Hanna Krall - Zdążyć przed Panem Bogiem: streszczenie, opracowanie, bohaterowie

i

Autor: Adam Burakowski/REPORTER Hanna Krall - Zdążyć przed Panem Bogiem: streszczenie, opracowanie, bohaterowie

Zdążyć przed Panem Bogiem - Hanna Krall: streszczenie, opracowanie, bohaterowie, PODCAST

2019-09-20 13:34

Zdążyć przed Panem Bogiem to książka Hanny Krall z 1976 roku oparta na wywiadzie z Markiem Edelmanem. Dzieło koncentruje się na wspomnieniach Edelmana związanych z powstaniem w getcie warszawskim oraz jego pracy jako kardiologa. Niesłychanie ważna pozycja w polskiej literaturze, którą każdy z nas powinien znać. Przeczytaj albo posłuchaj.

Zdążyć przed Panem Bogiem - Hanna Krall - streszczenie lektury - posłuchaj podcastu. To materiał z cyklu DOBRZE POSŁUCHAĆ. Lektury szkolne

Spis treści

  1. Kim jest Hanna Krall?
  2. Zdążyć przed Panem Bogiem - o czym jest?
  3. Zdążyć przed Panem Bogiem - streszczenie
  4. Zdążyć przed Panem Bogiem - podsumowanie
  5. Zdążyć przed Panem Bogiem - warto wiedzieć

Zdążyć przed Panem Bogiem to zapis dialogu Hanny Krall z Markiem Edelmanem. Opowiada o powstaniu w getcie warszawskim. Książki związane z drugą wojną światową oraz z Holocaustem to często bardzo trudne lektury ze względu na duży ładunek emocjonalny, którego dostarczają czytelnikowi. Reportaż Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem” jest właśnie taką lekturą. Choć dostarczy ci wielu wzruszeń i obfituje w drastyczne sceny, to z pewnością utwór o wartości nie do przecenienia. Stanowi świadectwo najtrudniejszych czasów w historii współczesnego świata i zawiera wspomnienia osób, które na własnej skórze przekonały się, czym jest jarzmo wojny. 

Kim jest Hanna Krall?

Hanna Krall to Polka pochodzenia żydowskiego, która straciła większość członków swojej rodziny (w tym ojca) podczas drugiej wojny światowej. Sama cudem ocalała, ukrywana przez rodzinę Polaków. Jest uznaną pisarką i dziennikarką, nadal aktywną zawodowo. Czytelnicy znają ją przede wszystkim z utworu „Zdążyć przed Panem Bogiem”, który stanowi zapis wywiadu z Markiem Edelmanem i jest tematem tego opracowania. 

Zdążyć przed Panem Bogiem - o czym jest?

„Zdążyć przed Panem Bogiem” to zapis rozmowy Hanny Krall z Markiem Edelmanem – jednym z głównych przywódców powstania w getcie warszawskim. Chociaż utwór łączy w sobie cechy wielu gatunków literackich, najbliżej mu do reportażu, tak zatem od tej chwili będziemy go nazywać. „Zdążyć przed Panem Bogiem” obejmuje wspomnienia z okresu od początku drugiej wojny światowej, aż do roku powstawania utworu, czyli do lat siedemdziesiątych. Wśród miejsc akcji znajduje się między innymi getto warszawskie. Marek Edelman wspomina jednak również o placu przeładunkowym w centrum Warszawy, a także o miejscach, w których przebywał po wojnie i o podróży do USA.

„Zdążyć przed Panem Bogiem” to utwór niezwykle kontrowersyjny i wzbudzający wiele sprzecznych emocji. Wciąż pozostaje przedmiotem dyskursu krytyków. Często spotyka się z bardzo negatywnym odbiorem ze względu na specyfikę postaci Marka Edelmana, którego wielokrotnie oskarżano o odarcie historii powstania w getcie i lat późniejszych (również Holocaustu) ze wszelkich świętości. Dla Edelmana nie istnieje coś takiego jak zakazany temat, nie wynosi na piedestał żadnego z uczestników powstania ani żadnej z ofiar drugiej wojny światowej. Opowiada o ludziach z ich wadami i brakami – to właśnie wzbudzało tak wielki sprzeciw ze strony społeczeństwa. 

Czas i miejsce akcji omawianego utworu nie są usystematyzowane. Pamiętaj, że mamy tutaj do czynienia z dwoma planami czasowymi, które współistnieją w utworze i przeplatają się wzajemnie. Marek Edelman udziela Hannie Krall wywiadu długo po zakończeniu wojny, ale sięga w tej narracji do roku tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego, czyli do momentu rozpoczęcia niemieckiej akcji przesiedlania ludności na Wschód, a także do roku tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego, w którym wybuchło powstanie w warszawskim getcie. Odnosi się także do początku okupacji, jeszcze zanim utworzono dzielnicę żydowską. Pamiętaj, że Edelman jest osobą bardzo ważną. W trakcie lektury będą się pojawiały również inne daty, nie musisz ich wszystkich znać. Najważniejsze, żebyś zapamiętał datę wybuchu powstania: dziewiętnasty kwietnia tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku.

