Biało-czerwoni uzyskali na skoczni w Zhangjiakou łącznie 880,1 pkt, z dużą stratą do podium.
Nota Austriaków, startujących w składzie Stefan Kraft, Daniel Huber, Jan Hoerl i Manuel Fettner, to 942,7 pkt, Słoweńców - 934,4, a Niemców - 922,9.
Ci ostatni, głównie dzięki świetnej postawie Markusa Eisenbichlera, wygrali brąz z Norwegami zaledwie o 0,8 pkt. Piąte miejsce zajęła Japonia - 882,8 pkt.
Żyła skoczył 118 i 125,5 m, Wąsek - 131,5 i 120 m, Kubacki 122 i 126 m, a Stoch - 137 i 127,5 m.
Rywalizacja odbywała się w trudnych warunkach, przy zmiennym wietrze i silnym mrozie, jednak - patrząc na całą rywalizację - raczej nie było drużyny, która wyjątkowo skorzystałaby na tej loterii.
Na pewno szczęścia nie miał w pierwszej serii Żyła, co ustawiło Polaków - siódmych po tej grupie skoczków - w trudnej sytuacji.
Później jednak m.in. Wąsek odrobił część strat, a najlepiej z biało-czerwonych spisał się Stoch. Trzykrotny indywidualny mistrz olimpijski nie miał raczej pecha do warunków (jeśli wierzyć pomiarom) i świetnie to wykorzystał, lądując na 137. metrze.
Do finałowej serii nie awansowały Czechy, Stany Zjednoczone i Chiny.
Po swoich czterech skokach Polska zajmowała szóste miejsce (prowadziła Słowenia), ale występ Żyły w jego drugiej próbie przyniósł powiew optymizmu. 35-letni zawodnik skoczył 125,5 m, co - jak się okazało - było świetnym wynikiem w tej grupie.
W efekcie biało-czerwoni awansowali na czwarte miejsce, z niezbyt dużą stratą do podium.
Radość nie trwała jednak długo. Wąsek uzyskał w drugiej próbie 120 m i Polska spadła na piątą lokatę. Tę pozycję utrzymała po skoku Kubackiego, a straciła na koniec, gdy Stoch przegrał bezpośrednią rywalizację z Ryoyu Kobayashim.
Biało-czerwonym nie udało się wiec powtórzyć osiągnięcia z 2018 roku z Pjongczangu, gdy zajęli drużynowo trzecie miejsce. Wówczas skład biało-czerwonych tworzyli, oprócz Stocha i Kubackiego, Stefan Hula i Maciej Kot.
Najlepiej w poniedziałkowy konkursie spisali się Austriacy, natomiast w finałowej serii nieco słabiej prowadzący na półmetku Słoweńcy (Lovro Kos w drugiej próbie uzyskał tylko 120 m).
O pechu mogą mówić Norwegowie. Cały czas liczyli się w walce o medale, lecz z trudnymi warunkami nie poradził sobie mistrz olimpijski z dużego obiektu Marius Lindvik. W pierwszej serii uzyskał tylko 121 m, a w drugiej - 126,5.
Przed ostatnią serią Austria znajdowała się na prowadzeniu i doświadczony Fettner, wicemistrz olimpijski z normalnego obiektu, nie zmarnował szansy.
To była ostatnia konkurencja w skokach narciarskich podczas tegorocznych igrzysk. Dorobek podopiecznych Michal Dolezala to jeden medal - brązowy Kubackiego w konkursie na normalnym obiekcie.
Największą gwiazdą indywidualnie okazał się Ryoyu Kobayashi. Japończyk zdobył złoto na normalnej i srebro na dużej skoczni.