Gośka (fenomenalna Agata Turkot) wiodła życie młodej, pełnej nadziei kobiety, która wreszcie znalazła "Tego Jedynego". Z pozoru czuły, uroczy i czarujący Grzesiek (Tomasz Schuchardt), poznany w internecie, obsypywał ją kwiatami i oświadczył się w romantycznej Wenecji. Wszystko układało się jak w najpiękniejszej bajce, ale Smarzowski nie byłby sobą, gdyby na tym idyllicznym obrazku nie zaczął rysować mrocznych pęknięć. Reżyser serwuje widzom podróż do najgłębszych kręgów piekła, gdzie cztery ściany stają się świadkami niewyobrażalnego okrucieństwa.
Przemoc bez filtrów
Po akcie czystego, niemal słodkiego, zapoznania, Smarzowski gwałtownie wrzuca widza w otchłań, gdzie bajka o miłości szybko zamienia się w koszmar. Grzesiek, który miał być księciem na białym koniu, okazuje się potworem i sadystą. To właśnie ta brutalna przemiana i realizm, z jakim została ukazana przemoc, sprawiły, że "Dom dobry" budzi tak skrajne emocje. Krytycy zarzucali reżyserowi, że obraz jest przesadzony, a nawet, że "traumatyzuje widzów". Ale czy prawda o domowym terrorze może być "przesadzona"? Smarzowski bez znieczulenia pokazuje mechanizmy manipulacji i strachu, które sprawiają, że ofiara tkwi w toksycznym kręgu.
Fikcja miesza się z rzeczywistością
Nie ulega wątpliwości, że siłą napędową tego gorzkiego i zapadającego w pamięć dramatu są wybitne kreacje aktorskie. Szczególnie Agata Turkot jako Gośka jest absolutnie hipnotyzująca. Dziennikarka Natalia Nowecka z ESKI nie kryła swojego zachwytu, pisząc:
Docenić należy aktorstwo - Agata Turkot zasłużyła na wszystkie nagrody świata, a Tomasz Schuchardt winien cieszyć się, że gra obecnie w prawie każdym polskim serialu (co zdążyło stać się nawet memem), gdyż dzięki temu nie będzie kojarzony wyłącznie z rolą Grześka. Jest w niej bowiem boleśnie przekonujący
- czytamy w jej recenzji.
Lecz to właśnie boleśnie przekonująca kreacja Grześka stała się źródłem zaskakującej dla aktora sytuacji. Schuchardt, tak dobrze poradził sobie z rolą, że część widzów miała poważny problem z oddzieleniem jego ekranowego wcielenia od prywatnego życia. W rozmowie z Łukaszem Knapem opowiedział o sytuacji, która wprawiła go w osłupienie.
Ja już się spotkałem z wieloma opiniami i zdaniami, które zupełnie inaczej to wszystko odbierają. Niektórzy mówią wręcz, że zlewa im się świat filmu ze światem prywatnym. Po seansie miałem nawet sytuację, że ktoś do mnie podszedł i powiedział: "Ty przemocowcu, ty coś tam…"
- powiedział.
Tomasz Schuchardt przyznał, że tak bezpośrednia i emocjonalna reakcja była dla niego szokiem
Byłem tym bardzo zaskoczony. Myślałem, że ludzie jednak wiedzą, że istnieje coś takiego jak film i jak rola
Choć ta sytuacja może wydawać się absurdalna, świadczy o jednym - kreacja Schuchardta jest tak autentyczna i bolesna, że cel reżysera – zmuszenie do refleksji nad trudnymi tematami – został osiągnięty z przerażającą siłą.