Wśród bohaterów reportażu musisz zapamiętać przede wszystkim Marka Edelmana. To jeden z głównych przywódców powstania w getcie warszawskim. Naczelne dowodzenie objął po samobójczej śmierci Mordechaja Anielewicza. Po wojnie lekarz-kardiolog i ważna postać na intelektualnej i politycznej scenie Polski. 

Mordechaj Anielewicz – komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej, dowódca powstania w getcie warszawskim. Według Marka Edelmana popełnił samobójstwo podczas oblężenia przez Niemców bunkra przy ulicy Miłej osiemnaście. Miał zastrzelić najpierw swoją dziewczynę, a potem siebie. Edelman uważał, że Anielewicz nie dojrzał do roli przywódcy i załamał się już kilka dni po wybuchu powstania.

Michał Klepfisz – uczestnik powstania w getcie warszawskim. Na własne ciało przyjął serię z karabinu maszynowego, aby umożliwić ucieczkę grupie Edelmana. Po śmierci został odznaczony krzyżem Virtuti Militari.

Adam Czerniaków – przewodniczący Rady Żydowskiej. Popełnił samobójstwo dwudziestego trzeciego lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku. Nie chciał brać udziału w eksterminacji własnego narodu. Dzień wcześniej odmówił podpisania obwieszczenia o wysiedleniu Żydów z Warszawy.

W lekturze pojawiają się również inni bohaterowie. Są to, w okresie wojennym:

  • Celina – młoda Żydówka, uczestniczka powstania w getcie warszawskim.
  • Antek – zastępca Anielewicza i przedstawiciel ŻOB-u (czyli Żydowskiej Organizacji Bojowej) po stronie aryjskiej. Nie brał udziału w powstaniu. Przed jego rozpoczęciem opuścił getto.
  • Pola Lifszyc – to młoda Żydówka, która – chcąc znaleźć w tłumie matkę – dołączyła do innych Żydów szykowanych do transportu do obozu.
  • Frania – licząc na przeżycie dzięki tak zwanemu numerkowi życia, odsuwała od siebie stojącą obok matkę, która tej szansy nie otrzymała. Jej późniejsze losy są bardziej chwalebne. Uratowała kilkanaście osób i brała udział w Powstaniu Warszawskim.
  • Deda Tenenbaum – matka oddała jej swój „numerek życia”, a następnie popełniła samobójstwo. Deda przeżyła jeszcze kilka miesięcy.
  • Luba Blumowa – Żydówka. W trakcie wojny szkoliła w getcie pielęgniarki. Po zakończeniu okupacji pracowała w sierocińcu dla żydowskich dzieci. 
  • Jurgen Stroop – Niemiec, dowódca akcji likwidacyjnej getta warszawskiego. Po wojnie został poddany procesowi przez Prokuraturę i Komisję do Badania Zbrodni Hitlerowskich. 
  • Elżunia Frydrych – córka powstańca, Zygmunta Frydrycha, który przed śmiercią prosił Marka Edelmana, żeby odnalazł jego córkę. Elżunia przebywała wtedy w klasztorze w Zamościu. Została adoptowana przez amerykańską rodzinę i wychowała się w USA. Po ukończeniu szkoły popełniła samobójstwo.
  • Henryk Woliński „Wacław” – łącznik między ŻOB-em a Komendą. Za pośrednictwem radia na bieżąco meldował o sytuacji w getcie. Aresztowany przez gestapowców został wykupiony przez Teodozję Goliborską za perski dywan.
  • Henryk Grabowski „Słoniniarz” – przyjaciel Jurka Wilnera. Uratował go z obozu na Grochowie. Organizator pomocy dla getta.
  • Jurek „Arie” Wilner – przedstawiciel ŻOB-u po stronie aryjskiej, łącznik z Armią Krajową. To on dał sygnał w bunkrze przy ulicy Miłej osiemnaście do zbiorowego samobójstwa, gdzie zginął również Mordechaj Anielewicz.
  • Mietek Dąb – członek Polskiej Partii Socjalistycznej, który został przydzielony do pracy w Policji. Uratował Edelmana, gdy ten został zatrzymany przez policję i zaprowadzony na plac przeładunkowy.
  • Krystyna Krahelska – dziewczyna, która pozowała do pomnika Syreny Warszawskiej. Autorka piosenki „Hej, chłopcy bagnet na broń”, którą prawdopodobnie słyszałeś w szkole. Zginęła w Powstaniu Warszawskim.
  • Rywka Urman – Żydówka, która z głodu zjadła kawałek ciała zmarłego dziecka.
  • Teodozja Goliborska – lekarka pracująca w getcie. Podczas wojny prowadziła badania spoczynkowej przemiany materii u głodujących. Po wojnie wyemigrowała do Australii. Była przyjaciółką Edelmana.

Wymienieni przed chwilą to bohaterowie okresu wojennego. Na kartach „Zdążyć przed Panem Bogiem” pojawiają się także postaci okresu powojnia. Są to: 

  • Profesor – kardiochirurg znany na całym świecie – prawdziwe nazwisko Jan Moll.
  • Elżbieta Chętkowska – kardiochirurg współpracująca z Markiem Edelmanem.
  • Pani Bubnerowa – starsza kobieta, pacjentka Edelmana.
  • Pan Rudny – starszy mężczyzna, pacjent Marka Edelmana i profesora Jana Molla.
  • Inżynier Sejdak – wynalazca sztucznego serca. 

