Mateusz Borek zaplanował po trudnym dla komentatorów sportowych EURO 2020 odpoczynek z najbliższymi. Dziennikarz wybrał jeden z najsłynniejszych kurortów w Turcji - Bodrum. Z miasta co roku do Polski wracają tłumy zadowolonych turystów. Nikt nie mógł więc spodziewać się, że wakacje Mateusza Borka zmienią się w piekło.
Polecany artykuł:
Dziennikarz i jego rodzina byli ewakuowani ze swojego hotelu po tym, jak tuż obok wybuchł ogromny pożar lasu. Choć początkowo nikt nie przewidywał katastrofy, szybko okazało się, że sprawa jest bardzo poważna - w hotelu doszło do wybuchu paniki, a małe łódki nie były w stanie zabrać wszystkich chętnych na drugi brzeg. Ostatecznie Mateuszowi Borkowi i jego rodzinie udało się wydostać z hotelu i bezpiecznie ewakuować w inne miejsce.
Mateusz Borek świadkiem pożaru
Dziennikarz pokazał na swoim Insta Story zdjęcia żywiołu - robią przerażające wrażenie. W rozmowie z mediami nie ukrywał, że cała ewakuacja wyglądała dramatycznie, a on sam poczuł się jakby grał w filmie katastroficznym. Borek podzielił się tez smutną refleksją na temat pożarów.
Żywioły i gniew przyrody uczą nas pokory. Uświadamiają, jak bardzo nie szanujemy naszego domu o nazwie Ziemia. Żyjemy. Było trochę grozy, paniki i strachu. W takich sytuacjach też można zaobserwować jacy jesteśmy. Czy podasz rękę komuś, czy pierwszy wskoczysz do odpływającej w kierunku bezpiecznego lądu łódki. Nie wiem, kiedy wrócimy do Polski. Wszystkie dokumenty, komputery, karty, zegarki i ubrania zostały w hotelu. Być może spłonęły. Na tę chwilę nie mam takiej wiedzy. W sumie nie obchodzi mnie to. No dobra, nie ukrywam, że komputera trochę żal, bo dziś w planie były Raków i Pogoń. Napiję się zatem za ich wygrane. Nie ma nic ważniejszego niż życie. Szanujcie je i swoje zdrowie też szanujcie.
- napisał, będąc już bezpiecznym z dala od pożarów.