Support, niespodzianki i muzyczne eksperymenty
Skład 2115, czyli jeden z najpotężniejszych kolektywów polskiego rapu, świętuje w tym roku 10-lecie swojej działalności. Bedoes 2115, White 2115, Kuqe 2115, Blacha 2115 i Flexxy 2115 - każdy z nich zbudował własną markę na scenie, jednak razem tworzą ekipę, która od lat wyprzedaje koncerty i wyznacza trendy. Na PGE Narodowym dostali szansę, o jakiej marzy wielu. Panowie, z okazji swojego jubileuszu, dzielili scenę z samym 50 Centem. Czy ją wykorzystali? W 100%!
Zanim ikona rapu pojawiła się na scenie, 2115 rozgrzało publiczność jak należy. Chyba niewielu fanów spodziewało się tego, że na PGE Narodowym usłyszy solowe hity składu. Bedoes nieco powrócił do korzeni i zaprezentował "1998 (mam to we krwi)" oraz "Delfina", White 2115 rozbujał stadion "Californią", a Kuqe 2115 wybrał kawałek, który od ostatnich miesięcy podbija serwisy streamingowe, czyli "Taki mały ja”. Do tego wszystkiego Blacha 2115 dołożył "Casablancę".
Kolejnym zaskoczeniem byli goście. Na scenie zobaczyliśmy Kizo i Mr. Polska, a też raperów, którzy są jednym z najświeższych objawień na rapowej scenie polski, czyli Zippy Ogar, Boron i Po Prostu Kajtek z programu "Rhythm + Flow Polska", którego jurorem był Bedoes. To nie koniec niespodzianek. Pawbeats zagrał na fortepianie akompaniując pod "Jolie Jolie" i "wszystkie noce są samotne", co nadało kawałkom zupełnie innego, bardziej melancholijnego klimatu. Choć widać było, że część nowych aranżacji powstała niedawno i nie wszystko było dopięte na ostatni guzik, atmosfera była tak gorąca, że nikt nie zwracał na to uwagi.
Bedoes wielokrotnie podkreślił, że wychował się na 50 Cencie i jego muzyce, a rap powinien rozwijać się w taki sposób, by każdy znalazł w nim swoje miejsce. Ich występ był idealnym wstępem do tego, co miało się wydarzyć później.
50 Cent w Warszawie - finał jubileuszowej trasy
Gdy na scenie pojawił się 50 Cent, stadion dosłownie eksplodował. Koncert w Polsce był finałem jego "The Legacy Tour”, czyli trasy z okazji 50. urodzin. Warszawa została wybrana na ostatni europejski przystanek. Była to również jedyna i niepowtarzalna okazja w 2025 roku, żeby zobaczyć go w tej części świata.
Wystarczyły pierwsze dźwięki "In Da Club", by płyta i trybuny oszalały. Podobnie było przy "Candy Shop", który od premiery w 2005 roku stał się hymnem pokolenia, które dopiero co poznawało ikonę rapu. Nic dziwnego, że cały stadion bujał się w rytm kultowego już utworu. Każde "Put your hands up!” było natychmiast podchwytywane przez tłum, który śpiewał z nim każdy wers.
50 Cent udowodnił, że wciąż jest w znakomitej formie. Na PGE Narodowym widzieliśmy pewnego siebie, charyzmatycznego i rapera z niepowtarzalnym flow, które bez dwóch zdań przetrwało próbę czasu.
Na scenie towarzyszyła mu ekipa tancerzy, którzy swoimi układami znakomicie dopełniali cały występ. To był prawdziwy pokaz tego, jak wygląda hip-hop w najlepszym, koncertowym wydaniu. Patrząc na 50 Centa na scenie widać było, że każdy element show został dopracowany do perfekcji.
Tego wieczoru jego muzyka połączyła fanów z różnych pokoleń. Tych, którzy doskonale pamiętają premierę "Get Rich or Die Tryin", i tych, którzy znają go głównie ze Spotify. Warszawski finał "The Legacy Tour" był celebracją kultury hip-hop i spotkaniem legendy z nową falą rapu. To idealny dowód na to, że muzyka nie zna granic ani wieku. Ten wieczór na długo zostanie w pamięci wszystkich, którzy mieli szczęście być wtedy na PGE Narodowym.