Zdążyć przed Panem Bogiem - streszczenie

Uwaga! Reportaż „Zdążyć przed Panem Bogiem” nie jest podzielony na rozdziały. Został skomponowany z piętnastu oddzielonych od siebie graficznie fragmentów i w ten właśnie sposób proponujemy go omówić.

Fragment pierwszy: 

Powstanie w getcie warszawskim wybuchło dziewiętnastego kwietnia tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku. Zastanawiasz się, dlaczego akurat wtedy? Ten konkretny dzień Niemcy wybrali jako datę likwidacji getta. Decyzja okupanta, o której wszyscy przecież wiedzieli, wywołała bunt wśród mieszkańców dzielnicy żydowskiej, dlatego postanowili zawalczyć o własną godność. Dziewiętnasty kwietnia tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku – czyli dzień wybuchu powstania w getcie warszawskim, to najważniejsza data, którą powinieneś zapamiętać z tego opracowania.

Pierwszym dowódcą powstania został Mordechaj Anielewicz. Bardzo zależało mu na tej funkcji, chociaż tak naprawdę nie był emocjonalnie gotowy na jej pełnienie. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia cztery lata. Niedługo po rozpoczęciu walk, bo już ósmego maja, odebrał sobie życie w bunkrze otoczonym przez Niemców. Wraz z nim zrobiło to wielu innych powstańców. Zabili się na znak, który miał im dać Jurek Wilner. Do dziś trwają dyskusje o tym, czy rzeczywiście Anielewicz popełnił samobójstwo. Uważa się nawet, że Edelman opowiada nieprawdziwą wersję wydarzeń. Niestety nie ma innych świadectw, które pozwoliłyby odtworzyć tamtą sytuację. 

Edelman dowodził w tym czasie czterdziestoma żołnierzami. Jak twierdzi, nigdy nie zdecydowałby się na taki krok. Uważał, że nie należy umierać w ten sposób, tylko walczyć do końca. Był silny i twardą ręką dyscyplinował swoich podopiecznych, jeżeli którykolwiek z nich pozwalał sobie na histerię.

Bohater reportażu Hanny Krall w pierwszym fragmencie wspomina również Michała Klepfisza, który zasłonił karabin maszynowy własnym ciałem, aby umożliwić całej grupie prowadzonej przez Edelmana ucieczkę. Po śmierci chłopak został odznaczony krzyżem Virtuti Militari.

W tamtym czasie Marek Edelman pracował również jako goniec w szpitalu. Jego najważniejszym zadaniem było wyprowadzanie chorych z Umschlagplatzu. (czytaj: umszlagplatzu) W ten sposób ratował ludzi, którzy według ŻOB-u byli najbardziej potrzebni w powstaniu. 

Edelman w rozmowie z Hanną Krall wspomina też o tak zwanych numerkach na życie. Niemcy rozdawali je Żydom, obiecując, że dzięki nim przeżyją. Oczywiście było to kłamstwo, które miało zapewnić spokój wśród ludzi skazanych na katorgę obozów i śmierci w getcie. Później obiecywali również przeżycie pracownikom fabryk i osobom posiadającym maszyny do szycia.

Następnie Niemcy ogłosili, że każdy, kto zgłosi się dobrowolnie do pracy, otrzyma marmoladę i trzy kilogramy chleba. Ludzie nie mogąc uwierzyć, że czeka ich śmierć, dobrowolnie wsiadali więc do pociągów i jechali do obozu zagłady w Treblince.

Wybuch powstania Edelman wspomina z goryczą. Mówi, że większość zamkniętych w getcie Żydów opowiadała się za tym desperackim rozwiązaniem. Zatem, w związku z niepisanym prawem głoszącym, że śmierć z bronią w ręku jest szlachetniejsza niż bez niej – getto stanęło do walki.

Fragment drugi:

Zwróć uwagę na przemieszanie porządków czasowych, które w utworze często ma miejsce. Fragment pierwszy to zapis wywiadu, który Hanna Krall przeprowadziła z Markiem Edelmanem, zanim zabrała się do napisania książki. Wywiad ten wzburzył opinię publiczną i to właśnie stało się tematem fragmentu drugiego. 

Głównym powodem krytyki ze strony odbiorców wywiadu stał się fakt pozbawienia powstania otoczki świętości, a jego uczestników miana bohaterów. Marek Edelman ukazał swoich towarzyszy i Żydów, których udało mu się uratować, jako zwykłe osoby, niepozbawione wad.

Edelman wspomina również swój wyjazd do USA w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym trzecim, podczas którego spotkał się z przywódcami związków zawodowych, jakie w czasie wojny finansowały zakup broni dla getta. Wyznaje, że musiał bardzo uważać na słowa, aby nikogo nie urazić i nie wypowiedzieć niestosownego komentarza w rodzaju: „A jakie to ma dzisiaj znaczenie?”.

Razem z Hanną Krall postanawia, że w dalszej części rozmowy, która stanowi już właściwą część tej książki, wcześniej niepublikowaną, będą uważniej dobierać słowa. 

