Efekt płatnego parkowania w Katowicach: wzrost liczby zameldowań w mieście. Nie czarujmy się - to oszczędność

i

Autor: Paweł Szałankiewicz Efekt płatnego parkowania w Katowicach: wzrost liczby zameldowań w mieście. Nie czarujmy się - to oszczędność

Parkowanie w mieście

Efekt płatnego parkowania w Katowicach: wzrost liczby zameldowań w mieście. Nie czarujmy się - to oszczędność

Miasto Katowice właśnie odtrąbiło pierwszy sukces związany z wprowadzeniem dwóch płatnych stref parkowania. Odnotowano stuprocentowy wzrost liczby zameldowań w Katowicach w porównaniu z zeszłym rokiem i spadek liczby samochodów w centrum miasta. Z jednej strony mamy faktycznie sukces, a z drugiej pudrowanie trupa. Ale po kolei.

Efekt stref płatnego parkowania: "Nas" jest więcej, ale aut jest mniej

Wprowadzenie dwóch płatnych stref parkowania w Katowicach miało służyć na pewno jednej rzeczy - wyprowadzeniu ruchu z centrum miasta i przekierowaniu go na centra przesiadkowe, a tym samym zmuszenie kierowców do tego, aby częściej korzystali z komunikacji miejskiej. Złośliwi jednak mówią, że tak naprawdę było to zwykły skok na kasę ludzi dojeżdżających do pracy z innych miast, ale też na portfele mieszkańców Katowic, którzy: chcąc nie chcąc, muszą płacić za parkowanie, jeśli znajdują się w płatnych strefach, mogą płacić abonamenty w kwocie 200 albo 300‬ zł, jeśli mieszkają poza strefami, a chcą w godzinach pracy parkować w strefie "A" lub "B". 

Ze złośliwościami można się w sumie dość łatwo rozprawić, bowiem nikt o zdrowych zmysłach spoza Katowic nie będzie codziennie parkował w strefie "A" lub "B", bowiem jednodniowe, jak i miesięczne koszty są horrendalnie wysokie w obu przypadkach. Z prostych wyliczeń wynika, że dzień parkowania w strefie "A" to koszt ponad 90‬ zł, a w strefie "B" ponad 60‬ zł. Miesięczny koszt jest jeszcze wyższy, o czym pisaliśmy w osobnym tekście, do którego link znajdziecie poniżej. 

O parkowanie łatwo, jak nigdy. Ale...

Wprowadzone 1 grudnia strefy płatnego parkowania sprawiły, że na dotychczas przeładowanych parkingach, gdzie nie można było nawet pieszo przejść między samochodami, teraz jest pusto. I to sukces, który podkreśla Urząd Miasta w Katowicach na swojej stronie. - Większa zajętość miejsc parkingowych w centrach przesiadkowych, mniej wjeżdżających do Katowic pojazdów a co za tym idzie łatwiejsze znalezienie miejsca parkingowego w centrum Katowic stają się faktem - podkreśla Bogumił Sobula, pierwszy wiceprezydent Katowic.

I tu z prezydentem w pełni się zgadzamy zwłaszcza w kwestii parkowania. Płatne strefy stały się dużym udogodnieniem dla mieszkańców płatnych stref, którzy płacąc niewielkie abonamenty na pół roku mają pewne miejsce do parkowania o każdej porze dnia. Przynajmniej tak to wygląda w pierwszych dwóch tygodniach, ponieważ trudno przewidzieć, co będzie w kolejnych. Dlaczego? Ano dlatego, że - i tu Katowice znów się chwalą - efektem wprowadzenia stref płatnego parkowania był wzrost liczby meldunków w stolicy województwa śląskiego. W listopadzie 2022 roku na pobyt stały zameldowało się 593 osób, a na pobyt czasowy – 573. Natomiast w 2023 roku na pobyt stały zameldowało się 1 138 osób, na pobyt czasowy zameldowały się z kolei 1 273 osoby. Wzrosty zaobserwowano też we wrześniu i październiku. Miasto się cieszy, być może z premedytacją nie uwzględniając tego, że takich przypadków będzie zapewne coraz więcej, ale to nie dlatego, że ludzie z innych miast nagle pokochali Katowice. O nie, lubią je jeszcze mniej, ale jak to w trudnych związkach bywa, trzeba znaleźć jakiś kompromis i żyć obok siebie. A tym kompromisem jest meldunek, dzięki któremu będzie można np. płacić za parkowanie w strefach kilkadziesiąt złotych raz na pół roku, niż codziennie. 

Stąd też przyszłość może być taka, że parkingi, które obecnie świecą pustkami w tygodniu, za kilka tygodni, czy miesięcy, znów będą przeładowane tak, że nawet szpilki nie będzie dało się wetknąć. 

Jazda, jazda komunikacja miejska!

Miasto podaje również, że o połowę zwiększyła się liczba pojazdów parkujących w katowickich centrach przesiadkowych. 

