Zielona granica

i

Autor: pexels, YouTube/screen

Kino

Byłem w bydgoskim Multikinie na „Zielonej Granicy”. Ludzie klaskali na scenie ze Stuhrem

2023-10-17 14:51

Jeszcze przed premierą „Zielonej Granicy” o nowym filmie Agnieszki Holland zrobiło się głośno. Wzbudzająca emocje i kontrowersje produkcja jest w ciągu dalszym szeroko komentowana przez widzów, artystów, a także polityków. Ja również przeszedłem się na seans. Czy film rzeczywiście jest tak antypolski, jak wskazują członkowie niektórych ugrupowań? Moim zdaniem jest wręcz propolski. Szczegóły poniżej.

Budynek Urzędu Wojewódzkiej przy ul. Jagiellońskiej w Bydgoszczy od jakiegoś czasu zyskał nowe biało-czerwone barwy. Na nim znajduje się wielki „hasztag” - „Murem za polskim mundurem”. Hasło to odnosi się oczywiście do najnowszej produkcji Agnieszki Holland, która od czasu premiery (22 września) nie schodzi z tapetu.

„Zielona Granica” przyciąga do kin tłumy bydgoszczan

W premierowy weekend film obejrzało ponad 137 tysięcy widzów z całej Polski. Również w Bydgoszczy „Zielona Granica” przyciągnęła tłumy do kina. Jak zwracał uwagę dyrektor bydgoskiego Heliosa – produkcja przyciągnęła największą widownię w skali dnia ze wszystkich tytułów od piątku (w dniu premiery) do wtorku – gdy poprosiliśmy Marcina Łosowskiego o komentarz.

Ja również postanowiłem wybrać się na seans. Bilet kupiłem w piątek (29 września) z jednodniowym wyprzedzeniem, a już wtedy było niełatwo o dobre miejsca. W sobotę, podczas projekcji sala była pełna. Ostatni raz widziałem tylu widzów w jednym pomieszczeniu na premierze „House of Gucci” w listopadzie 2021 roku.

Politycy mieszają film z błotem, choć sami zaznaczyli, że go nie widzieli

Jak zaznaczają osoby z przestrzeni publicznej, które zrugały najnowsze dzieło Holland – na film się nie wybrali i nie wybiorą. Do głowy przychodzi mi tylko jedno porównanie – dziecko, które krzyczy, że nie lubi buraczków, choć nigdy ich nie próbowało.

Czy „Zielona Granica” jest filmem antypolskim?

Czy film rzeczywiście jest tak antypolski, jak zaznaczają przeciwnicy produkcji Holland? W mojej opinii absolutnie nie. Co więcej – postaram się udowodnić, że jest na odwrót, a produkcja jest propolska.

Pokazuje bowiem Polaków, którzy się jednoczą i pomagają innym - ponad wszystko. Nie boją się tego, że spotkają ich za to konsekwencje. Traktują drugiego człowieka, jak równego sobie, ryzykują, a nawet trzymają w domu w piwnicy (przerobionej na mieszkania) uchodźców, by nie dorwały ich służby. Film przedstawił obraz rodaków na podobieństwo tych, z czasów II wojny światowej, którzy ukrywali w swoich domach Żydów.

Czy film Agnieszki Holland uderza w polski mundur?

Politycy partii rządzącej zarzucają Agnieszce Holland, że „pluje” na polski mundur. Ile w tym prawdy? W mojej opinii – ani krzty. Film nie dzieli bohaterów na dobrych – czyli wolontariusze i potworów – polscy funkcjonariusze. Ukazuje postaci z różnych stron. Funkcjonariusze straży granicznej muszą wykonywać swoje obowiązki, a z drugiej strony – zwyczajnie są ludźmi. Za dnia żołnierze wywożą uchodźców za granicę białoruską - w nocy balują, piją bimber, by zagłuszyć emocje. Przynajmniej część z nich.

