Od kwietnia 2024 roku w polskich podstawówkach obowiązują przepisy mocno ograniczające prace domowe. Dzieci z klas I-III nie dostają już pisemnych zadań ani projektów technicznych (poza prostymi ćwiczeniami rozwijającymi motorykę małą), a w starszych klasach IV-VIII prace domowe mogą się pojawiać, ale nie są obowiązkowe. Co więcej, nie dostaje się za nie klasycznej oceny, tylko informację zwrotną, co uczeń zrobił dobrze, a co wymaga poprawy.
Reforma miała odciążyć najmłodszych, którzy, jak podkreślała minister Nowacka, byli przepracowani i po szkole spędzali godziny nad zeszytami. Teraz MEN sprawdza, jakie efekty dało to rozwiązanie.
Zobacz też: Uczniowie będą mieli wpływ na wybór dyrektora szkoły? MEN jest pozytywnie nastawiony
Prace domowe wrócą do szkół?
Kwestia domowych zadań powróciła w dyskusjach przy okazji zapowiedzi ewaluacji przepisów. Wiceszefowa MEN Katarzyna Lubnauer przyznała w Radiu Zet, że rozstrzygnięcie w tej sprawie zapadnie najpewniej w październiku.
Na pewno nie chcemy powrotu prac domowych w takim zakresie, jak było to przed zmianą. Będziemy wypracowywać jakieś rozwiązanie, które nie będzie powrotem do tego, co było przed ograniczeniem – przypominam – oceniania, ponieważ pracę domową w dalszym ciągu można zadawać, tylko że ocena powinna mieć charakter odpowiedzi, co się zrobiło dobrze, co się zrobiło źle - podkreśliła Lubnauer.
Zanim jednak minister Barbara Nowacka ogłosi swoje stanowisko, resort chce mieć w ręku twarde dane. Do końca września MEN ma otrzymać szczegółowe analizy z Instytutu Badań Edukacyjnych - Państwowego Instytutu Badawczego. W badaniu sprawdzane są m.in. opinie nauczycieli, uczniów i rodziców, a także wyniki egzaminu ósmoklasisty. Sama Nowacka zaznacza, że podstawowym powodem wprowadzenia zmian była troska o dobrostan dzieci.
Poprosiłam o ewaluację tego, jak działa nieobowiązkowość prac domowych, w szczególności w tym obszarze, który dotyczy dobrostanu dzieci. Bo to było podstawowym problemem, że dzieciaki były po prostu przemęczone i przeuczone - mówiła szefowa MEN.
Jej zdaniem stary system mocno różnicował szanse. Dzieci, których rodzice mieli czas i pieniądze na korepetycje, radziły sobie lepiej, podczas gdy inne zostawały w tyle. Dlatego wprowadzone przepisy miały wyrównać sytuację i przenieść ciężar nauki z domu z powrotem do szkoły. Teraz resort musi zdecydować, jak te zasady poprawić lub uzupełnić. Jednak pewne jest, że powrotu do dawnych, obowiązkowych i ocenianych prac domowych nie będzie.
Zobacz galerię: Maja Ostaszewska ostro o polskich szkołach. "Dzieci są zadręczone"