Fragment trzeci:

Kolejna część reportażu rozpoczyna się właśnie od nawiązania do owego rozważnego dobierania słów. Autorka pisze, że po zakończeniu wojny Edelman – jako ostatni po Anielewiczu żyjący przywódca walk w getcie – został wezwany do złożenia raportu przed przedstawicielami partii politycznych. Przyznawał w nim surowo, że przez te dwadzieścia dni można było zgładzić więcej Niemców i ocalić więcej niewinnych istnień. Możliwości i umiejętności zbrojne Żydów walczących w powstaniu były jednak zbyt małe. Za to Niemcy potrafili dobrze się bić.

Tak sformułowany raport rozczarował przedstawicieli partii. Jak to? Człowiek, który przeżył piekło na ziemi, mówi o nim bez patosu, bez krzyku nienawiści, bez bólu i rozpaczy? Edelmana uznano za nie pretendującego do miana bohatera, za „strzęp człowieka”. Po takiej krytyce mężczyzna uznał, że lepiej będzie, jeśli zamilczy. I milczał tak przez trzydzieści lat, do momentu powstania książki Krall, a kiedy się ukazała, dla wszystkich stało się jasne, że nigdy nie powinien przerywać swojej relacji świadka. 

Fragment czwarty:

Traumy doznane w trakcie wojny nie opuściły bohatera nawet po wyjściu z getta. W czwartym fragmencie reportażu wspomina swoją jazdę tramwajem na przesłuchanie prowadzone przez członków partii politycznych. Mówi, że nie przestawał odnosić wrażenia, że wszyscy na niego patrzą. Przez cały czas czuł strach, że ktoś go rozpozna i wyda. Czuł, że ma odrażającą, czarną twarz. Twarz z propagandowego, niemieckiego plakatu, którego tekst głosił: „Żydzi – wszy, tyfus plamisty”.

Te myśli przywołują kontrastowe wspomnienie. Wspomnienie pięknej, jasnowłosej Krystyny Krahelskiej, której śmierć można uznać za symboliczną. Zginęła bowiem w Powstaniu Warszawskim. Krążyły opowieści, że uciekając przed ogniem kul, biegła przez ogrody, a jej wysoka, smukła sylwetka nie mogła się skryć w gąszczu słoneczników. Edelman uważa, że to przykład prawdziwie estetycznej śmierci. Twierdzi, że tak właśnie umierają jaśni i piękni ludzie. Z kolei czarni i brzydcy ludzie giną nieefektownie – w strachu i ciemności.

W dalszej części wspomnień wraca do tych drugich. Mówi, że giną oni z głodu, w brudnej pościeli, czekając, aż ktoś przyniesie im owies na wodzie albo resztki jedzenia wygrzebane ze śmietnika. Edelman snuje też mroczną opowieść o ulicach warszawskiego getta. Widział na nich dzieci, które wyrywały przechodniom paczki w nadziei, że znajdą w nich coś do jedzenia. Opowiada o szpitalach, w których lekarze dozowali spuchniętym z głodu małym pacjentom po pół jajka w proszku i pastylkę witaminy C. Choć należało to do obowiązków salowych, ich przełożeni trudnili się tym sami, żeby oszczędzić im męki dzielenia jedzenia. 

Lekarze mieli przydział na większe racje żywieniowe: pół litra zupy i sześć dekagramów chleba na osobę. Z czasem zwołano jednak specjalne zebranie, na którym ustalono, że wszyscy powinni otrzymać równej wielkości posiłki i zrezygnowali ze swojego przywileju na rzecz pozostałych pracowników szpitala.

Zjawisko głodu w getcie było tak ogromne, że osadzeni w nim Żydzi nie cofali się przed niczym, żeby przetrwać. Zdarzały się akty kanibalizmu tak straszne, że na myśl o nich cierpnie skóra. Edelman wspomina na przykład trzydziestoletnią Rywkę Urman, które w desperacji odgryzła kawałek ciała swojego zmarłego dziecka (które miało dwanaście lat). Inna matka musiała porzucić zwłoki syna ze względu na brak pieniędzy na jego pochówek. Sobie jednak również wróżyła rychłą śmierć. Zdarzały się zamieszki i akty przemocy na dzieciach, którym dowożono zupę przed łaźnią na ulicy Spokojnej. Wycieńczeni z głodu ludzie umierali z kąskiem chleba w ustach albo podczas próby jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.

W dalszej części fragmentu czwartego Edelman opowiada o badaniach głodu w getcie. Prowadzili je lekarze, opisując skrupulatnie kolejne fazy wychudzenia. Ich praca została jednak przerwana, kiedy rozpoczęto akcję likwidacji getta. Jak wówczas mówiono – z braku surowca naukowego. Później zginęli również badacze. Przeżyła tylko Teodozja Goliborska, ale po wyjściu z getta nie mogła już zrobić użytku z wyników swoich badań. Przeprowadziła się do Australii, a tam zjawisko głodu było ludziom obce. 

