Źle się dzieje w Kinowym Uniwersum Marvela i przyznają to nawet najwięksi obrońcy przygód trykociarzy Domu Pomysłów. Przyznał to też sam Kevin Faige (szef Marvel Studios), który przed kilkoma dniami ogłosił, iż rzeczone uniwersum w istocie wymknęło im się spod kontroli i po debiucie "Avengers: Secret Wars" (2027 rok) planują gruntowny restart. Zanim jednak do tego dojdzie trzeba wprowadzić do MCU Pierwszą Rodzinę Marvela, która dotąd radziła sobie na ekranie... no cóż, bardzo źle. I o ile "Fantastyczna 4: Pierwsze kroki" to bez wątpienia najlepsza z dotychczasowych wersji, nie oznacza to jeszcze, że jest dobrym filmem. Bo nie jest.
"Fantastyczna 4: Pierwsze kroki" - recenzja nowego filmu Marvela
Od dawna powtarzam, że MCU funkcjonuje obecnie na zasadzie sinusoidy, gdy po każdym sukcesie artystycznym (nie mylić z komercyjnym), któremu towarzyszą pełne entuzjazmu okrzyki "stary dobry Marvel wrócił!", twórcy wylewają nam na głowy wiadro lodowatej wody w postaci aoglądalnego produktu filmo/serialopodobnego. I tak oto po świetnych "Thunderbolts*" nadszedł czas na naprawdę kiepską "Fantastyczną 4".
Zwiastuny obiecywały wiele. Gwiazdorską obsadę, gdzie każdy z głównych aktorów zdążył już udowodnić siłę swych umiejętności (Vanessa Kirby w "The Crown", Pedro Pascal w "The Last of Us" i "Grze o tron", Joseph Quinn w "Stranger Things", a Ebon Moss-Bachrach w "The Bear"), piękne wizualia, klimat oraz porządnego złoczyńcę. I owszem, niektóre z tych obietnic zostały spełnione - Galactus (w tej roli Ralph Ineson) robi odpowiednie wrażenie, Julia Garner sprawdza się w roli Srebrnej Surferki (na przekór hejterom), a retro-futurystyczny design naprawdę cieszy oko. Muszę pochwalić też muzykę, bo jest, nomen omen, fantastyczna i zaskakująco wyrazista, jak na produkcję Marvela. Na tym jednak kończą się zalety.

i
"Fantastyczna 4: Pierwsze kroki" to kiepski scenariusz i nieudolna próba żerowania na popularności Pedro Pascala
Największą bolączką nowej "Fantastycznej 4" jest scenariusz, który pisał chyba stażysta i to na kolanie tuż przed startem zdjęć. Doprawdy trudno mi pojąć, jak w 2025 roku po kilkunastu latach funkcjonowania rzeczonego uniwersum i precedensie w postaci absolutnej porażki każdej dotychczasowej inkarnacji Pierwszej Rodziny Marvela, ktoś dał temu skryptowi zielone światło. Nie zliczę, ile razy w trakcie seansu przewracałam oczami tudzież załamywałam ręce obserwując kuriozalne poczynania bohaterów. I żebyśmy mieli jasność - nie wymagam, by każda superbohaterska produkcja napisana i pomyślana została z przenikliwością godną "X-Men '97", a poziom mojej tolerancji wobec sztampy jest naprawdę wysoki, niemniej wszystko ma jakieś granice. "Fantastyczna 4: Pierwsze kroki" to film, i piszę to z ciężkim sercem, nie tylko przewidywalny, ale też boleśnie naiwny i zwyczajnie głupi. Decyzje podejmowane przez bohaterów urągają zdrowemu rozsądkowi, a postępowanie zarówno członków tytułowej drużyny, jak i bezimiennej masy zwykłych cywilów, jest irracjonalne i niezbyt wiarygodne (eufemistycznie rzecz ujmując). W efekcie nie sposób się w tę historię jakkolwiek zaangażować, bo to zlepek absurdalnych i wyświechtanych motywów, który scenarzyści traktują śmiertelnie poważnie - taką dawkę głupoty i scenariuszowego lenistwa mogłabym wybaczyć przy "Szybkich i wściekłych" czy, pozostając w obrębie gatunku, "The Suicide Squad", bo to bardzo samoświadome, nastawione na absurd filmy.

i
"Fantastycznej 4" nie ratuje też obsada, choć wielkie brawa dla Josepha Quinna, który ciągnie ten tonący statek na własnych barkach. Jego Johnny Storm (nota bene najlepszy z dotychczasowych) to jedyna postać, której los jakkolwiek mnie obchodził. Ebon Moss-Bachrach nie miał za wiele do zagrania, a wątek Bena wydaje się doklejony do filmu na siłę, byle był. Vanessa Kirby miewa swoje momenty (tu aż żałuję, że nie mogę zagłębić się w fabułę, ale obiecałam brak spoilerów), lecz twórcy nie wykorzystują jej potencjału. Szczególnie boli jednak Pedro Pascal, który jest drugą największą bolączką filmu i bezapelacyjnie najgorszym Reedem Richardsem (tak, gorszym niż Miles Teller). Chłop pasuje do postaci niczym pięść do nosa i choć stara się jak może, 2+2 magicznie nie zmieni się w 5, gdy tylko pozwolimy, by wielbiony przez miliony Pedro zapłakał kilkakrotnie i popatrzył na nas sarnim wzrokiem. Nie pomaga mu zresztą sama konstrukcja postaci, która finalnie więcej ma wspólnego z Jonem Snow (tym od "you know nothing Jon Snow") niż "najmądrzejszym człowiekiem świata". Po seansie moje podejrzenia względem angażu Pedro zmieniły się w pewność - był to wyrachowany ruch ze strony Marvela, by przyciągnąć ludzi do kin, bo, jak wiemy, ich filmy tracą na popularności. A na Pascala każdy z chęcią popatrzy.
"Fantastyczna 4: Pierwsze kroki" - czy warto wybrać się do kina?
Reasumując, "Fantastyczna 4: Pierwsze kroki" to olbrzymi zawód i kolejny krok w tył Kinowego Uniwersum Marvela. Film jest ładną wydmuszką, ale retro-futurystyczny design nie przykryje głupot fabularnych i braku serducha. Nawet efekty specjalne, które w lwiej części prezentują się zaskakująco dobrze jak na obecne standardy MCU, zaliczają potężne wtopy pokroju CGI dziecka rodem z sagi "Zmierzch". A jak już przy dziecku jesteśmy to boli mnie niewykorzystany potencjał dylematu moralnego, który w "Infinity War" wyszedł przecież kapitalnie (znów - nie mogę wchodzić w szczegóły). Także informuję, że nie musicie pędzić do kin, a spokojnie możecie poczekać na debiut w streamingu. Ocena: 4/10.