, symboliczny upominek. Takie też potrafią cieszyć, ale zawsze pozostawiają spory niedosyt. Niedosyt z pewnością mają także polscy kibice, którzy pod skocznią im. Adama Małysza zgromadzili się tak licznie, jakby nasi skoczkowie zdominowali początek sezonu. 

W Wiśle jednak zaserwowano nam kolejny przeciętny, żeby nie powiedzieć słaby konkurs. Tak słabego występu Polaków przed własną publicznością trudno szukać w archiwalnych konkursach. Cieszyć mogą całkiem dobre skoki Piotra Żyły, ale to jednak wciąż tylko czternaste miejsce. 

Czuję że rezerwy jeszcze były, oj były. Ale najważniejsze, że energia była i w zasadzie tych bananów pożarłem sporo znowu. Ale tak jakby trochę mi to spadało dzisiaj. Może byłem za spokojny, bo tak jakby ja zawsze gdzieś tam zawczasu idę pełnym ogniem, a tu trochę mi wszystko spadło. Ale ten drugi skok, no to dał taki całkiem spory awans - mówi na gorąco Piotr Żyła. 

38-latek stara się szukać pozytywów w dzisiejszych skokach. To prawda, było dużo lepiej niż tydzień temu w Finlandii. 

Punkciki jakieś są. Wiadomo od czegoś trzeba zacząć. Gdzieś tam formę trzeba ustabilizować i iść w pionie do góry. Wiadomo, żeby to szło w stronę dziesiątki. Wiem, że stać mnie na pewno na to, ale na spokojnie. Swoje trzeba robić i nie napalać się - dodaje Żyła. 

Na Mikołaja, czyli jak mówi na siebie, narzekał Dawid Kubacki. 

Mikołaj nie był łaskawy dzisiaj, z tym, że w tym przypadku na skoczni to ja byłem tym Mikołajem i to ja ten drugi skok zepsułem - mówi 26. dzisiaj Kubacki, który po pierwszej serii był 20. 

Kubacki był zadowolony z pierwszej próby, ale jak mówi, jej też dużo brakowało.

Była też spóźniona, ale to pchanie do ziemi, czyli to nad czym pracowaliśmy w ostatnim czasie działa i to jest pozytyw. W drugiej serii miało być trochę lepiej, a wyszło jak zwykle i ten skok był bardzo, bardzo mocno spóźniony, mimo tego, że to pchanie było do ziemi. Większość tej energii poszła po prostu w powietrze i przez to nie pozwoliłem sobie tutaj odlecieć na dole - słyszymy. 

Dawid docenił jednak tłumy kibiców. Jak mówi, bardzo pozytywnie go to zaskoczyło. 

Liczba kibiców, jaka dzisiaj się zjawiła na skoczni - naprawdę serce się raduje. To, że Mikołaj żadnego prezentu nie przyniósł, to ci kibice na skoczni mi to wynagrodzili w zupełności.

Szukania pozytywów ciąg dalszy 

Pierwszy występ w Pucharze Świata przed własną publicznością ma 18-letni Kacper Tomasiak. To jedyny polski skoczek, który punktuje w każdym konkursie tego sezonu. Wprawdzie dziś nie może być do końca zadowolony z 25. miejsca, ale pozytywy zawsze się znajdą. Chociażby to, jaką moc dają kibice. 

Myślę, że przyjemnie jest. Może troszeczkę powoduje to taki większy stres, ale myślę, że udało mi się z tym fajnie poradzić i czerpać z tego bardziej pozytywy niż negatywy - zaznacza Tomasiak. 

A jak ocenia swoje skoki? 

Ogólnie brakowało mi troszeczkę płynności w tych skokach. W drugiej serii udało się już to poprawić, ale jeszcze trochę brakuje do tego, żeby było super - dodaje 18-latek. 

Jak sam podkreśla, "chciałoby się trochę więcej".

Na pewno ze skoku na skok jest minimalnie lepiej, więc myślę, że jutro też powinno troszeczkę się to poprawiać, ale zobaczymy dopiero jutro - słyszymy. 

Bardzo blisko punktów był dziś Maciej Kot, który do ostatniej chwili liczył na awans do drugiej serii. Skończył 31. Zabrakło 0,3 punktu. 

Tak na dobrą sprawę metr-półtora dalej dałoby mi taki komfort już po po skoku - zaznacza Kot. 

W serii próbnej był najlepszym z Polaków, a w konkursie znowu czegoś zabrakło. 

Znowu nie są to duże błędy. To nie są wielkie różnice, natomiast na tym poziomie one kosztują. Kosztują właśnie sporo miejsc i generalnie dzisiaj taką główną rzeczą, którą delikatnie chcieliśmy zmienić od wczoraj, to była pozycja najazdowa. Wczoraj była ona ciut zbyt agresywna. Dzisiaj chcieliśmy zachować trochę rezerw i myślę, że lepiej to wyglądało. Natomiast w tej pozycji zbyt spieszyłem się do lotu. Czyli nie było tego energicznego wyjścia z progu połączonego z lotem - analizuje, jak zawsze szczegółowo, Maciej Kot. 

Skoki narciarskie w Wiśle