Nie wszyscy funkcjonariusze są „potworami”. Jeden przepuścił busa z uchodźcami w bagażniku. Dużo ryzykował

Oczywiście znaleźli się i tacy żołnierze, którzy nazywali wywożonych uchodźców "ciapakami" i brakowało im empatii i współczucia. Co więcej – czynności te sprawiały im dużo frajdy. Nie da się ukryć, że tacy w filmie byli i scen z ich udziałem pojawiło się mnóstwo. Jednak ci drudzy, przez sytuację na granicy polsko-białoruskiej, zwyczajnie nie mieli siły wstać z łóżka. Jeden z żołnierzy dał dzieciom po batoniku, bo widział, że są głodne. Drugi zasiadł z małym chłopcem z Syrii za kółko i pozwolił mu „pobawić się” kierownicą, gdy samochód miał zgaszony silnik. Wiedzieli doskonale, że za moment będą musieli spakować ich do wozu i wywieźć za drut oddzielający granicę państw. Nie będzie to przyjemne i będzie trzeba użyć przemocy. Chcieli zawczasu zrobić dla nich coś dobrego, oczyścić sumienie.

Pod koniec filmu widzimy, jak jeden z funkcjonariuszy straży granicznej podczas kontroli zauważa, że w bagażniku ciężarówki, między kartonami ukryta jest rodzina. Udaje, że w środku auta jest czysto i przepuszcza je dalej.

Wolontariuszkę potraktowano na komisariacie jak przestępcę. Pomogła policjantka

Wolontariuszka Julia, grana przez Maję Ostaszewską została aresztowana za wejście do strefy wyłączonej (około granicznej) - opatrzyła jednego z uchodźców i dała mu ciepły posiłek. Policja w nieludzki sposób przeszukała ją i kazała spędzić noc w areszcie. Jednak jedna z policjantek dzwoni do jej prawnika (za plecami komendanta). Chce pomóc. Stara się dodać jej otuchy, bo sama widzi, w jak felernej sytuacji znaleźli się zarówno funkcjonariusze, jak i wolontariusze, którzy dużo ryzykowali niosąc pomoc zziębniętym, głodnym, wycieńczonym i pokaleczonym uchodźcom, dla których każdy dzień może być ostatnim. Był to odruch bardzo ludzki.

W mojej opinii film nie jest antypolski tylko propolski. Nie uderza w polski mundur tylko w polski rząd. Prawdopodobnie dlatego jego premiera była władzy bardzo „nie na rękę”. Mówiąc „bronimy polskiego mundury” politycy krytykujący film w moim odczuciu mają na myśli „brońmy swojego wizerunku”.

W filmie pojawiają się prawdziwe nazwiska. Być może niepotrzebnie, jednak niektórym widzom się to spodobało

Tym bardziej, że w produkcji są wymienieni z nazwiska – dla przykładu Zbigniew Ziobro. Widzimy fragment wypowiedzi prezydenta, Andrzeja Dudy emitowanej w telewizji, a następnie słyszymy komentarz bohaterów. Gdyby nie te fragmenty, film nie miałby aż takiego wymiaru politycznego.

Mimo wszystko, części widzom spodobały się takie „zaczepki” umieszczone w fabule. Podczas sceny z Maciejem Stuhrem, który opowiada o „faszystowskim marszu w stolicy” pod patronatem rządu, wprost uderzając przy tym i ośmieszając władzę z nieco zabawny sposób, cała sala zaczęła klaskać. Oklaski były głośne niczym w Operze Nova podczas musicalu.

Czy warto iść do kina na "Zieloną Granicę"?

Abstrahując od poglądów politycznych i nie zważywszy na to, że fabuła dotyczy prawdziwego problemu, jaki ma miejsce w Polsce, film bardzo mi się podobał. Był wzruszający, choć mocny i dosyć trudny. Pozostawia po sobie wiele refleksji. Wszyscy bydgoscy widzowie wyszli w milczeniu. Prawdopodobnie każdy z nich zastanawiał się – jakim jest człowiekiem, jaką wartość ma drugi człowiek w dzisiejszym świecie, a także – gdzie leży granica pomiędzy moralnością, a zepsuciem.

Pierwsza miłość, ZWIASTUN. Strzelanina w We-Med. Kinga przejdzie operację