Relacja

Byłem na koncercie Beyoncé w Londynie. Czy ta trasa koncertowa to porażka? Mam jasny wniosek

2025-06-09 22:13

Beyoncé przyjechała do Europy z Cowboy Carter Tour. Jeszcze kilka tygodni temu media zapowiadały sromotną porażkę. Gwiazda miała nie być w stanie sprzedać biletów. Niektórzy uważali, że płyta "Cowboy Carter" nie przyciągnie publiczności. Pojechałem do Londynu, aby zobaczyć wszystko na własne oczy. Czy powrót Beyoncé na scenę faktycznie okazał się klapą?

Beyoncé powróciła na scenę po niecałych dwóch latach. Tyle minęło od trasy koncertowej Renaissance World Tour, z którą w 2023 odwiedziła też Polskę. Wtedy wszyscy byli zgodni, że to jedno z najlepszych i najbardziej dochodowych widowisk w historii. Tym razem miało nie być tak kolorowo. Płyta "Cowboy Carter" choć zachwyciła krytyków i zdobyła nagrodę Grammy za album roku, przez wiele osób była krytykowana. Niektórzy byli pewni, że muzyka country tak naprawdę nikogo nie interesuje, a już na pewno nie grupy docelowej Beyoncé. Szybko pojawiły się informacje, że bilety na Cowboy Carter Tour się nie sprzedają. Media sugerowały, że powodem może też być fala hejtu jaka wylała się na gwiazdę w social mediach przy okazji sprawy P. Diddy'ego. Jako osoba, która widziała już Beyoncé na żywo i doskonale zna jej dorobek artystyczny, pojechałem sprawdzić, czy naprawdę jest tak źle. Mam jasny wniosek: hejterzy będą niepocieszeni.

ZOBACZ TAKŻE: Beyoncé wróciła na scenę i znów szokuje. Cowboy Carter Tour to pierwsza taka trasa w historii!

Fani przed koncertem Beyonce

Stadion był wypełniony fanami

7 czerwca byłem na Cowboy Carter Tour na stadionie Tottenham Hotspur Stadium w Londynie i mogę zapewnić, że nie był pusty albo wypełniony do połowy. Na mojej tybunie udało mi się dostrzec trzy puste krzesła. Tak sytuacja wyglądała we wszystkich sektorach, poza strefą VIP. Tam faktycznie było sporo wolnego miejsca, ale to wejściówki za bardzo wysokie ceny, głównie dla gwiazd czy innych bogatych osób. Udało mi się jednak dowiedzieć, że były tam m.in. Donatella Versace i Naomi Campbell. Płyta stadionu była wypełniona po brzegi. Zaryzykuje, że nigdy nie wiedziałem takiego tłumu pod sceną. Warto dodać, że to zaledwie jeden z sześciu koncertów, jakie Beyoncé ma zagrać na tym obiekcie w ciągu dwóch tygodni. Twierdzenie więc, że Cowboy Carter Tour nie przyciągnęło fanów, jest kłamstwem. Być może nie było 100 procent sprzedanych biletów, ale przykładowo 98 procent to wciąż sukces i ogromny dochód.

Bilety nie były za 5 funtów!

Jakiś czas temu w virala poszła informacja, że na koncert Beyoncé można pójść za cenę zestawu w McDonalds. Nie wiem gdzie, ale na pewno nie w Wielkiej Brytanii. Kilka godzin przed koncertem pozostałe wejściówki kosztowały tyle samo, ile tygodnie wcześniej. Ja za swoje miejsce w 16. rzędzie mniej więcej w połowie stadionu zapłaciłem około 1500 złotych. Na miejscu też tanio nie było. W sklepie z merchem kupiłem kapelusz kowbojski za 230 złotych, a to była jedna z tańszych rzeczy. Widziałem koszulki za 400 złotych, a fani i tak chętnie je kupowali. Na koncercie był też bar. Zdecydowałem się kupić drinka z whisky marki SirDavis, którego założycielką jest sama Beyoncé. Kosztował 73 złote. Dużo, ale chociaż był smaczny. Nie ma jednak wątpliwości, że na tym jednym koncercie Beyoncé zarobiła fortunę.

Koncert jedyny w swoim rodzaju

Sam koncert był spektakularny. Beyoncé pokazała, że album "Cowboy Carter" jak najbardziej nadaje się na stadionową trasę koncertową. Już sama scena robiła wrażenie. Była ogromna i miała kształt gwiazdy jak z flagi USA. Aranżacje piosenek były bardzo dopracowane i bogate. Dawno nie wiedziałem na koncercie popowej gwiazdy tyle instrumentów. Od skrzypiec i gitary akustyczne po trąby i flety. Sama Beyoncé wokalnie jest bezbłędna. Zadbała też o show i nieustannie pokazuje, że w tej kategorii mało kto może jej dorównać. Na tej trasie koncertowej miała też zdecydowanie większy kontakt z fanami niż zwykle. Była zachwycona tym, jak publiczność głośno śpiewała piosenki z "Cowboy Carter", co tylko pokazuje, że jednak krążek znalazł swoją grupę docelową i to dużą. Najgłośniej było jednak na największych hitach, głównie na "Crazy In Love", "Single Ladies", "Irreplaceable", "If I Were A Boy" czy ostatnio viralowym "Diva". Było też mnóstwo piosenek z poprzedniej płyty, czyli "Renaissance". O dziwo te elektroniczno-trapowe utwory świetnie wpasowały się w setlistę pełną muzyki country. To tylko pokazuje, że te dwa projekty faktycznie są z jednego uniwersum. Czy żałuję, że poleciałem na ten koncert i wydałem pieniądze na kolejne show Beyoncé? Zdecydowanie nie!