pasja

Bydgoscy wioślarze dopłynęli na Bornholm. „Łódź na morskich falach zachowywała się jak balon, wiatr robił z nią, co chciał” [ZDJĘCIA]

2023-10-17 14:30

Ekstremalna wyprawa - dopłynięcie łodzią z mariny w Dziwnowie na duńską wyspę Bornholm to nie był pomysł bydgoskich wioślarzy. Namówił ich do tego Dariusz Kotala, człowiek wielu pasji, ale nie zawodowy wioślarz. Wojciech Gołuński (Lotto Bydgostia) i Michał Łopatka (Zawisza Rowing Masters) wzięli w niej udział z radością, choć nie bez obaw. Płynęli specjalnie przygotowaną łodzią, ale bez żadnej asekuracji i alternatywnego napędu do wioseł. - Powrót śnił mi się po nocach jeszcze ze dwa tygodnie - opowiada Wojciech Gołuński.

Wioślarze Wojciech Gołuński, Michał Łopatka i Dariusz Kotala mają za sobą ekstremalną podróż z mariny w Dziwnowie na duńską wyspę Bornholm. Płynęli specjalnie przygotowaną łodzią, ale bez żadnej asekuracji i alternatywnego napędu do wioseł. To ta sama, którą kiedyś dwaj Anglicy pływali po Atlantyku. Była zanurzona w wodzie zaledwie na głębokość 20 cm.

Bydgoski wioślarz opowiada o wyprawie łodzią na Bornholm

- Kiedy wiał wiatr i pojawiło się dużo wysokich fal, łódka zachowywała się jak balon, płynęła tam, gdzie kierował ją podmuch, szczególnie powrót był z tego powodu trudny - opowiada Wojciech Gołuński.

Trzyosobowa załoga wypłynęła 11 września około godz. 6.07 z mariny w Dziwnowie. Wioślarze czekali na okno pogodowe, tak, by mieć nadzieję, że w trakcie wyprawy nie zmienią się diametralnie warunki pogodowe.

- Najpierw płynęliśmy ostro, aby odpłynąć jak najdalej, bo później miał zmienić się kierunek wiatru, który odpychałyby nas od wyspy. Udało się dopłynąć po 23 godzinach wiosłowania. O godz. 5 rano zameldowaliśmy się w marinie w miejscowości Ronne - opowiada Wojciech Gołuński.

Na regenerację i uzupełnienie kalorii sportowcy mieli jeden dzień. Plan był taki, by o świcie ruszyć drogę powrotną. Nie pozwoliła na to pogoda. Od rana przechodził front deszczowo-burzowy na ich trasie powrotnej nad Bałtykiem. Mogli wypłynąć dopiero ok. godz. 15.

- Ta droga na polskie wybrzeże śniła mi się po nocach jeszcze jakieś dwa tygodnie po powrocie - mówi Wojciech Gołuński. - Wiał silny wiatr, minimalnie zanurzoną w wodzie łodzią targały fale. Według prognoz morze miało się wyciszyć około północy. Niestety dmuchało tak do wczesnych godzin porannych. Najgorsza była właśnie noc na Bałtyku. Wysokości fal można się było tylko domyślać, bo panowały kompletne ciemności. Wiem teraz, że momentami dochodziły nawet do 2 m. Wiosłowanie było skrajnie trudne. Najgorsze w tym wszystkim były problemy zdrowotne dwóch pozostałych członków załogi: Michała Łopatki oraz Dariusza Kotali. Przez większość część nocy i poranka składali hołd Neptunowi. Byłem wtedy praktycznie zdany na siebie. Czułem się jak na pustyni, tylko wokół zamiast piasku była woda - dodaje.

Bydgoski wioślarz opowiada, że najważniejsze było wtedy dla niego odpłyniecie jak najdalej z miejsca, w którym front miał sporą siłę oraz dowiosłowanie do czasu wschodu słońca. Udało się to szczęśliwie! Wiatr zmienił już kierunek na niekorzystny, co nie pozwalało na bezpieczne dotarcie do mariny w Dziwnowie. Załoga zdecydowała, że dobije do plaży w Pobierowie. Plażowicze mogli ich zobaczyć ok. godz. 12.07.

Wioślarze wiedzą, jak jeszcze lepiej przygotować łódź. Wspominają o kolejnych morskich wyprawach

Czy to koniec morskich przygód z udziałem bydgoskich wioślarzy? Początkowe założenie było takie, że wyprawa na wyspę Bornholm jest pierwszym etapem przygotowań do ekstremalnej podróży dookoła świata i sprawdzeniem możliwości łodzi, jak i tego składu.

- Kolejnym podobnym wyprawom nie mówimy nie, ale na pewno trzeba byłoby inaczej przygotować do nich łódź - zastrzega Wojciech Gołuński. - Dobrze byłoby mieć jednak awaryjnie jakiś zastępczy napęd. Nawigację mieliśmy ułatwioną dzięki autopilotowi, ale brakowało na pokładzie telefonu satelitarnego. Po odpłynięciu 5 km od brzegu właściwie traciliśmy kontakt ze światem - dodaje.

Jesienny Kiermasz Ogrodniczy 2023. Tłumy przy bydgoskim "Torbydzie"