pomoc

Leoś z Bydgoszczy już połowę życia spędził w szpitalach. Jego serce może uratować droga operacja

2024-01-03 14:55

Ma dopiero pół roku. Kiedy się urodził, wyglądał na okaz zdrowia. Pierwsze badanie, które zwykle trwa chwilę, u niego zajęły półtorej godziny, potem wyścig z czasem nabrał tempa i nie zwalnia nawet na chwilę. Od tamtego momentu bliscy wiedzą, że już zawsze będą drżeli o niego. Trzy pierwsze miesiące życia spędził w szpitalach w Bydgoszczy i Gdańsku, gdzie lekarze najpierw ustalili, co mu jest, a potem zaczęli walkę o niego. Cały czas jest przy nim mama: - Przerażające informacje spadały na nas jak lawina, której moja miłość nie zdoła zatrzymać - mówi. Szansa na to jest, ale potrzeba pieniędzy.

  • Mały Leon z Bydgoszczy ma poważną wadę serca.
  • Jego mama poznała diagnozę dopiero po porodzie.
  • Wcześniej nic nie wskazywało na to, że chłopiec jest ciężko chory.

To miało być rutynowe badanie w bydgoskim szpitalu. Zmieniło wszystko

- Dowiedziałam się o tym 4,5 godziny po porodzie. Rutynowe badanie, które powinno zająć chwilę, przedłużyło się do 1,5 godz. Już wiedziałam, że coś jest nie tak. Lekarze powiedzieli, że Leosiowi spada saturacja i nie wiedzą, z czego to wynika - mówi Patrycja Siernicka. - Okazało się, że Leo ma złożoną wadę serduszka. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Chwilę później lekarze zapytali, czy chcę ochrzcić synka, bo nie są pewni, czy przeżyje. Byłam załamana, przepłakałam całą noc - dodaje.

Leoś ma pół roku i skomplikowaną wadę serca

Lekarze w drugim szpitalu postawili diagnozę. Leo ma złożoną wadę serduszka – Tetralogię Fallota. Ma zarośniętą zastawkę pnia płucnego, ubytek przegrody międzykomorowej, przerośniętą prawą komorę i niedomykalność zastawki mitralnej i trójdzielczej.

 - Przerażające informacje spadały na nas jak lawina, której moja miłość nie zdoła zatrzymać - mówi mama chłopca.

Leoś spędził w szpitalu trzy pierwsze miesiące życia, ale walka o jego zdrowie wciąż trwa. Mama jeździ z nim pociągami do szpitala w Gdańsku i jest przy nim, gdy przebywa w bydgoskim szpitalu. To generuje duże wydatki i wymaga poświęceń. Kiedy Leoś potrzebuje mamy przy sobie, w domu czeka czwórka jego rodzeństwa.

Szansą dla małego bydgoszczanina jest operacja w Genewie. Trwa zbiórka pieniędzy

- Od ponad dwóch miesięcy Leo jest karmiony sondą - mówi pani Patrycja. - Staram się, żeby zaczął pić z butelki, ma odruch ssania, ale nie potrafi przełykać. Dwa razy w miesiącu kupuję mu leki, opłacam przejazdy do Gdańska i ewentualne noclegi, gdy nie mogę zostać przy szpitalnym łóżku. Dodatkowo bardzo przydałby się nam przenośny pulsoksymetr niemowlęcy. Szansą dla Leo jest operacja w Genewie. Jest nam niewyobrażalnie ciężko, a to dopiero początek walki - dodaje

Pełen kosztorys rodzina pozna po tym, jak lekarze poznają wyniki szczegółowych badań chłopca. Już trwa jednak zbiórka na stronie siepomaga.pl. Można też pomóc rodzinie, biorąc udział w licytacjach w mediach społecznościowych w grupie Piątka dla lwiątka.

Wolontariusze z Bydgoszczy dotarli do prawie tysiąca potrzebujących