Fragment piąty:

W piątym fragmencie Edelman wprowadza postać profesora Jana Molla. Dystyngowany, nieco szpakowaty mężczyzna o zręcznych dłoniach pianisty był chirurgiem w czasie okupacji. Pracował w Radomiu w szpitalu świętego Kazimierza. Na początku operował głównie partyzantów z ranami brzucha. Później, kiedy powstał tak zwany przyczółek w Warce, zajmował się już „klatkami piersiowymi”. Tam właśnie po raz pierwszy zobaczył na własne oczy otwarte, bijące serce. Wojna jest świetną „okazją” dla młodego chirurga, nigdzie nie będzie miał tak szybkiej i tak dobrej szkoły – wspomina Edelman. Po tych wydarzeniach profesor Moll stanie się światowej sławy lekarzem. Co ciekawe, w Polsce po raz pierwszy otworzono chirurgicznie klatkę piersiową w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym. Widok bijącego niczym małe zwierzątko serca dziwił lekarzy biorących udział w operacji. Ale nie profesora Molla.

Z czasem Moll zdobywał coraz większe umiejętności i uznanie. W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym drugim roku, dwudziestego czerwca, potrafił już otworzyć serce i przeprowadzić na nim operację. Wśród jego pacjentów była między innymi Gertruda Kwapisz. Podejmował się coraz poważniejszych zabiegów kardiochirurgicznych i pomagał w ten sposób wielu ludziom z różnych klas społecznych i w różnym wieku. Na przykład majstrowi specjalizującemu się w maszynach pasmanteryjnych – panu Rudnemu, prezesowi Automobilklubu – panu Rzewuskiemu czy pani Bubnerowej, której mąż niegdyś udzielał się chętnie w gminie wyznania mojżeszowego, żeby zapewnić sobie w ten sposób specjalne względy i układy z Panem Bogiem.

Mimo wielkiej sławy i uznania profesora Molla nie opuszczają czarne myśli. Wyznaje, że boi się nie tylko śmierci pacjenta na stole operacyjnym, ale również tego, że ktoś może go posądzić o eksperymentowanie na ludziach. A tego zabrania etyka lekarska.

Obawy lekarza wynikały między innymi stąd, że podejmował intensywne wysiłki, żeby przeprowadzić z sukcesem zabieg odwrócenia krwiobiegu. Jego pierwszy szkic wykonał Edelman – wówczas asystent profesora – i przedstawił zwierzchnikowi z sugestią przeprowadzenia próby na zmarłym organizmie. Udało się. Nadal jednak nie było wiadomo, jak na taką procedurę zareaguje żywe serce. Profesor bardzo obawiał się fiaska, ale w końcu podjął próbę przeprowadzenia zabiegu na człowieku. Nie bez powodu pacjentką, u której podjął się wykonania odwrócenia krwiobiegu, była Bubnerowa – kobieta w podeszłym wieku. Operacja udała się, a wdowa wróciła do zdrowia. W ten sposób profesor Moll uleczył również innych chorych.

Ciekawe są zwłaszcza refleksje chirurga na temat znaczenia jego posługi. Mówił, że zostaje sam na sam z sercem, które porusza się wewnątrz człowieka jak małe zwierzątko. Miał wrażenie, że czyjeś „być albo nie być”, czyjaś egzystencja zależy wyłącznie od niego; że teraz to w jego rękach spoczywa ten najcenniejszy z wszystkich dar – życie. 

Fragment szósty:

Hanna Krall wspomina w szóstym fragmencie reportażu o ważnej nagrodzie imienia doktor Elżbiety Chętkowskiej, którą przyznawano za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kardiologii. Wyróżnienie finansowano dzięki zyskom z pracy naukowej „Zawał serca”, której współautorem był Marek Edelman. Następnie przechodzi płynnie do przypomnienia, jaką właściwie rolę bohater pełnił jeszcze w czasach istnienia getta. Otóż należało do niego codzienne zanoszenie próbek krwi zarażonych tyfusem do stacji sanitarno-epidemiologicznej. Po wykonaniu tego zadania mógł już zająć swoje miejsce przy wejściu na Umschlagplatz, gdzie stał przez sześć tygodni, patrząc, jak czterysta tysięcy ludzi przechodzi obok niego i znika w wagonach.


W ten sposób Krall nawiązuje do filmu „Requiem dla 500 000” (czytaj: rekwiem dla pięciuset tysięcy). Zdjęcia do niego robił niemiecki operator, a wszystkiemu przyglądali się dziennikarze ze Szwecji, przygotowujący materiały informacyjne o getcie. Obraz ukazuje tłum ludzi z bochenkami chleba zaciskanymi w ramionach, który kieruje się w stronę wagonów. Choć nikt nie rozumie dlaczego, wszyscy biegną. Nagle rozlegają się strzały, a lektor ogłasza wybuch powstania. Autorka formułuje opinię, że dobrze się stało. Dobrze, że powstanie wybuchło akurat wtedy. I dodaje, że wiele osób, które przeżyło Holocaust, nie pochwala tego, jak potulnie więźniowie kierowali się do wagonów.


Edelman reaguje oburzeniem na ten komentarz. Broni tych, którzy zginęli w komorach gazowych, albo kopiąc swój własny grób. Twierdzi, że jedynie życie kosztem innych jest czynem pozbawionym chwały. Że nie ma nic niegodnego w umieraniu w obozie.


