08.06.2009r. Boże - to już 2 dni od naszego ślubu a ja się czuję jak pechowa mężatka. W ogóle - chyba wszystkim przynoszę pecha - jedyną nieposzkodowaną osobą jest tylko mój mąż... A wszystko zaczęło się od soboty - najpierw zamieszanie z obrączkami, później karetka na sali... brakowało jedynie straży pożarnej gdy na salę wjechał mój ukochany torcik kawowy żeby choć trochę osłodzić nam życie... Przez chwilę byłam przekonana że od świec zapali się nad nami dekoracja. Mój czarny humor zaczął się udzielać także mężowi.... Dzisiaj w końcu pojechaliśmy w plener - nie dlatego że w trakcie wesela nie chcieliśmy zostawić samych gości - po prostu była taka burza z piorunami i cały czas padał deszcz, że nawet nie wychylaliśmy nosa za drzwi.Na plenerze puściłam wodze fantazji bo nasz fotograf stwierdził że jestem za bardzo spięta. No i zaczęło się - zdjęcia z cyklu "uciekająca panna młoda","płacząca niewiasta" - bo mężulek zabrał mi płyn do robienia baniek mydlanych, wspinanie po drzewach w sukni ślubnej, zdjęcia jak z Titanica, rzucanie lekko sfatygowanym bukietem ślubnym z balkonu do mojego Romeo który cierpliwie znosił moje pomysły, wskakiwanie na mężusia i zwisanie głową do dołu... istne szaleństwo... Uroku zdjęciom dodawał bocian którego otrzymaliśmy od mojej siostry, a który - wg jej przepowiedni miał służyć naszemu rozmnażaniu... Przez tą historię z bocianem rodzice zaczęli pytać 2 dni po ślubie kiedy zostaną dziadkami :) A my chyba w końcu musimy się zacząć starać o dziecko bo nam wyszło że będziemy mieli 6 córek i jednego(oszukanego) syna.
ajsza - bloog
2009-06-22
16:59
08.06.2009r. Boże - to już 2 dni od naszego ślubu a ja się czuję jak pechowa mężatka. W ogóle - chyba wszystkim przynoszę pecha - jedyną nieposzkodowaną osobą jest tylko mój mąż... A wszystko zaczęło się od soboty - najpierw zamieszanie z obrączkami, później karetka na sali... brakowało jedynie straży pożarnej gdy na salę wjechał mój ukochany torcik kawowy żeby choć trochę osłodzić nam życie...