Czarnobyl nie był pierwszy. Historia katastrofy w Kysztymie, którą ZSRR ukrywał przez 30 lat

2025-08-12 11:26

Zanim świat usłyszał o Czarnobylu, na Uralu doszło do tragedii nuklearnej o niewyobrażalnej skali. 29 września 1957 roku w tajnym kompleksie atomowym Majak eksplodował zbiornik z radioaktywnymi odpadami, uwalniając chmurę śmierci. Katastrofa kysztymska, sklasyfikowana jako trzecia najpoważniejsza w historii, przez dekady była jednym z najściślej strzeżonych sekretów Związku Radzieckiego, a jej skutki odczuwalne są do dziś.

czarnobyl

i

Autor: napromieniowani.pl/ Archiwum prywatne

W zbiorowej świadomości największą traumą ery atomowej jest katastrofa w Czarnobylu. Jednak niemal 30 lat wcześniej, w samym sercu zimnowojennego wyścigu zbrojeń, doszło do wypadku, który pod wieloma względami był równie przerażający, a jego historię spowijała zasłona milczenia i dezinformacji.

Wyścig zbrojeń i tykająca bomba pod Uralem

Wszystko zaczęło się w pośpiechu, w zamkniętym mieście Czelabińsk-40 (dziś Oziorsk), gdzie w 1945 roku podjęto decyzję o budowie zakładów chemicznych Majak. Cel był jeden: produkcja plutonu do pierwszej radzieckiej bomby atomowej. Presja czasu i priorytet militarny sprawiły, że kwestie bezpieczeństwa zepchnięto na dalszy plan.

Już od początku działalności zakładu, odpady promieniotwórcze traktowano z rażącym lekceważeniem. W latach 1949-1951 płynne odpady zrzucano wprost do rzeki Tiecza. Gdy uznano to za zbyt ryzykowne, zaczęto je składować w pobliskim jeziorze Karaczaj, które z czasem stało się jednym z najbardziej skażonych miejsc na Ziemi. W takich warunkach katastrofa była tylko kwestią czasu.

29 września 1957: eksplozja, która w tajemnicy wstrząsnęła światem 

Tego dnia w zakładach Majak doszło do tragedii. W jednym z podziemnych, betonowych zbiorników zawierających 80 ton wysokoaktywnych odpadów, zawiódł system chłodzenia. Temperatura wewnątrz zaczęła gwałtownie rosnąć, co doprowadziło do potężnej eksplozji chemicznej o sile szacowanej na 8 do 170 ton trotylu. Wybuch rozerwał metrowej grubości betonową osłonę, wyrzucając w powietrze radioaktywną chmurę.

Około 90% śmiertelnych substancji opadło na teren zakładu, ale reszta ruszyła w podróż, tworząc tzw. Wschodniouralski Ślad Radioaktywny (EURT) - pas skażenia o długości 300 km i szerokości do 40 km, obejmujący tereny zamieszkane przez 270 tysięcy ludzi.

Zorza polarna czy radioaktywna poświata? Wielkie kłamstwo Kremla

Władze ZSRR natychmiast uruchomiły machinę dezinformacyjną. Mieszkańcy regionu nie zostali poinformowani o zagrożeniu. Świadkowie donosili o niezwykłym, czerwono-niebieskim świetle na nocnym niebie. Kilka dni później, 6 października 1957 roku, lokalna prasa uspokajała, opisując zjawisko jako "dość rzadką na naszych szerokościach geograficznych zorzę polarną". W rzeczywistości była to luminescencja jonizowanych cząstek radioaktywnych w atmosferze.

Nazwa "katastrofa kysztymska" sama w sobie jest elementem dezinformacji. Władze użyły nazwy pobliskiego miasteczka Kysztym, które było na mapach, by ukryć istnienie tajnego Oziorska. Ewakuację rozpoczęto z ogromnym opóźnieniem, dopiero po 7-10 dniach, a w pierwszej kolejności objęła ona personel wojskowy, a nie cywilów.

Ludzki koszt tajemnicy: choroba popromienna i przymusowe wysiedlenia

Opóźnienie w działaniach miało fatalne skutki. Mieszkańcy najbliższych wiosek otrzymali dawki promieniowania sięgające 0,52 Sv. U wielu osób wystąpiły objawy ostrej choroby popromiennej: gorączka, wymioty, krwotoki i rozległe oparzenia, w których skóra odchodziła płatami. Szacuje się, że bezpośrednio w wyniku choroby zmarło co najmniej 200 osób.

W kolejnych latach w regionie zaobserwowano drastyczny wzrost zachorowań na nowotwory i białaczkę. Łącznie z map zniknęły 23 wsie, a blisko 13 tysięcy ludzi zostało przesiedlonych, często bez możliwości zabrania dobytku, który był niszczony i zakopywany na miejscu.

Jak prawda wyszła na jaw?

Mimo żelaznej kurtyny, pierwsze strzępy informacji zaczęły przeciekać na Zachód już w 1958 roku za sprawą duńskiej prasy. Przełom nastąpił jednak dopiero w 1976 roku, gdy radziecki dysydent i naukowiec Żores Miedwiediew opublikował na emigracji książkę "Katastrofa nuklearna na Uralu". Choć CIA posiadała informacje o wypadku wcześniej, nie ujawniła ich, by nie kompromitować rodzącego się przemysłu jądrowego na Zachodzie.

Związek Radziecki oficjalnie przyznał się do katastrofy dopiero w lipcu 1989 roku, w czasach polityki głasnosti.

Zapomniana lekcja z Kysztymu

Katastrofa w Kysztymie, choć przemilczana, stała się dla radzieckich naukowców ponurym laboratorium. Badania nad skutkami promieniowania na ludzi i środowisko, prowadzone w całkowitej tajemnicy, dostarczyły wiedzy, którą później wykorzystano m.in. po awarii w Czarnobylu. Skażone tereny przekształcono w Rezerwat Przyrody Wschodniego Uralu, gdzie do dziś bada się długofalowy wpływ radiacji.

Więcej na temat katastrofy w Kysztymie przeczytasz w artykule na stronie poradnikzdrowie.pl.

Źródło: Poradnikzdrowie.pl

Radio ESKA Google News