Założenie programu jest proste: pracujemy mniej, ale zarabiamy tyle samo. Pilotaż potrwa cały 2026 rok i został podzielony na dwa etapy. W pierwszym półroczu czas pracy trzeba skrócić o co najmniej 10 proc., w drugim – już o minimum 20 proc. Co ważne, pracodawcy nie mogą obniżać wynagrodzeń ani pogarszać warunków zatrudnienia.
Resort pracy dał uczestnikom sporą swobodę. Do wyboru jest kilka modeli: krótszy tydzień pracy, mniej godzin dziennie, dodatkowe dni wolne w miesiącu, dłuższe urlopy albo rozwiązania szyte na miarę konkretnej branży. W praktyce wiele instytucji decyduje się na miks różnych opcji, żeby sprawdzić, co działa najlepiej.
Zobacz też: Zmiany w L4, stażu pracy i wynagrodzeniach. Od stycznia 2026 prawdziwa rewolucja
Co z urzędami?
W pilotażu bierze udział ponad 30 jednostek samorządu terytorialnego. Samorządowcy przekonują, że krótszy czas pracy nie odbije się na jakości obsługi mieszkańców.
Godziny otwarcia urzędu pozostaną bez zmian. Sprawy nadal będzie można załatwiać od poniedziałku do piątku - zapewniają włodarze.
Władze miast mówią wprost, że to szansa na nowoczesne podejście do pracy w urzędzie i lepszą równowagę między życiem zawodowym a prywatnym. Co więcej, nowa organizacja pracy i cyfrowe narzędzia mogą nawet przyspieszyć obsługę mieszkańców.
Czterodniowy tydzień pracy
Pomysły samorządów są bardzo różne. Gmina Mstów planuje hybrydowy model: w niektóre dni krótsza praca, do tego dodatkowe wolne piątki. Inne urzędy idą jeszcze dalej.
W Starostwie Powiatowym w Oleśnie pracownicy dostaną aż 13 dodatkowych dni wolnych, które trzeba będzie wykorzystać w pierwszej połowie roku. W Nowych Skalmierzycach planowane jest dodatkowe 77 godzin urlopu, a w Miastku skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin plus 11 dni urlopu więcej.
Skrócenie czasu pracy
Każdy pracodawca zakwalifikowany do programu mógł dostać nawet 1 mln zł dofinansowania. Średnio wsparcie wynosi około 500 tys. zł, przy czym koszt na jednego pracownika nie mógł przekroczyć 20 tys. zł.
Część samorządów przeznaczy pieniądze na cyfryzację i automatyzację. W planach są m.in. urzędomaty, infokioski, opłatomaty, nowoczesne systemy IT, a nawet narzędzia AI czy roboty wspierające obsługę mieszkańców. Część środków trafi też bezpośrednio do pracowników zaangażowanych w realizację i monitorowanie pilotażu.
Dodatkowe dni urlopu i krótszy czas pracy na świecie
Polski pilotaż nie wziął się znikąd. Na świecie krótszy tydzień pracy był już testowany z bardzo dobrymi efektami. W globalnym badaniu Boston College, obejmującym 2900 pracowników z sześciu krajów, poziom wypalenia zawodowego spadł o 67 proc., a zdrowie psychiczne poprawiło się u ponad 40 proc. badanych. Ponad połowa pracowników zadeklarowała też wzrost produktywności.
Przykłady firm mówią same za siebie. Microsoft Japan po wprowadzeniu wolnych piątków odnotował wzrost produktywności o 40 proc. i spadek kosztów energii. W Nowej Zelandii firma Perpetual Guardian po przejściu na czterodniowy tydzień pracy zwiększyła efektywność o 20 proc., a work-life balance pracowników wyraźnie się poprawił.
Czy program stanie się codziennością w całej Polsce?
Pilotaż potrwa do końca 2026 roku. Do 15 maja 2027 roku pracodawcy muszą złożyć szczegółowe raporty i ankiety. Dopiero wtedy poznamy pełną ocenę programu i decyzje rządu. Minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk już teraz nazywa skrócenie czasu pracy "krokiem cywilizacyjnym”, porównywalnym z wprowadzeniem ośmiogodzinnego dnia pracy czy wolnych sobót.
Niewykluczone, że temat krótszej pracy wróci z dużą siłą w kampanii wyborczej w 2027 roku. Jedno jest pewne: eksperyment właśnie się zaczyna, a jego wyniki mogą na stałe zmienić sposób, w jaki pracujemy w Polsce.
Zobacz galerię: Jesienna chandra? Psycholog podpowiada, jak odzyskać równowagę i czas dla siebie