Toruńscy urzędnicy pisali dyktando

i

Autor: fot.Szymon Zdziebło/Urząd Marszałkowski Toruńscy urzędnicy pisali dyktando

"Jak bum-cyk-cyk, niehonor nie znać swojej historii". Zwłaszcza tej zapisanej w dyktandzie

2020-02-27 23:20

"Co to dla nich po hardcore’owych lekcjach biologii, w czasie których przedzierzgnęli się w znawców niestrzępa głogowca, podejźrzona księżycowego czy wychuchola." Ortograficzne, znaczeniowe i językowe pułapki. Tegoroczne dyktando dla toruńskich urzędników było nimi naszpikowane. Podobno wystarczy znać reguły. Podobno...

Co roku pracownicy samorządowi mierzą się z dyktandem. Podchwytliwym i ciekawym tematycznie. Okazją jest Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. W tym roku tekst pisało około 30 osób. Zasiedli w ławach sali sesyjnej w Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu. Oceniano ortografię i interpunkcję.

Wbrew pozorom, z ortografią łatwiej się uporać niż właśnie ze znakami przestankowymi - przyznają urzędnicy. Problematyczna jest też pisownia łączna i rodzielna, zwłaszcza z użyciem partykuły "nie".

Poniżej cały tekst dyktanda. Można sobie zrobić rachunek sumienia ze znajomości ortografii:

Pierzchajcie odmęty historii!

„Hajda do roboty! To nie żadna gadka szmatka ani tere-fere kuku. Ani chybi byście rejwach podnieśli, zanimbym skończyła, gdybym w opowieści o walce narodowowyzwoleńczej Polaków użyła brzytwy Ockhama” – żachnęła się Pężyrka, nie pierwsza lepsza nauczycielka historii w Państwowym Liceum Ogólnokształcącym im. Polskiej Macierzy Szkolnej, rodowita quebeczanka, pół Polka, pół Kanadyjka, laureatka Nagrody Historycznej Polityki. Żądni wiedzy uczniowie nie bez partykularnego pożytku poważali jej bezsprzeczną niepowierzchowność, niepodważalne znawstwo trudnej materii historycznych lejtmotywów, komentarze á rebours i niemitrężenie czasu na purnonsensowe gadu-gadu. Wiedzieli, że nieprzyprószonego kurzem historii tematu obżąć nie można. Jak bum-cyk-cyk, niehonor nie znać swojej historii. Co to dla nich po hardcore’owych lekcjach biologii, w czasie których przedzierzgnęli się w znawców niestrzępa głogowca, podejźrzona księżycowego czy wychuchola. Słuchali więc uważnie o entencie, upadku dynastii Hohenzollernów, o Polskiej Organizacji Wojskowej, o przełomowym listopadzie tysiąc dziewięćset osiemnastego roku i nadziei Pomorzan na powrót do macierzy. Pół-Polka snuła rozważania o arcyważnej, żmudnej walce o granice wskrzeszonej Rzeczypospolitej, w której kluczowy był powrót Polski na Pomorze, kiedy to po przejęciu Torunia, Bydgoszczy i Grudziądza Wojsko Polskie zmierzało na północ. Usłyszawszy z ust pożeraczki historii słowa Józefa Hallera: „Dzisiaj od wiernego Kaszuby, strażnika tego Bałtyku, odbiera morską straż polski marynarz”, uczniowie niczym paparazzi zarzucili ją pytaniami na temat odrodzonego po ponadstudwudziestoletnim okresie zaborów kraju nad Wisłą.

Uff...W ostatnich latach nie było prościej. Pojawiały się takie twory, jak: "tużpoświąteczny mżysty późnogrudniowy dzień" i "hekatomba megawojny rozżarzającej żagwie".
A jak językoznawcy oceniają poziom codziennych pism urzędniczych? Ortografia na całkiem wysokim poziomie, nieco gorzej wygląda wspomniana interpunkcja oraz poprawne pisanie skrótów, których w oficjalnych pismach i korespondencji jest całkiem sporo. Dobry trend -  coraz mniej zbyt sztywnych i nienaturalnych zwrotów oraz tytułomanii.
Po dyktandzie odbyły się warsztaty językowe.

Na koniec małe wyjaśnienia - podejźrzon księżycowy to roślina, a wychuchol jest nocnym drapieżnikiem wodnym z rodziny kretowatych.