Fragment siódmy:

Fragment siódmy otwiera wspomnienie pewnej znaczącej sceny, którą Edelman zaobserwował, jeszcze zanim powstało getto. Oto dwóch rosłych mężczyzn – niemieckich oficerów – obcina niewielkiej postury Żydowi brodę, kładąc jego głowę na beczce. Używają do tego nożyc krawieckich i nie próbują nawet powstrzymać się od śmiechu. Widok ten wyzwala w Edelmanie głębokie postanowienie – nigdy nie pozwolić się wsadzić na beczkę. Krall próbuje wtedy przypomnieć Edelmanowi, że był to zaledwie początek wojny i mógł opuścić kraj razem ze swoimi przyjaciółmi, którzy uciekali przez zieloną granicę. Bohater oburza się na tę wypowiedź i tłumaczy reporterce, dlaczego musiał zostać w Polsce. Dla niego ważna była wierność własnym słowom i przestrzeganie zasad, które sobie wyznaczył. Wspomina również, że ci, którzy uciekali, byli ludźmi bogatymi, z tak zwanego towarzystwa; mogli sobie pozwolić na ten wyjazd. Kiedy wojna się skończyła, zostali uprzywilejowanymi, światowymi osobami. Wielokrotnie zachęcali Edelmana do wyjazdu, nigdy jednak nie skorzystał z tej propozycji. Nie wykorzystał również szansy na ucieczkę z getta, choć dzięki specjalnej przepustce mógł przedostawać się na aryjską stronę. Kiedy reporterka pyta go o powody tej decyzji, nie potrafi odpowiedzieć. Wraca wspomnieniami do rzeczywistości getta, opowiadając o tym, jak chętnie ludzie zawierali wtedy śluby. Tłumaczy ten fakt, mówiąc, że chodziło o to, żeby nie umierać samemu. 


Bardzo ważnym wątkiem siódmego fragmentu wywiadu jest wyjaśnienie, czym były „numerki życia”. Te małe, czyste blankiety z pieczątką dawały czterdziestu tysiącom Żydów szansę życia. Tyle armia aryjska pozwoliła rozdysponować wśród mieszkańców getta. Reszta była skazana na wywózkę do obozu i śmierć. Rozdawanie „numerków życia” było związane z absurdalnym wyborem, kto ma przeżyć. Często dochodziło przy tym do tragicznych scen i rodzinnych dramatów. Edelman wspomina, że też miał „numerek życia”, dlatego udało mi się przetrwać to piekło. Wspomnienia o tym prowadzą do przywołania historii wywózek, które rozpoczęły się w getcie dwudziestego drugiego lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku. Pojawiły się wtedy niemieckie plakaty z informacją o przesiedleniu ludności na wschód, co w praktyce było wprowadzeniem do akcji likwidacyjnej. Codziennie dziesięć tysięcy osób miało się stawić na Umschlagplatz, a niebawem umrzeć w obozie. Nad porządkiem procederu miała czuwać policja żydowska, co wywołało niemałe kontrowersje i zgorszenie. Już pierwszego dnia akcji Judenrat, czyli prezes Gminy Żydowskiej, popełnił samobójstwo. W liście, jaki po sobie zostawił, tłumaczył, że stanął przed obowiązkiem przygotowania transportu dzieci i nie był w stanie tego zrobić. Edelman pamięta, że lipiec tamtego roku był upalny i słoneczny, a w dzień samobójstwa Adama Czerniakowa padał deszcz. 


Fragmenty ósmy i dziewiąty:

W ósmej części reportażu Edelman wraca do wspomnień związanych z pacjentami szpitala prowadzonego przez profesora Molla. Wszyscy trafili tam z zawałem i rozmyślali o swoim dawnym życiu: tatrzańskich szczytach, maszynach i fabrykach. W kolejnym fragmencie reportażu poznajemy bliżej pacjentów profesora. Dowiadujemy się o pasji Wilczkowskiego do chodzenia po górach, szczęśliwym małżeństwie Rudnego, któremu udawało się realizować wszystko, co zaplanował i pani Bubnerowej, która zajmowała się produkcją i sprzedażą długopisów. Ponieważ musiała dokładać wszelkich starań, żeby towar „nie leżał”, zdarzały jej się drobne oszustwa i korupcja. Dostała zawału niedługo po tym, jak skazano ją w sądzie na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. 


Fragment dziesiąty:

W dziesiątym fragmencie Krall przytacza cytaty z rozmowy Edelmana, którą przeprowadził z pewną kobietą. Kilkanaście lat po wojnie odwiedziła go córka Lejkina – zastępcy komendanta Umschlagplatzu (była tym dzieckiem, które urodziło mu się siedemnaście lat po ślubie). Nie mogła się pogodzić ze śmiercią ojca, którego na egzekucję skazała Żydowska Organizacja Bojowa. Edelman tłumaczy kobiecie, jakie były powody tego wyroku: Lejkin nie chciał przekazać pieniędzy na broń dla powstańców, bo wydawał je na utrzymywanie córki, która żyła po aryjskiej stronie. Kobieta nie potrafi tego zrozumieć i zarzuca Edelmanowi okrucieństwo, a ten w odpowiedzi wyjaśnia jej, czym zajmował się jej ojciec w getcie. Jego praca polegała na liczeniu ludzi wysyłanych transportami do obozu. Dodaje też, że śmierć Lejkina nie była bezsensowna – nigdy później nikt nie odmówił im pieniędzy na broń.


