Maja Staśko

i

Autor: AKPA Maja Staśko choruje na endometriozę

Influencerzy

Maja Staśko cierpi na poważną chorobę. 14 lat czekała na diagnozę!

Maja Staśko, znana aktywistka i działaczka społeczna, w końcu otrzymała diagnozę swojej przewlekłej choroby. Po 14 latach cierpienia i licznych wizytach u lekarzy, dowiedziała się, że cierpi na zaawansowaną endometriozę.

Maja Staśko to postać, której nie trzeba przedstawiać w kręgach zaangażowanych w sprawy społeczne. Znana jest ze swojego bezkompromisowego podejścia do tematów związanych z przemocą i "kulturą gwałtu". Jej zaangażowanie w walkę o prawa osób po traumach i w toksycznych związkach przyniosło jej zarówno liczne grono zwolenników, jak i krytyków. Staśko jest aktywna w mediach społecznościowych, gdzie regularnie porusza kwestie społecznie istotne, ale także dzieli się swoimi osobistymi przeżyciami. Niedawno ujawniła, że przez 14 lat walczyła o diagnozę swojej choroby - endometriozy, której objawy były systematycznie bagatelizowane przez lekarzy.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Kayah ma problemy zdrowotne. Choroba zmienia rysy jej twarzy

WYWIAD - Roxie Węgiel - OPOLE

Maja Staśko nie mogła zajść w ciążę. Od lekarzy usłyszała wiele przykrych słów

14 lat to niezwykle długi okres oczekiwania na odpowiednią diagnozę - tyle właśnie drga Mai Staśko do otrzymania prawidłowej diagnozy. Endometrioza, choroba przewlekła, polegająca na obecności tkanki podobnej do endometrium poza macicą, może powodować ogromny ból i prowadzić do licznych komplikacji zdrowotnych. W przypadku Staśko, objawy były na tyle poważne, że utrudniały jej normalne funkcjonowanie oraz zajście w ciążę.

Staśko wielokrotnie odwiedzała różnych specjalistów, poddawała się licznym badaniom, ale za każdym razem słyszała, że wszystko jest w porządku. "Może taka twoja uroda", "po ciąży przejdzie", "pewnie przesadzasz" – te i podobne stwierdzenia były jej codziennością przez ponad dekadę. Ból, który odczuwała, był systematycznie ignorowany przez specjalistów.

Maja Staśko czekała 14 lat na prawidłową diagnozę!

Jej historia zmieniła się dopiero wtedy, gdy zgłosiła się do kliniki leczenia niepłodności, gdzie w końcu postawiono jej właściwą diagnozę, a teraz, aktywistka podzieliła się w mediach społecznościowych swoimi spostrzeżeniami na temat opieki zdrowotnej w Polsce i własne drogi ku walce o siebie i swoje ciało.

14 lat - tyle lekarze potrzebowali, by zdiagnozować u mnie endometriozę. 14 lat - tyle chodziłam od lekarza do lekarza z cierpieniem nie do wytrzymania. 14 lat - tyle straciłam na ból, którego można było uniknąć, gdyby pierwsza ginekolożka zareagowała, kiedy zwróciłam się do niej z bólem i 2-tygodniowym krwawieniem okresowym. Zamiast tego była na mnie zła, że używałam tamponów, by zatamować krew. Zostawiła mnie z niczym. Miałam 19 lat. Teraz lekarz przekazał mi, że mam endometriozę 3 lub 4 stopnia - czyli w stopniu zaawansowanym. Zrosty są spore. Gdyby wcześniej ktokolwiek mnie wysłuchał i dobrze zdiagnozował - można by uniknąć rozwoju choroby do tak poważnego stanu. Diagnozę dostałam dopiero w klinice leczenia niepłodności - gdy staram się o dziecko. Możliwe, że gdybym się nie starała - nie usłyszałabym jej nigdy. Czy kobiety, które nie chcą zajść w ciążę, nie zasługują na dobrą opiekę zdrowotną? Czy dopiero możliwa ciąża sprawia, że stajemy się godne diagnozy i opieki?

- napisała Maja Staśko na Instagramie.

Sylwia Chutnik: Feministka, która została młodą matką. MELLINA - Meller