Miłość Urszuli i Stanleya, którzy poznali się w siódmej edycji programu Sanatorium miłości, wciąż kwitnie. Para, mimo zawodowych obowiązków, stara się spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Ostatni weekend postanowili spędzić nad polskim morzem, choć początkowe plany były zupełnie inne. Wybór Bałtyku okazał się kluczowy w obliczu dramatycznych wydarzeń, które miały tam miejsce. - W życiu nic nie dzieje się ot tak - mówi tajemniczo Stanley w rozmowie z portalem TVP. - Zaprosiłem Ulę w góry, ale ona upierała się, że chce poleżeć nad Bałtykiem, przy szumie fal odpocząć i zapomnieć o smutkach, jakie ją ostatnio dopadły - dodaje.
Zakochani pojechali do Gąsek, gdzie cieszyli się popularnością wśród fanów programu. Jak relacjonuje Stanley, spotykali się z ogromną życzliwością turystów, którzy robili sobie z nimi zdjęcia i gratulowali im związku. Nikt nie spodziewał się, że ten sielankowy wypoczynek zamieni się w walkę o życie dziecka.
Dramatyczne sceny w Gąskach. Stanley uratował tonące dziecko.
W niedzielę, gdy pogoda dopisywała, plaża w Gąskach zapełniła się turystami. Niedaleko Urszuli i Stanleya bawiły się dwie dziewczynki. Jak wspomina Urszula, w pewnym momencie zwróciła im nawet uwagę, by nie zbliżały się do falochronów. Chwilę później doszło do tragedii. - Ja patrzę, bum, fala ją nakryła. Dziewczynka się przewróciła. Za chwilę przyszła druga fala i była już pod wodą – relacjonuje dramatyczne wydarzenia poznanianka.
Urszula zareagowała instynktownie. Jej krzyk postawił Stanleya w stan natychmiastowej gotowości. - Krzyknęłam: „Stanley, ratuj ją!”. To wszystko działo się na moich oczach... - wspomina z emocjami. Mężczyzna bez chwili wahania rzucił się w stronę morza i wyciągnął dziewczynkę z wody. Jak podkreśla Urszula, było o krok od tragedii. - Już się tak napiła wody, że gdyby przykryła ją następna fala, to nie wiem, czy by jej nie zabrała na wieki.
Bohater z "Sanatorium miłości" przerwał milczenie
Reakcja ludzi na plaży była mieszanką szoku i podziwu. Jak opowiada Urszula, wszyscy stali jak wryci, a matka dziewczynki prawdopodobnie nie do końca zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Stanley podprowadził zapłakane i wypluwające wodę dziecko do mamy. Jego partnerka nie ma wątpliwości: - Gdyby nie Stanley, ta dziewczynka mogła utonąć.
Sam bohater, choć w chwili zagrożenia zachował zimną krew, jest głęboko poruszony całym zdarzeniem. Jego zdaniem, wyjazd nad morze nie był przypadkiem.
- Wybór wyjazdu nad Bałtyk, a nie w góry, uzmysławia mi, że tak musiało się stać. Topiła się dziewczynka, wszyscy stali. Ula krzyknęła do mnie: „Ratuj ją!”. Stałem do morza plecami, dziecko było już pod wodą po pierwszej fali, a druga już ją zabierała. Widziałem tylko włosy i usłyszałem krzyk Uli. [...] Wyciągając dziewczynkę z wody i czując jej rączki tak bardzo mnie ściskające, pomyślałem o swoich wnuczkach i wnukach. O bezpieczeństwie - wyznał Stanley, podkreślając, jak ważne jest, by na wakacjach pamiętać przede wszystkim o bezpieczeństwie najbliższych.