W ten sposób Edelman przechodzi do opowieści o Żydowskiej Organizacji Bojowej. Decyzję o utworzeniu tej formacji podjęto po akcji przesiedleńczej, kiedy w getcie zostało sześćdziesiąt tysięcy Żydów. Początkowo ŻOB liczył kilkaset osób, ale w styczniu tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku, czyli po kolejnych przesiedleniach, zmniejszył się do zaledwie osiemdziesięciu. Wtedy też doszło do pierwszych wystąpień zbrojnych i zaczął się bunt. Zasoby broni opozycjonistów wynosiły zaledwie dziesięć sztuk karabinów podarowanych im przez Armię Ludową. Wiele osób do walki używało tylko własnych rąk, ale i tak dochodziło do starć ulicznych, które często kończyły się rozstrzelaniem rebeliantów.


Edelman opowiada przy tej okazji również o Hennochu Rusie, którego głos był decydujący podczas debat o powstaniu ŻOB-u. Rus miał chorego syna. Potrzebował transfuzji krwi, żeby móc przeżyć. Nie znalazł się żaden dawca, więc sam Edelman zdecydował się na ten czyn. Niestety wkrótce potem chłopiec zmarł, a Rus skrycie obwiniał za to bohatera. Kiedy doszło do tragicznych wydarzeń przesiedlania Żydów z getta, mężczyzna przyznał jednak: „dzięki tobie miał godną śmierć”.


Fragment kończy się opowiadaniem o działalności konspiracyjnej ŻOB-u i strajku głodowym, jaki zorganizowali zbuntowani członkowie oddziału, oskarżający Edelmana o zbyt oszczędne gospodarowanie bronią. Niestety pokłosiem tych wydarzeń było zbiorowe samobójstwo. Edelman opisuje na koniec, jak powstańcy opuszczali getto kanałami pod odpowiednim nadzorem „przewodników”. 


Fragment jedenasty:

Edelman opowiada o propozycji wystąpienia w filmie Andrzeja Wajdy, który opowiadałby historię Żydów z getta warszawskiego. Bohater miał w nim wystąpić w roli przewodnika, który oprowadza widzów po wszystkich ważnych miejscach. Co zaskakujące, nie przyjął tej propozycji. Mówił, że mógł to opowiedzieć tylko raz i już to zrobił. 


Fragment dwunasty:

Dlaczego Edelman zdecydował się zostać lekarzem? Kiedy próbował otrząsnąć się z wojennych traum, trafił do Łodzi, gdzie postanowił się osiedlić. Jego żona zapisała go na medycynę, a jakiś czas później mężczyzna przypadkowo trafił na wykład, w trakcie którego usłyszał bardzo przekonującą definicję choroby jako łamigłówki do rozwiązania. Edelman poczuł wtedy, że jego powołaniem zarówno w getcie, jak i teraz było ratowanie ludzi, chronienie ich przed śmiercią, próba chociaż krótkiego przedłużenia im życia. To tutaj pada słynny fragment, który tłumaczy znaczenie tytułu książki: „Pan Bóg chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć chwilę dłużej, niż On by sobie życzył”. Zdążyć przed Panem Bogiem – to życiowa misja Edelmana. 

Fragment trzynasty:

We fragmencie trzynastym Krall próbuje ustalić chronologię wydarzeń z powstania w getcie. Przytacza prawdopodobne dane na temat wyposażenia i liczebności niemieckich żołnierzy. Powstanie wybucha dziewiętnastego kwietnia o czwartej nad ranem. Toczą się pierwsze walki. Dochodzi do wybuchu miny-pułapki w pobliżu fabryki szczotek. To bardzo ważne wydarzenie w historii przebiegu powstania, ponieważ po nim Niemcy zaczynają się wycofywać i próbują wedrzeć się na pobliski strych. Tam Michał Klepfisz zasłania własnym ciałem broń okupanta i w ten sposób ratuje życie współtowarzyszy. Zostanie za ten akt odwagi odznaczony orderem Virtuti Militari. Edelman wspomina również o innych bohaterach. Mówi między innymi o Zygmuncie, który zdecydował się strzelać do trzech Niemców, sugerujących, że się poddają. Kiedy Krall pyta, czy Edelman nie miał wyrzutów sumienia z powodu złamania zasad fair play, odparł, że ci trzej odpowiadają za śmierć czterystu tysięcy ludzi, których zagazowano w Treblince. 


W dalszej części bohater opisuje swoje spotkanie ze Stroopem (czytaj: Sztropem) – esesmanem, którego powołano do składania zeznań przed Komisją do Badania Zbrodni Hitlerowskich. Stroop stanął przed zgromadzonymi w sali, również Edelmanem, na baczność, a kiedy prokurator powiedział, kim jest Edelman, odwrócił się w jego stronę, stuknął obcasami i zasalutował. To bardzo wymowna scena.


