Przetrwali poważną bitwę, walka jednak trwa

i

Autor: Ratownictwo Medyczne Żywiec

Przetrwali poważną bitwę, walka jednak trwa

2020-05-09 22:16

Pracownicy Żywieckiego Pogotowia Ratunkowego mają za sobą jedną z najtrudniejszych w ostatnim czasie akcji. Choć w Czernichowie sytuacja kryzysowa została tymczasowo opanowana, walka o zdrowie i życie mieszkańców Żywiecczyzny trwa nadal, każdego dnia

- Poniedziałek 27 kwietnia, Czernichów - zespół karetki specjalistycznej z lekarzem przez wiele godzin konsultuje 159 pacjentów. Czwartek 30 kwietnia kolejne konsultacje w Czernichowie, tym razem 25 osób z tamtejszego oddziału rehabilitacji. Piątek - 1 maja ponownie konsultacje 53 pacjentów. - wylicza zerkając w komputerowe statystyki dyrektor Żywieckiego Pogotowia Ratunkowego - Piotr Dziedzic.
- To był dla nas bardzo trudny i wyczerpujący czas dla naszych ratowników… Działanie przez dwanaście godzin bez przerwy, w tamtych okolicznościach - jak oni tego dokonali - przyznaje z szacunkiem dyrektor.
- Ewakuacja rozpoczęła się 30 kwietnia w czwartek, ponieważ zaszła obawa, że pacjenci pozostaną pozostawieni bez jakiejkolwiek opieki - wyjaśnia. - Wtedy się zaczęło. Przez cały pierwszy majowy weekend karetki systemowe dwie z Żywca, z Węgierskiej Górki, z Łękawicy -zrealizowały tam 24 interwencji, a oprócz tego dodatkowa karetka żywiecka „covidowa” przetransportowała 16 pensjonariuszy. Pogotowie potwierdziło 4 zgony. Było naprawdę gorąco - przyznaje nasz rozmówca.
Na miejscu w czernichowskim ośrodku podczas tej głośnej akcji było zabezpieczenie Bielskiego Pogotowia Ratunkowego. Zjechały karetki z Cieszyna, Katowic, Sosnowca, a nawet Częstochowy. Wszystkie realizowane wówczas transporty odbywały się do szpitali w Tychach, Krakowie, Raciborzu. Dodatni pensjonariusze przekazywani byli także do szpitali w Gliwicach, Kędzierzynie-Koźlu Chorzowie, ale również w Cieszynie i Bielsku-Białej. Część ewakuowanych wtedy osób trafiła także do izolatorium w Goczałkowicach.
To nie były krótkie wyjazdy - przyznaje szef żywieckiego pogotowia - Piotr Dziedzic. - To były wielogodzinne wyjazdy z trudnymi pacjentami i dodatkowo w pełnych środkach ochrony osobistej. - Kilka godzin w pełnym zabezpieczeniu - nieprzewiewny kombinezon, rękawiczki, maski, przyłbice i podświadomy strach o transportowanego pacjenta, ale i o siebie i swoich bliskich… - Ta masowa ewakuacja - to jedna z trudniejszych w ostatnich latach akcji, do których zadysponowani byli nasi medycy - przyznaje Piotr Dziedzic.
Choć tamta sytuacja nieco się uspokoiła, wirus wciąż rozprzestrzenia się na terenie powiatu. I ratownicy pogotowia każdego dnia wzywani są do osób potrzebujących natychmiastowej pomocy. W tej chwili na kwarantannie przebywa jeden ratownik i jeden lekarz.
W samym budynku żywieckiego pogotowia nieco ciszej niż zwykle. Nie słychać też głośnych rozmów, które pozwalały w grupie odreagować trudny wyjazd.
Mało kto wie, ale zespoły żywieckiego pogotowia, by do minimum ograniczyć możliwość wzajemnego zakażenia się - stacjonują w odosobnieniu. Szatnia na hali sportowej, w szkole muzycznej jeden pokój… to obecnie miejsca, gdzie w różnych częściach miasta stacjonują ratownicy.
- To nie ułatwia pracy zespołom, ale poprawia bezpieczeństwo nie tylko ratowników, ale i pacjentów do których mogą być wezwani - przyznaje szef pogotowia. - W momencie, gdybyśmy działali normalnie, razem w budynku pogotowia - jeśli jeden zespół nieświadomie miał kontakt z osobą zakażoną, wtedy wszystkie zespoły idą na kwarantannę. To już sytuacja zagrażająca działaniu pogotowia. Wtedy nie miałby kto udzielać pomocy, bo tak dużej ilości nieobecności nie załatalibyśmy zastępstwami. To byłby paraliż. Dlatego w taki sposób staramy się minimalizować ryzyko. Dlatego każdy wyjazd traktujemy jako potencjalny kontakt z zakażeniem, stąd pełne środki bezpieczeństwa. Postawiliśmy też na dezynfekcję i utrzymanie ścisłego reżimu sanitarnego, by zarówno nasi pracownicy, jak i pacjenci byli bezpieczni - wyjaśnia Piotr Dziedzic.
Środki ochrony w żywieckim magazynie bardzo szybko się zużywają. Z każdym kolejnym wyjazdem topnieją. - Tak intensywne akcje, jak ta z początku maja opróżniłyby nasz magazyn w ciągu dwóch tygodni - przyznaje dyrektor żywieckiego pogotowia. - Na szczęście środki ochrony są znów dostępne i na bieżąco uzupełniamy stany. W zasadzie co drugi dzień zamawiamy kolejne partie niezbędnych materiałów - dodaje.
Żywieckie pogotowie może jednak liczyć na mieszkańców powiatu. Darczyńcy nie tylko dostarczali maseczki, płyny do dezynfekcji czy przyłbice, ale i organizowali obiady dla ratowników. Obiady, na które w biegu, nie zawsze wystarczało ratownikom czasu.
- Dziękujemy każdemu, kto wspiera nas w jakikolwiek sposób - podsumowuje dyrektor. - Dzięki trwającej nadal internetowej zbiórce, udało się kupić maski ochronne z wymiennymi filtrami, kombinezony ochronne a także płyny dezynfekcyjne, termometry, odkażające lampy germicydowe oraz ozonatory. Zamówiliśmy także urządzenie do dezynfekcji karetek - to w większości sprzęty, na które nie moglibyśmy sobie pozwolić. Teraz mamy większy komfort pracy. Urządzenia przydadzą się nie tylko teraz, w tym gorącym czasie. Z pandemią będziemy musieli nauczyć się żyć, i w tych warunkach także o życie pacjentów walczyć - wyjaśnia dyrektor. -Dzięki ludziom którzy nas wspomogli - większość karetek - łącznie z podstacjami ma teraz dostęp do cennych urządzeń i zabezpieczeń - tłumaczy nasz rozmówca.
Choć dzięki zbiórce udało się uzbierać około 70 tysięcy złotych, nie to było jednak najważniejsze. - Sama kwota to w zasadzie kropla w morzu potrzeb - przyznaje szef Żywieckiego Pogotowia Ratunkowego. - Zbiórka dała nam jednak coś dużo cenniejszego, niż tak potrzebne obecnie środki finansowe. Budujące jest dla nas to, że lokalna społeczność dostrzegła i doceniła to, co robimy na co dzień. Choć czasem fizyczne siły słabną, takie właśnie akcje, znów dodają nam sił - dziękujemy za wsparcie - kwituje Piotr Dziedzic.