Weekend z Marcinem Rozynkiem

2007-07-26 13:55

Swoją muzyczną karierę rozpoczął kilka lat temu w zespole Atmosphere. Kiedy grupa się rozpadła, nie rzucił muzyki, ale wręcz przeciwnie - rzucił się w pracę nad solowym materiałem. Tego roku powrócił w doskonałym stylu z albumem Księga Urodzaju z takimi hitami jak Siłacz i Najlepsze. Mowa oczywiście o Marcinie Rozynku, który już w najbliższy weekend będzie gościem Radia ESKA...

Dla wielu słuchaczy Marcin Rozynek stał się znany dopiero po wydaniu swojej pierwszej solowej płyty pt. Księga Urodzaju. Jednak muzyczna kariera artysty rozpoczęła się na długo wcześniej , od grania w zespole Atmosphere...
Nazwisko mogło się nie dać poznać wcześniej ludziom. Zawsze wszyscy kojarzyli bardziej Atmosphere niż mnie. Także w pewnym sensie na pewno czuję się jak debiutant.
Mimo, że od zespołowych szaleństw Marcina minęło kilka lat, artysta bardzo dobrze odnalazł się z powrotem na scenie muzycznej. Praca solowa daje mu wiele satysfakcji...
Najlepiej się promuje materiał swój, to znaczy - kiedy ktoś sam sobie pisze teksty i muzykę, to wtedy wszystko jest wiarygodne, prawdziwe. Nie ma ciśnienia, że wychodzę na scenę i zaczynam udawać zrozpaczonego młodego człowieka, bo tak mi ktoś tekst napisał, albo zakochaną nastolatkę. Źródłem sukcesu i dobrego samopoczucia na scenie jest wiarygodność, a ta przychodzi w momencie, kiedy się samemu sobie pisze piosenki. Śpiewanie to jest wtedy tak naprawdę tylko galanteria. Coś dodatkowego, coś co ktoś przypadkiem umie dobrze robić. Tak bym na to patrzył.
Piosenki Marcina Rozynka rzeczywiście brzmią przekonywująco. Hit Najlepsze i piękna ballada Siłacz przypadły do gustu szczególnie damskiej części słuchaczy. Ale płyta Księga Urodzaju kryje jeszcze wiele różnorodnych hitów...

Marcin Rozynek powrócił na polską scenę muzyczną z pierwszą solową płytą pt. Księga Urodzaju po kilkuletniej nieobecności. Mimo, że pierwsze single artysty Najlepsze i Siłacz doskonale sobie radzą, Marcin dostrzega, że pod jego nieobecność dużo się na rynku muzycznym zmieniło...
Strasznie dużo ludzi się pojawiło śpiewających, choć niekoniecznie piszących sobie materiały. To jest jakaś nowość w zasadzie. W czasach, kiedy my graliśmy jako zespół, to wszystko było bardziej rockowe i zespołowe. Więcej było ostrzejszej muzyki, więcej festiwali rockowych. Teraz wszystko się pozamykało w nurtach typu clubbing, bądź też w ramach programu promującego młodych wokalistów. Są to jasne, czyste nurty, w których się łatwo znaleźć. Ciężej wyskoczyć z czymś – bądź też mainstreamowym, bądź zupełnie z pogranicza jakichś tam innych stylistyk.
Tymczasem Marcin Rozynek proponuje słuchaczom swój solowy materiał, czyli album pt. Księga Urodzaju. Podobnie jak to było w przypadku płyt Marcina nagranych z zespołem Atmosphere, tytuł solowego krążka nie jest przypadkowy...
Tytuł w zasadzie nie jest tematem strasznie nośnym. Nie jest czymś, na czym należy opierać jakąś wielką filozofię. Jest to po prostu tytuł, który miał oddawać totalny luz, urodzaj, bogactwo form i treści piosenek, które mi towarzyszyły w momencie, kiedy postanowiłem robić wszystko sam. Czułem wtedy wielką wolność, swobodę... Dodatkowo tytuł oznacza mocne poplątanie, jakiś wielki początek, coś co zaczynam robić na swój własny rachunek. Nowe emocje, nowe rozwiązania muzyczne.
Księga Urodzaju zawiera jedenaście premierowych utworów, z których każdy porusza oryginalnością aranżacji i melodyjnym głosem Marcina, który tak bezbłędnie trafia szczególnie do fanek artysty.

