Janusz Kobyłka z Lubartowa przejechał na rowerze 3,2 tys. km. Promował krwiodawstwo

2022-09-12 10:24

W tym roku kończy 63 lata i trzeci rok z rzędu wybrał się w jednoosobowy charytatywny rajd rowerowy po całej Polsce, promując honorowe oddawanie krwi. - Wierzę, że to co robię ma sens – mówi nam Janusz Kobyłka z Lubartowa, który tylko w tym roku przejechał dla krwiodawstwa 3,2 tys. km.

Pan Janusz wyruszył w tegoroczną rowerową podróż 2 sierpnia. Rajd objęty honorowym patronatem lubelskiego Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa rozpoczął się w Lublinie pod hasłem „Krwiodawstwo – nasze wspólne dobro”.

- Tym razem chciałem pokazać pracę regionalnych centrów krwiodawstwa w naszym kraju. Tych placówek mamy w Polsce aż 21. Odwiedziłem każdą z nich, pokonując 3,2 tys. km – mówi Janusz Kobyłka, który tegoroczny rajd zakończył 7 września w RCKiK w Warszawie.

Skąd pomysł na promowanie krwiodawstwa w ten sposób? - Wcześniej sam regularnie oddawałem krew (zacząłem w wojsku), później z przerwami; niestety teraz ze względów zdrowotnych nie mogę się nią dzielić. W swoim życiu pracowałem też jako ratownik medyczny i miałem kontakt właśnie z krwiodawcami, stąd wiem, jak krwiodawstwo jest ważne, a że jazda rowerem sprawia mi bardzo dużo przyjemności, to chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym – tłumaczy Janusz Kobyłka. 

- Kiedyś zaplanowałem, że na 60. urodziny zrobię sobie prezent i przejadę rowerem dookoła nasz kraj. I tak w 2020 r. przejechałem 2,5 tys. km, promując krwiodawstwo w mniejszych miejscowościach w sezonie wakacyjnym, bo wtedy można spotkać najwięcej ludzi. Często zatrzymywałem się na stacjach, bazarach, targach i po prostu zachęcałem ich do oddawania krwi. Tamten rajd odbył się w kształcie dużej kropli, dużego serca, ale zabrakło mi wtedy takiej jakby „kropki nad i” – wspomina.

Dlatego nie skończyło się na jednym rajdzie. W 2021 r. pan Janusz wyruszył w kolejną trasę dla krwiodawstwa. Tym razem liczyła ona 2 tys. km. - Wtedy też odwiedzałem mniejsze miejscowości, udowadniając przede wszystkim ich włodarzom: starostom, burmistrzom czy wójtom, że honorowi dawcy krwi to są osoby o złotych sercach i że warto by było, by na stronach internetowych urzędów i poprzez lokalne media zachęcali do krwiodawstwa. Krwiodawcy są cichymi bohaterami naszych czasów, nie upominają się o nic, oddają krew z dobrego serca, dlatego dobrze by było, by ktoś ich zauważył i docenił, przynajmniej od czasu do czasu. Po to właśnie był ten rajd i to się udało! - mówi rowerzysta.

Wszystko to kwestia psychiki

Jak wskazuje pan Janusz, przygotowania do wakacyjnego wysiłku rozpoczyna już jesienią w roku poprzedzającym kolejny rajd.

- Na rowerze stacjonarnym trenuję sobie w wolnych chwilach, co drugi, trzeci dzień, jeżdżę po ok. 50 – 80 km. Przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne, ale ja uważam, że najważniejsza jest jednak gotowość psychiczna – podkreśla pan Janusz. - W moim przypadku przygotowanie fizyczne to jest 20, góra 25 procent, a cała reszta jest w głowie. Jeżeli ma się jakąś ambicję, chce się coś osiągnąć, czegoś dokonać, to jeżeli nam się to zakoduje właśnie w głowie, to wtedy damy radę.

Rowerzysta przyznaje także, że zawsze spotyka się z miłym odbiorem. - Podczas rajdu ludzie z własnej inicjatywy kupowali mi coś do picia czy jedzenia. To było bardzo miłe i dawało mi takiego powera, dodawało satysfakcji. Ludzie, którzy mnie mijali, często mi machali czy stawali ze mną do zdjęć i to dodawało mi wiary w sens tego co robię.

Pan Janusz ma już łącznie 7,7 tys. km przejechanych dla krwiodawstwa! Jego szczegółowe poczynania można śledzić na jego fanpage’u na Facebooku: Janusz Kobyłka – rowerem charytatywnie.

Zobacz także:

Lublin: Kolizja autobusu i kierowcy Bolta