Bohaterowi przypomina się również moment podpalenia getta i ogromna panika, jaka wówczas wybuchła. Ludzie tłoczyli się w dusznych schronach, pojawiły się pierwsze ofiary, każdy walczył o swoje życie, a liczył się przede wszystkim czas. Opowiada też, jak jedna z matek chroniących się z wieloma innymi osobami w piwnicy, zdecydowała się wypuścić na chwilę dziecko, żeby mogło zaczerpnąć powietrza. Chłopczyk został zwabiony przez niemiecki patrol cukierkiem i wskazał im miejsce schronu. W chwilę potem kryjówka została wysadzona w powietrze, a w wybuchu zginęło bardzo wiele osób. Edelman mówi wtedy, że porządek historyczny to tak naprawdę porządek umierania. 


Fragment czternasty:

W nim Edelman podejmuje refleksję na temat tego, dlaczego przeżył. Chciałby wierzyć raczej, że to był przypadek, aniżeli ingerencja siły wyższej. Opowiada o sytuacjach, w których zaglądał śmierci w oczy, a jednak udało mi się wyjść z opresji. Wspomina, jak był pod ostrzałem, ale udało mu się uniknąć każdej z kilkunastu kul. Podejrzewa, że żołnierz, który do niego strzelał, miał wadę wzroku. Innym razem udało mu się uciec z potrzasku w wyniku niezwykłego zrządzenia losu. Został schwytany na ulicy przez żydowskiego policjanta i Niemca, bo zabrakło im ludzi do codziennego transportu. Wsadzono go na wóz, a w trakcie jazdy Edelman zauważył swojego kolegę – policjanta, który właśnie wracał z pracy. Powiedział Niemcowi, że wiezie jego brata i powinien go wypuścić. W ten sposób bohater po raz kolejny uniknął śmierci. 


Fragment piętnasty:

Ostatni fragment książki rozpoczyna krótki opis tego, w jaki sposób działa ludzkie serce. Edelman mówi o nim, że jest mechanizmem jak każdy inny, a jednocześnie jest maszyną niezwykłą, bo potrafi się regenerować i przeprowadzać „remont na bieżąco”. Ta myśl skłania bohatera do podjęcia rozważań o ludzkim życiu i zasadności niektórych boskich wyroków. Jako lekarz nigdy nie jest pewien, czy uda mu się zwyciężyć w zmaganiach z Bogiem, ale każde ocalone przez niego istnienie przynosi dużą satysfakcję. Swoje powołanie widzi właśnie w nieustannym prowadzeniu tej gry z Bogiem i ze śmiercią. Książkę zamyka refleksja o tym, że Edelman jest jedynym ocalałym spośród czterystu tysięcy zabitych. Z pozoru ta proporcja wydawałaby się nieracjonalna, może nawet śmieszna, ale przecież każde życie stanowi sto procent, więc może to wszystko ma jakiś sens. 

Zdążyć przed Panem Bogiem - podsumowanie

„Zdążyć przed Panem Bogiem” to reportaż Hanny Krall zawierający rozmowę autorki z Markiem Edelmanem – ostatnim żyjącym wówczas przywódcą powstania w getcie. Utwór jest również wzbogacony o relację odautorską, w której Krall zapisuje sprawozdanie z relacji bohaterów drugoplanowych. Najważniejszym wątkiem jest relacja z powstania w getcie warszawskim, którą Edelman zdaje w sposób niecodzienny. Unika jakichkolwiek ocen moralnych i stara się przedstawić fakty. Pozwala sobie nawet na wygłoszenie kontrowersyjnej opinii: jego zdaniem powstańcy mogli zdziałać zdecydowanie więcej w trakcie walk. Między innymi z tych powodów jego słowa nie spotkały się z aprobatą opinii publicznej. Życiowym powołaniem Edelmana stała się próba ratowania ludzi przed śmiercią, wydłużania ich czasu spędzonego na ziemi. Stąd tytuł – zdążyć przed Panem Bogiem. 

Zdążyć przed Panem Bogiem - warto wiedzieć

Jeśli chciałbyś dowiedzieć się jeszcze więcej o lekturze, jesteś ambitny i zaciekawiony tą tematyką – zwróć uwagę na specyficzną budowę utworu. Krall wypracowała swój własny, niepowtarzalny styl prowadzenia reportażu. To krótka, czasami wprost lakoniczna, relacja, w której nie znajdziesz wyszukanych porównań, metafor i innych środków typowych dla prozy artystycznej. Krall jest bardzo oszczędna w słowach. Ona i jej przemyślenia nie są w utworze ważne. Ba! Nawet Marek Edelman nie jest ważny. Najważniejsze jest to, żeby opowiedzieć o tamtych wydarzeniach. To niezwykle trudne zadanie, bo wspomnienia, które przywołuje, są bolesne nie tylko dla autora wypowiedzi, ale również tysięcy ofiar Holocaustu rozproszonych po całym świecie. 

To już koniec naszego opracowania. Podobało Ci się? Podaj je dalej do znajomych, którym też może się przydać. Pamiętaj również, że ta praca jest pomocą w nauce, dlatego korzystając z okazji, zachęcamy cię do przeczytania albo wysłuchania lektury w całości.