Pierwsza solowa płyta Marcina Rozynka pt. Księga Urodzaju, z której pochodzą hity Najlepsze i Siłacz powstawała bardzo długo, bo ponad trzy lata. Mimo, że materiał narodził się w głowie Marcina bardzo dawno, a współpracą przy nim zainteresowanych było wiele artystów, w tym sam Grzegorz Ciechowski, to pech nieustannie prześladował drużynę sympatycznego Siłacza...
Problemy były wszystkie jakie się mogły wydarzyć. Najpierw były problemy związane z tym, że trzeba się było otrząsnąć, z tego, że zespół przestał istnieć. Rozpadł się i nie istnieje. Zaraz potem kwestie dalsze – jak producent itd. Trzeba było świadomie dokonać ważnych wyborów. Tutaj Andrzej Wojciechowski dosyć sprytnie wpadł na pomysł Grzegorza Ciechowskiego, który na początku nie był chętny do współpracy, bo był bardzo zapracowany. Jak już zaczęliśmy naprawdę, intensywnie pracować w 2001 roku i nagraliśmy wszystkie partie klawiszowe, zaaranżowaliśmy wszystkie piosenki, Grzegorz odszedł do aniołków i wszystko popadło w ruinę. Zanim się człowiek otrząśnie z tego, że jak to – nie ma już kogoś? Nagle, z dnia na dzień. Jakiś telefon, że ktoś nie żyje – to jest po prostu rzecz kosmiczna. A dopiero potem myślisz o materiale, o jakichś nowych rozwiązaniach i kto to ma teraz wziąć. Naprawdę, ta płyta była już w każdym stadium . To co się teraz dzieje, że ona naprawdę funkcjonuje, że jest nagrana i ja mam ją w chacie, to jest aż ciężkie do uwierzenia...Myślę jednak, że był to jakiś karkołomny etap w moim życiu, który się już skończył i będzie już teraz tylko naklepsze...
Wielkie szczęście, że mimo wszystkich tych niebłahych problemów Marcinowi Rozynkowi udało się nagrać tak doskonałą płytę jak Księga urodzaju. Trzymamy kciuki, by większe szczęście dopisywało mu podczas nagrywania kolejnych albumów, bo tak udanych powrotów zdecydowanie polskiej muzyce potrzeba.

Bez względu na wszelkie problemy jakie prześladowały Marcina Rozynka podczas nagrywania solowego materiału, płyta Księga Urodzaju niewątpliwie się udała. Obok oryginalnych aranżacji, siłę albumu stanowią bardzo ciekawe teksty, wyśpiewane melodyjnym głosem Marcina, które mimo wszelkich towarzyszących trudności mają o dziwo bardzo optymistyczną wymowę...
O dziwo teksty powstały przed tym wszystkim – generalnie pod koniec 2000 roku, kiedy zrobiłem demówkę. Starałem się nowe rzeczy robić zupełnie do szuflady, na zaś, na potem, na kiedyś, a nie na tę płytę. Po prostu miałem mocne postanowienie, że ten materiał, nad którym zaczęliśmy z Grzegorzem pracować w takiej formie będzie i nic się tam muzycznie nie zmieni. Tak tez się stało. Żadna z piosenek, które powstały w między czasie, nie doszła do tej płyty. To jest tylko to, co wtedy Grzegorz usłyszał, to co wtedy rozgrzebaliśmy. Tak miało być.
Jednym z najpiękniejszych utworów na płycie jest piękna ballada pt. Siłacz...
„Siłacz” jak sama nazwa wskazuje jest silny. To jest opowieść o prostym wydarzeniu między dwojgiem ludzi. Facet, dziewczyna... Z tym, że uczucie pokazane jest w sposób prosty. Jest tam tez trochę z manifestu komunistycznego – „ruszymy z posad bryłę świata”. Ta estetyka jak się wkrada w stosunki damsko-męskie, to powstaje zupełnie nowa jakość. Bardzo ciężko opowiadać o piosenkach, naprawdę. Ja się chyba tego nigdy nie nauczę. To jest kosmos dla mnie... Jest to piosenka po prostu – piosenka fajna, która opowiada o sytuacji pomiędzy dwojgiem ludzi – koniec kropka. A co w niej jest więcej ? To trzeba po prostu posłuchać.
Wszystko wskazuje na to, że piosenka Siłacza może stać się tego lata hymnem zakochanych. Póki co bije rekordy popularności jako jeden z najbardziej romantycznych kawałków na antenie Radia ESKA.