24 listopada, czyli tuż przed wprowadzeniem nowej polityki parkingowej w Zawodziu parkowały 84 pojazdy w ciągu całego dnia, a w Brynowie 95. W dzień wejścia w życia nowych przepisów, czyli 1 grudnia, między godziną 10 a 11 w Brynowie zaparkowanych było 200 aut, a w Zawodziu 84, z kolei dzisiaj, 15 grudnia, między godziną 8 a 10 w Brynowie zaparkowanych było 178 pojazdów, na Zawodziu – 158 - informuje miasto na stronie urzędu.

To przekłada się również na zauważalnie mniejszy ruch w ścisłym centrum miasta. O ile w piątek 24 listopada do Katowic wjechało bądź przejechało przez nie ponad 126 tys. pojazdów, to w piątek 1 grudnia liczba aut spadła o połowę – było to nieco ponad 64 tys. aut w ciągu doby. W poniedziałek 11 grudnia przez miasto przejechało 72,5 tys. pojazdów. 

Jak podaje miasto, do śródmieścia Katowic również wjeżdża mniej pojazdów. 24 listopada było ich ponad 100 tys., 1 grudnia – nieco ponad 53 tys., a 11 grudnia – ponad 66 tys. Tu wniosek jest oczywisty i korzystny z punktu widzenia zwłaszcza mieszkańców Katowic - mniejszy ruch, to mniej spalin. Jest też korzyść dla ZTM, który prawdopodobnie zaczął właśnie notować wzrosty jeśli chodzi o sprzedaż biletów jednorazowych albo czasowych. Sytuacja Win-Win. 

Jeśli zarabiać, to na mieszkańcach

I tu też dochodzimy do sytuacji, w której wygrywa tylko jedna strona, czyli tak zwanych "preferencyjnych rozwiązań dla mieszkańców:", jak nazwały to władze Katowic. Chodzi o abonamenty czy to dla osób mieszkających w strefach płatnego parkowania, czy dla tych spoza stref. Mieszkańcy Katowic mogą się poczuć perfekcyjnie wyróżnieni, bo co prawda nadal muszą płacić za parkowanie we własnym mieście, ale z racji tego, że są tu zameldowani i odprowadzają tu podatki, będą płacić mimo wszystko mniej. Jak podaje urząd, do 14 listopada mieszkańcy Katowic złożyli 9917 wniosków o jeden z korzystnych abonamentów – w tym Katowickiej Karty Mieszkańca (9352), abonamentu (558) bądź Parkingowej Karty Przedsiębiorcy (7). - To rozwiązania, które pozwalają mieszkańcom na parkowanie w centrum Katowic na preferencyjnych stawkach - podkreślają od razu urzędnicy. 

I w pewnym sensie nie zmyślają. Parkingowa Karta Mieszkańca, którą można otrzymać jeśli zamieszkuje się w strefie płatnego parkowania i rozlicza podatek w Katowicach kosztuje odpowiednio – 20 zł za miesiąc i 50 zł za kwartał w Śródmiejskiej Strefie Płatnego Parkowania oraz 10 zł za miesiąc i 25 za kwartał w przypadku strefy Płatnego Parkowania. Pecha mają jednak mieszkańcy spoza stref płatnego parkowania (nie, żeby ci z płatnych stref urodzili się w czepku), którzy mogą wykupić sobie abonament którego koszt to 300 zł za miesiąc i 750 zł za kwartał w przypadku Śródmiejskiej Strefy Płatnego Parkowania oraz 200 zł za miesiąc i 500 zł za kwartał w Strefie Płatnego Parkowania. - To dużo tańsze rozwiązanie niż w przypadku osób przyjeżdżających do Katowic z miast ościennych - podkreślają urzędnicy.

I na tym przykładzie pokazują, że jasne, mają rację, bo "przecież tamci z innych miast mają i tak gorzej, a wy i tak macie lepiej mimo tego, że wcześniej mieliście jeszcze lepiej, bo bezpłatnie". 

Rewolucja zawsze zjada swoje dzieci. W tym przypadku mieszkańców

Katowice postanowiły przeprowadzić prawdziwą rewolucję, ale ta rewolucja została przeprowadzona w sposób - nazwijmy to, mało przemyślany. Oczywiste jest to, że władze chcą wyrzucić ruch samochodowy poza centrum i ten zamysł jest jak najbardziej właściwy. Ale jeśli chce się być jak Londyn, to trzeba też jak Londyn podejść do tematu z głową i przeprowadzić rewolucję nie w "jeden dzień", tylko z głową, zaczynając od tak prostej rzeczy, jak doprowadzenie połączeń siatki komunikacji miejskie do perfekcji tak, aby kierowca sam wolał korzystać z autobusów czy tramwajów, niż być do tego zmuszanym. Dopiero potem, kiedy komunikacja miejska i międzymiastowa funkcjonuje jak ta lala, miasto powinno zabrać się za tworzenie poszczególnych stref i pozbywania się samochodów z centrum. Niestety u nas - i tu nie mowa już tylko o Katowicach, robi się wszystko od... wiadomej strony powodując zamieszanie i chaos, który nie służy nikomu. A konsekwencje tych zmian będą jeszcze odczuwalne długo. Tak dla mieszkańców Katowic i spoza miasta, jak i dla władz stolicy województwa śląskiego. Przy czym mieszkańcy będą w Katowicach zawsze, władze miasta - niekoniecznie.