Cezary Jurkiewicz – stand-uper, satyryk, współtwórca legendarnej grupy Stand-Up Polska. Jeden z tych, którzy budowali polską scenę komediową od zera – bez scenariuszy, suflera i autocenzury. Znany z ostrego języka, niepokornego stylu i umiejętności rozbrajania najtrudniejszych tematów śmiechem. W jego żartach pojawiają się polityka, społeczeństwo, religia, seks – czyli wszystko to, czego podobno nie wolno ruszać. Ale u Jurkiewicza to nie prowokacja dla samej prowokacji, tylko forma rozmowy ze światem.
W "Mellinie” mówi szczerze o tym, co go bawi, co wkurza, z czego dziś już nie żartuje – i czy da się być komikiem bez konfliktów z publicznością.
"Niektórym się wydaje, że komik powinien być jak fryzjer – dla każdego"
Cezary Jurkiewicz od początku rozmowy podkreśla, że nie interesuje go robienie uniwersalnego humoru. Jego stand-up nie jest "dla każdego" – i nigdy nie miał być.
– Nie jestem komikiem, który ma rozśmieszać wszystkich. To nie jest moje zadanie. Nie chcę być fryzjerem, który musi wszystkim dobrze obciąć. To, że ktoś się nie śmieje, nie znaczy, że to jest zły żart. To znaczy, że nie jest dla niego.
Jego zdaniem stand-up to forma bardzo osobista – oparta na doświadczeniu, wrażliwości i nastroju. A tego nie da się skopiować ani dopasować do masowego gustu.
Choć Jurkiewicz zaczynał w czasach, gdy stand-up w Polsce dopiero raczkował i opierał się głównie na żartach obyczajowych, dziś nie ma już ochoty powielać schematów. Interesują go inne tematy – bardziej ryzykowne, mniej oczywiste. Zaznacza, że stand-up może być i śmieszny, i poważny – ale wymaga odwagi.
– Kiedyś mówiłem o tym, jak się upiłem, jak mnie coś bolało. Teraz to już mnie nie śmieszy. Mam potrzebę czegoś więcej.
Wolne żarty – czyli jakie?
Najbardziej irytuje go – jak sam mówi – społeczna obłuda. Zwłaszcza ta, którą przynosi część widowni. Przyznaje, że na jego występy przychodzą ludzie, którzy najpierw śmieją się z jego żartów, a potem udają oburzonych. Komik nie powinien być – jego zdaniem – wzorem moralności. Raczej kimś, kto punktuje sprzeczności.
– Najgorsze, co można zrobić komikowi, to kazać mu być moralnym drogowskazem. To nie nasza rola.
Temat granic wolności słowa w komedii powraca wielokrotnie. Jurkiewicz jasno określa swoje stanowisko: żart to nie deklaracja polityczna – ale nie można też udawać, że nie niesie ze sobą ryzyka.
– Wolność słowa to nie znaczy, że wszyscy ci klaszczą. To znaczy, że mówisz, co chcesz – i potem bierzesz na klatę, że niektórzy cię znienawidzą. Jeśli zaczniemy się cenzurować, bo ktoś może się obrazić, to przestaniemy być komikami. Zostaniemy animatorami kultury. – stwierdza gorzko.
Wśród tematów, które wywołały medialne burze, był m.in. jego żart dotyczący zespołu Downa. Jak sam mówi – nie chodziło o osoby chore, tylko o język i to, jak używamy go w przestrzeni publicznej.
– Nie żartowałem z dzieci z zespołem Downa. Żartowałem z tego, jak ludzie używają słowa "Down" jako obelgi. To nie to samo.
Występ wywołał ogromne emocje – nie tylko w sieci, ale i w życiu prywatnym komika.
– Dostałem pogróżki. Serio. Grożono mi śmiercią. A ja tylko próbowałem pokazać, jak bardzo nie rozumiemy języka.
W domu polityka to temat tabu
Jurkiewicz pochodzi z inteligenckiej rodziny: ojciec był lekarzem, matka farmaceutką. W domu dominowały raczej konserwatywne wartości, choć sam Cezary poszedł zupełnie inną drogą. Z humorem opowiadał Mellerowi o rodzinnej codzienności, która często bywa zderzeniem dwóch światów – ale też dowodem na to, że można się różnić i kochać jednocześnie
– Moi rodzice byli zdziwieni, jak powiedziałem, że będę komikiem. Ale wspierali mnie. Nawet dawali mi pieniądze, żebym nie musiał iść do pracy i mógł próbować.
Różnice światopoglądowe w rodzinie są spore – i dlatego domowe rozmowy mają swoje granice.
– Mam zupełnie inne poglądy niż rodzice. Dlatego mamy zasadę: nie rozmawiamy o polityce. Dla dobra wszystkich. – przyznał szczerze.
Terapia śmiechem?
Choć sam podkreśla, że scena to nie kozetka, przyznaje, że publiczne mówienie o rzeczach trudnych może mieć działanie oczyszczające – i dla komika, i dla widzów.
– Czasem ktoś po występie podchodzi i mówi: "Dzięki, że to powiedziałeś". Ja się wtedy czuję mniej sam. To nie jest terapia, ale coś daje.
W stand-upie Jurkiewicza jest dużo o samotności, frustracji, wątpliwościach. Nie po to, by się użalać – tylko by pokazać, że śmiech może być wspólnym mianownikiem. W "Mellinie" pokazał się nie tylko komik, ale i uważny obserwator świata, który nie zgadza się na uproszczenia.
Ten odcinek to więcej niż rozmowa o żartach. To szczera opowieść o tym, co zostaje, kiedy śmiech milknie. Cały materiał możecie obejrzeć w serwisie YouTube na kanale Eski Rock oraz na stronie internetowej eskarock.pl. Można go też posłuchać jako podcastu w serwisach streamingowych.