Gościem najnowszej Melliny jest Marek Dyjak – najostrzejszy z piewców szczerości w muzyce, nadwrażliwy twardziel, wędkarz i (były) bokser. Tak śpiewa tylko on. Jego najnowszy album – ten, którego według zapowiedzi miało nigdy nie być! – to zbiór dziesięciu nasyconych emocjami piosenek o zakrętach życia dojrzałego mężczyzny. Na płycie znalazły się teksty Ernesta Brylla, Jana Kondraka, Jacka Kleyffa, Mariana Hemara, Artura Majewskiego i Jacka Musiatowicza.
W rozmowie z Marcinem Mellerem artysta zdradza kulisy pracy nad płytą, opowiada o swoim nocnym trybie życia i o tym, co go inspiruje.
Kronika wzlotów i upadków
Dyjak wielokrotnie zapowiadał koniec kariery. Kilka lat temu był pewien, że nagrana płyta będzie ostatnia.
– Parę lat temu nagrałem płytę, która miała być ostatnia, bo już było krucho, ale pozbierałem się po raz kolejny i wyszedłem z tą płytą "Mężczyźni".
Artysta przyznaje, że jego życie to ciągłe balansowanie między wzlotami a upadkami, ale to właśnie te doświadczenia dają siłę do śpiewania. Dyjak nie ucieka od trudnych tematów. Otwarcie mówi, że popełnił cały dekalog grzechów.
– Piosenki, które śpiewam, to kronika moich wypadków i przypadków, wzlotów i, częściej, upadków. Niektóre są napisane specjalnie dla mnie, przez ludzi, którzy znają mnie od każdej, dobrej i złej strony, a niektóre to po prostu moje ulubione utwory innych wykonawców – przyznaje Dyjak.
Album Mężczyźni to nie tylko muzyka, ale też refleksja artysty nad tym, czym jest męskość.
– Być mężczyzną to trzeba mieć te pięć dych przynajmniej na garbie. Wtedy dopiero można coś powiedzieć o facetach.
Muzyczne inspiracje
Na nowym albumie Dyjak śpiewa teksty Ernesta Brylla, Jana Kondraka, Jacka Kleyffa, Mariana Hemara, Artura Majewskiego i Jacka Musiatowicza. Nie ukrywa, że dziś bardziej niż własne słowa ceni cudze – starannie dobrane i przełożone na swój język interpretacji.
– Niektóre są napisane specjalnie dla mnie, przez ludzi, którzy znają mnie od każdej, dobrej i złej strony, a niektóre to po prostu moje ulubione utwory innych wykonawców.
Dyjak nie ukrywa, że wciąż inspiruje go twórczość innych artystów. O Sławku Uniatowskim mówi:
– Ja go nazywam avatarem. Śpiewa jak Wodecki.
Opowiada też o fascynacji muzyką fado i planach nagrania… kołysanek dla dzieci razem z Titusem z Acid Drinkers.
– Może dogadamy się z Acid Drinkers i nagramy kołysanki – śmieje się.
Modlitwa, emocje i rodzina
Jednym z najbardziej osobistych momentów rozmowy była opowieść o ojcu i córce.
– Modlę się, żeby się pojednać z córką, bo jak mnie zabraknie, będzie miała problem jako dojrzała kobieta z tożsamością. Nie chciałbym jej okaleczyć sobą – mówi artysta.
Wspomina także swoje trudne relacje z ojcem, który – podobnie jak on – zmagał się z nałogiem.
– On też nie dał mi radości posiadania ojca, a ja jemu radości posiadania syna.
Nocny tryb Draculi
Dyjak zdradza, że od lat żyje w odwróconym rytmie dnia i nocy.
– Żyję w zasadzie w pół świetle, w pół w ciemni, przy pomocy małych bocznych świateł oświetlam sobie muzykę i śpię w dzień. Budzę się o osiemnastej i zaczynam się krzątać do wschodu słońca. Moi przyjaciele nazywają mnie hrabią Drakulą.
Spotkanie w "Mellinie" to portret artysty, który niczego już nie udaje. Dyjak mówi o sobie bez taryfy ulgowej – jako o człowieku, który – mimo wielu trudnych doświadczeń – wciąż potrafi śpiewać tak, że jego głos przeszywa na wskroś.
Dyjak wciąż zaskakuje, a szczerość jest jego znakiem firmowym. Nie wierzycie? Zobaczcie lub posłuchajcie nowego odcinka "Melliny". Jak zwykle, obejrzycie go w serwisie YouTube na kanale Eski Rock oraz na stronie internetowej eskarock.pl. Odcinka można też posłuchać jako podcastu w serwisach streamingowych.