W obecnych czasach coraz trudniej o autentycznego artystę. Na scenie aż roi się od sztuczności, a image niejednokrotnie okazuje się ważniejszy od muzyki. Tym większą więc sympatią darzymy Marcina Rozynka, który zdobywa serca fanów naturalnością i szczerością siebie i swojej muzyki...
Ja nigdy nie cierpiałem na jakiś brak wizerunku. Może nigdy nie byłem zbyt dobrze ubrany, przystojny tak na maksa, ale nie cierpiałem na jakiś dziwny uwiąd – że nie wiem co powiedzieć, nie wiem jak się zachować itd. Nikt więc nie musiał nade mną strasznie pracować i pakować mnie w jakieś stroje. Jestem na tyle charakterystyczny, że nie pomyli mnie nikt z Jarkiem Weberem, czy tam z Julio Iglesiasem. To tyle... Mnie interesują bardziej muzyczne sprawy, a nie wizerunek. Myślę, że śpiewam na tyle oryginalnie, że moje dzieci odróżniają mój śpiew od innych . Jest to jakaś konkretna jakość, konkretny przekaz i sądzę, że jestem rozpoznawany pod tym względem. Szczególnie muzycznie, pod względem piosenek. Jest to jakaś charakterystyczna jakość, którą można wyłowić z całej masy i powiedzieć, że to jest to.
Można się o tym przekonać słuchając pierwszej solowej płyty Marcina pt. Księga Urodzaju, z której pochodzą dwa pierwsze single artysty Najlepsze i Siłacz.

Marcin Rozynek rozpoczynał swoją muzyczną karierę od grania w zespole „Atmosphere”, jednak od tego czasu minęło parę dobrych lat. Teraz artysta dał się poznać słuchaczom jako autor i wykonawca doskonałej solowej płyty pt. „Księga Urodzaju” z hitami „Najlepsze” i „Siłacz”. Marcin nie ma wątpliwości, że dzielenie się z ludźmi swoją muzyką jest dla niego wymarzonym zajęciem...
Po co się robi takie rzeczy? Tak naprawdę przecież można by umieścić na płycie logo jakiejś znanej formy produkującej napoje bezalkoholowe, dostać za to pieniądze, mieć dużo więcej na promocję i spowodować, że produkt trafi do szerszej grupy ludzi. Różne tego typu filozofie można by mnożyć. Ale tak naprawdę, jedyny sens tego jest taki, aby to po prostu zrobić, żeby zaistniało, żeby posłuchać tego później i stwierdzić stan swojego umysłu, kondycji psychofizycznej, dowiedzieć się czegoś o sobie. Poczym podać to ludziom. Jeśli może nie garstka, ale jakaś szersza grupa ludzi, niekoniecznie stutysięczna, posłucha tego i stwierdzi, że im się to przydało w życiu do czegoś, to jest najważniejszy sens.
Czyżby więc wymierny aspekt materialny nie był w ogóle ważny?
Wielu ludzi na świecie nie stara się sprzedawać muzyki za wszelką cenę, w jak największych ilościach. Chociaż nie powiem, że nie chciałbym, bo naprawdę każdy pojedynczy słuchacz, który mnie teraz słucha jest bardzo istotnym ogniwem w łańcuszku konsumpcji. Jednak niczego w tej branży, przynajmniej w moim przypadku, nie powinno robić się za wszelką cenę, żeby się tylko zera nakręcały w kalkulatorkach.
W przypadku Marcina Rozynka można mówić więc o podwójnym sukcesie. Płyta Księga Urodzaju trafia już do coraz większej liczby fanów, a piosenki Najlepsze i Siłacz wywołują emocje słuchaczy radiowych.